Prawie 3/4 czasu wypowiedzi kandydatów w wyborach samorządowych w "Wiadomościach" TVP to słowa polityków obozu rządzącego. Opozycja, jak jest przedstawiana, to tak, aby ją ośmieszyć lub zdeprecjonować. Takie są wyniki analizy głównego programu informacyjnego dokonanej w Telewizji Polskiej przez Towarzystwo Dziennikarskie. Wnioski zaś są takie, że jest to bezprawie i że Jacek Kurski powinien odejść.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Analiza objęła wydania "Wiadomości" o 19.30 w okresie od 24 września do 7 października. Dostrzeżono przy tym kilka dominujących kategorii informacji serwowanych przez TVP, m.in. pozytywki (pozytywne dla rządzących), utrwalacze (powtórki informacji pozytywnych dla rządzących), zohydzacze (krytyka opozycji lub jakiejś grupy społecznej), czy pobudzacze (pobudzające dumę narodową).
Badanie powstało pod kierownictwem Andrzeja Krajewskiego, w przeszłości dziennikarza TVP oraz m.in. redaktora naczelnego "Przeglądu Reader’s Digest" czy dyrektora Centrum Monitoringu Wolności Prasy. – Telewizja Polska faktycznie garściami czerpie z wzorców komunistycznej propagandy – przyznaje w rozmowie z naTemat po dwóch tygodniach oglądania "Wiadomości" Andrzej Krajewski z Towarzystwa Dziennikarskiego.
Wiele osób uważa, że w "Wiadomościach" TVP nie ma w ogóle opozycji. Pan to sprawdził i – tak nie jest, prawda?
Ależ oczywiście, opozycja w "Wiadomościach" jest jak najbardziej obecna. Tyle że jest w tym programie nieustannie bita.
Częściej tę opozycję widać czy słychać?
Opozycja częściej jest widoczna na obrazku, niż mówi. I to jest właśnie kwestia zasadnicza. Ponieważ kiedy mówimy swoim własnym głosem, wtedy najtrudniej zmanipulować naszą wypowiedź. Jeśli natomiast bohater materiału jest tylko pokazywany, ale komentarz z offu wygłasza reporter, to wymowa tego przekazu może być inna.
Dlatego tak bardzo istotne jest mierzenie czasu tzw. setek. Nasza analiza wykazała, że proporcje są przytłaczające. Ponad 70 proc. czasu tzw. setek w "Wiadomościach" stanowią wypowiedzi kandydatów w wyborach samorządowych - przedstawicieli Zjednoczonej Prawicy, 22 proc. stanowią wypowiedzi kandydatów Koalicji Obywatelskiej. Przy czym słowa przedstawicieli opozycji zawsze są opatrywane polemicznym komentarzem wygłaszanym przez polityka PiS, komentatora lub reportera.
Ale widz nie zdaje sobie sprawy, że to wszystko jest zmontowane, że padają zdania wyrwane z kontekstu?
Tu działa się na podświadomość. Widz na bieżąco nie analizuje tego przekazu, ale to, co widzi i słyszy, to mu się gdzieś w świadomości osadza. I jeśli jakiś przedstawiciel opozycji zostanie pokazany np. jak się jąka, to odbiorca będzie miał przekonanie, że po co na nich głosować, skoro nie bardzo wiedzą co mówią.
Fakt, że w "Wiadomościach" zaprezentowany został zaledwie tylko mały fragment z konferencji, na której ktoś miał jedno jakieś potknięcie, do świadomości odbiorcy zapewne nie dotrze.
Co zatem dociera do odbiorcy?
W naszej prezentacji jest taki jeden slajd, w którym zamieściliśmy same zapowiedzi materiałów wygłaszane przez panią red. Holecką. One wszystkie ukazały się w jednym wydaniu "Wiadomości". Jak się to zobaczy i tego posłucha, to jest uderzające, bo widać, jak bardzo ten program opanowała propaganda.
To było dla mnie uderzające i potwierdzam opinie wygłaszane już wcześniej, że Telewizja Polska faktycznie garściami czerpie z wzorców komunistycznej propagandy. Wygląda też na to, że stosowana jest przy tym i goebbelsowska maksyma, że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą".
Temu służą informacje-utrwalacze. Te same obrazy, te same słowa, powtarzane wielokrotnie tylko po to, by zakodować je w pamięci odbiorców. Co istotne, są to często informacje, których nie ma na agendzie dnia. "Wiadomości" żyją bowiem swoim własnym życiem i ten kształtowany przez siebie obraz rzeczywistości próbują narzucić swoim odbiorcom.
A może istnieje jakiś inny świat, którego nie dostrzegają stacje komercyjne i dlatego pewne informacje prezentowane są tylko w "Wiadomościach".
We wszystkich programach informacyjnych obraz świata w jakiś sposób jest filtrowany przez tych, którzy go pokazują. Ale są pewne informacje, które ze względu na swoją wagę powinny się znaleźć we wszystkich stacjach. Tymczasem w "Wiadomościach" niektóre informacje są prezentowane wielokrotnie, co dzień, a inne w ogóle nie istnieją. A trzeba pamiętać, że równie ważne, jak to, co się pokazuje w telewizji, jest to, czego się nie pokazuje.
Widz ma wybór – może obejrzeć wszystkie dzienniki telewizyjne, może włączyć tylko jeden ulubiony.
Tak, przy czym trzeba pamiętać, jakie obowiązki spoczywają na nadawcy publicznym. Ustawa mówi jasno, że media publiczne powinny charakteryzować się bezstronnością, pluralizmem, wyważeniem i niezależnością.
Tymczasem Jacek Kurski w jednym z wywiadów stwierdził wprost, jak on rozumie pluralizm w mediach – że to nie powinno być rozliczane na poziomie TVP, lecz "w bilansie wszystkich wiodących mediów elektronicznych w Polsce". Co to oznacza? To, że jak w Polsacie czy TVN pokażą rozmowę Andrzeja Dudy z Donaldem Tuskiem, to TVP już tego pokazywać nie musi.
Jacek Kurski oświadcza zatem wprost, że łamie ustawę o radiofonii i telewizji i zdaje sobie sprawę, że za to bezprawie nikt mu nic nie zrobi.
To skoro prawo jest łamane, to należy to komuś zgłosić.
Namawiamy zatem widzów, by zgłaszali to do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, jaki będzie los takich zgłoszeń. Nie na darmo w tej prezentacji zamieściłem zdjęcie plakatu wyborczego przewodniczącego Rady Witolda Kołodziejskiego kandydującego z list PiS do sejmiku mazowieckiego.
Co także istotne – po zmianach w ustawie medialnej KRRiT może jedynie oceniać zawartość programów telewizji. Natomiast nowy urząd, Rada Mediów Narodowych, który może dokonać zmiany prezesa TVP, nie jest od oceniania programu.
Domagacie się więc dymisji prezesa Kurskiego. Ale przecież poprzedni prezesi też byli związani z jakąś opcją. Braun – Unia Wolności, Kwiatkowski – SLD...
To fakt. Natomiast nie było dotąd żadnego prezesa Telewizji Polskiej, który by w sposób tak jednoznaczny łamał prawo.
A może przed laty został popełniony błąd, że nie uniezależniono telewizji od polityków? Gdyby nie to, Jacek Kurski nie zostałby prezesem TVP.
Nie zgadzam się z tym. W Europie Zachodniej w bardzo wielu krajach telewizja publiczna funkcjonuje na podobnej zasadzie pewnej zależności od władz państwowych. Proszę pamiętać, że PiS dokonał zmian w ustawie medialnej, aby móc przejąć nad mediami publicznymi pełną kontrolę.
Wcześniej w przepisach istniało wiele bezpieczników, które dawały szefowi telewizji pewną niezależność. I poprzedni szefowie z tej niezależności korzystali. Jacek Kurski zaś tworzy telewizję w pełni zależną od partii rządzącej, która jest z jednej strony tubą rządowych sukcesów, a z drugiej – kijem na opozycję.
Szef TAI, Jarosław Olechowski, odpowiedział na państwa zarzuty, tłumacząc, iż TVP relacjonuje kampanię "proporcjonalnie do aktywności kandydatów".
Dla mnie to jest żadna odpowiedź, bo red. Olechowski w ogóle nie odniósł się do zarzutów. No i przede wszystkim wcale nie jest proporcjonalnie.
W Warszawie, jak śledzę kampanię, obaj główni kandydaci są równie aktywni. I Patryk Jaki, i Rafał Trzaskowski codziennie mają swoje konferencje i różne spotkania. Wystarczy porównać sposób relacjonowania jednego kandydata i drugiego.
Redaktor Olechowski tłumaczy przy tym, że Rafał Trzaskowski utrudnia TVP relacjonowanie swojej kampanii, choćby dlatego, że nie skorzystał z zaproszenia i nie przyszedł do telewizji. Zamiast niego przyszedł Paweł Rabiej. Co jakiś czas powraca dyskusja, czy politycy opozycji powinni przychodzić do TVP, czy nie.
Jest w TVP taki program zatytułowany "Warto rozmawiać", o którym mówi się, że tam nie warto rozmawiać. Bo jeżeli ma się przeciwko sobie niesłychanie agresywnego dziennikarza, jest się na pozycji z góry przegranej.
Trzaskowski, myślę, że zdaje sobie sprawę, jak taka wizyta w TVP mogłaby wypaść. Byłoby to jak rozmowa inteligenta z bezczelnym cwaniakiem. Taki cwaniak wcale nie zwycięża w tym starciu pod względem merytorycznym, ale wygrywa w warstwie obrazu, efekciarstwa. A to niestety w telewizji się niesłychanie liczy.
Andrzej Krajewski w latach 80. publikował w podziemnej prasie solidarnościowej. Po 1989 r. był m.in. doradcą Leszka Balcerowicza, pracował w TVP i Polskim Radiu, "Przeglądzie Reader’s Digest" oraz "Forum". W latach 2003–2005 był wiceprezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Do 2011 roku kierował Fundacją Obywatelskiej Rozwoju, w 2004 roku bez powodzenia startował do Parlamentu Europejskiego z list PO.