
Kiedy A. dzwoni do kolegów księży z pytaniem, czy by mu nie pomogli w znalezieniu jakiegoś zajęcia, wiją się. Nie, nie mają dla niego roboty. No to może pożyczka? Choćby 500 złotych, odda, gdy stanie na nogi. – Jeden mówi, że by pożyczył, ale go okradli. Drugi, że da, jak się tylko spotkamy, a gdy mnie widzi, to ucieka – wzdycha.
Ksiądz Wieńczysław Ł., pulchny 50-latek w drucianych okularach, ma czteroletnią córkę. Z braku właściwej opieki dziewczynka trafiła niedawno do domu dziecka.
– Odwiedza ją ksiądz?
– Biskup powiedział: nie ma takiej potrzeby.
– Wyrzutów sumienia ksiądz nie ma?
– Może na początku miałem. Ale skoro wybrałem kapłaństwo, moja droga jest przy Kościele – mówi duchowny. – Jak mi się żyje? Dobrze, dziękuję. No, na początku miałem trochę przykrości.