Leżenie "bykiem" i jednocześnie tracenie zbędnego tłuszczyku? Marzenie! Okazuje się, że nie tak nierealne, jakby się mogło wydawać. Brytyjskie badania wykazały, że oglądając półtoragodzinny film można stracić niemal 200 kalorii. Gatunek nie jest tu bez znaczenia. Im straszniejsze dzieło - tym lepszy rezultat. O co naprawdę chodzi?
Zbyt piękne, aby było prawdziwe? Badania przeprowadzone przez Univesity of Westminster wykazały, że oglądanie strasznych filmów powoduje zużycie sporej ilości energii, a co za tym idzie, utratę kalorii. Im większy stres, tym lepiej dla naszej sylwetki. Sprawę wyjaśnił doktor Richard Mackenzie.
"Uwalnianie adrenaliny, towarzyszące momentom intensywnego stresu czy – w tym przypadku – strachu powoduje obniżenie apetytu, wzrost tempa podstawowej przemiany materii i ostatecznie spalenia większej ilości kalorii" – tłumaczył badacz.
Podczas badania wybrano filmy grozy, przy których zużywamy najwięcej energii. Najkorzystniejszym dla sylwetki okazał się słynny horror "Lśnienie", który pozwala na utratę 184 kalorii.
To mniej więcej taka ilość, którą spalamy podczas półgodzinnego stretchingu, spaceru albo delikatnych ćwiczeń aerobowych. Poza obrazem z Jackiem Nicholsonem na liście znalazły się m.in. "Szczęki", "The Blair Whitch Project" czy "Paranormal Activity".
Marzenia vs rzeczywistość
Do wyników badań powinniśmy podchodzić z przymrużeniem oka, bo oczywistym jest (niestety), że naszej diety redukcyjnej nie możemy oprzeć na wielogodzinnym oglądaniu horrorów. Bez aktywności fizycznej i odpowiedniego odżywiania wiele nie zdziałamy.
– Nie powinniśmy przywiązywać do tego zbyt dużej wagi. Wyrzuty adrenaliny powodują niewielkie spalanie kalorii, ale poza nią wydzielany jest także kortyzol, który dla chudnięcia wcale korzystny nie jest, wręcz przeciwnie – tłumaczy Hanny Stolińska-Fiedorowicz, dietetyk. – Pamiętajmy, że oglądaniu horrorów jednak często towarzyszy podjadanie, więc na spadek wagi raczej nie ma szans – dodaje z uśmiechem.