To nie jest kolejna opowieść z happy endem. Tutaj zakończenia ciągle nie ma – przekonują mnie i organizatorzy rewitalizacji podwórka, jak i sami mieszkańcy. A ja im wierzę.
Nie było premiera przecinającego wstęgą nowego Orlika. Nie było Hanny Gronkiewicz Waltz, która z szerokim uśmiechem chwaliłaby swoich dzielnych urzędników. Wszystko odbyło się niemalże po cichu – o całej inicjatywie wiedzieli praktycznie tylko ci, którzy wiedzieć mieli – mieszkańcy.
"Zakochałam się w Warszawie" – przeczytaj za co blogerka naTemat lubi stolicę.
Konopacka 12 znajduje się na Pradze Północ, bardzo blisko nowego, kosztownego Stadionu Narodowego. Gdy nowe miejsce polskiego kultu było otwierane przy wielkich fanfarach, na Konopackiej kilku pijaczków sączyło tanie wino, dookoła toczyły się bitwy dzieci podzielone na poszczególne kamienice, a w powietrzu unosił się smród palonych pod śmietnikiem kabli.
Tłocznia zaangażowała się w pomoc mieszkańcom. Zdobywając niewielki grant od miasta własnymi rękoma, przy dzielnej pomocy okolicznych lokatorów oraz dzieci rozpoczęli odgruzowywanie, sprzątanie i czyszczenie podwórka. Zainstalowali huśtawkę, zbudowali prowizoryczne boisko i dwie piaskownice.
Skąd pomysł na rewitalizację?
Jakub Supera, koordynator projektu: Pomysł powstał trochę na fali naszego zeszłorocznego projektu, w ramach którego zrobiliśmy osiem podobnych zmian. Wybraliśmy tę okolicę, ponieważ to właśnie parę bram dalej, przy Stalowej 14, w tamtym roku rewitalizowaliśmy otoczenie. Chcieliśmy, żeby nasze kolejne projekty nawiązywały do wcześniejszych, dlatego skupiliśmy się właśnie na tym odcinku stolicy.
Współpracowaliście przy tym projekcie z mieszkańcami okolicy?
Cały projekt zaczął się właśnie od konsultacji z mieszkańcami. Rozmowy pokazały, że największym problemem jest podwórko, a właściwie jego brak. Otoczenie było bardzo zaniedbane, najbardziej brakowało miejsca, w którym mogłyby bezpiecznie bawić się dzieci. Powstał obiekt dla tych większych – stąd boisko, jak i mniejszych – huśtawka, dwie piaskownice.
Ciężko było namówić mieszkańców do współpracy, zachęcić ich wizją zmian?
Na początku trudno było znaleźć grupę, która będzie nam sprzyjała, zrozumie, że chcemy im pomóc. To się udało, zdobyliśmy zaufanie mieszkańców, którzy bardzo zaangażowali się w zmiany, które przeprowadzaliśmy. Zrozumieli, że w miesiąc, bo tyle trwała cała rewitalizacja, nie uzyskają wielkich efektów i spektakularnej przemiany, zwłaszcza tak małym nakładem finansowym. Docenili naszą pomoc i przekonali się, że najważniejsze jest zacząć działać, rozpocząć przemianę.
Jak myślisz, co będzie dalej? Niedługo stąd znikniecie. Myślisz, że mieszkańcy podejmą dalsze działania?
To cały czas się zmienia. Posadziliśmy nowe krzewy, lokatorzy z pewnością będą o nie dbać. Kolejną kwestią jest wyprowadzanie psów – mieszkańcy zrozumieli, że trzeba sprzątać po swoich pupilach. Dotarło do nich, że to jest ich przestrzeń wspólna, o którą warto zadbać.
Jakie plany na przyszłość Tłoczni?
Mając zgromadzone doświadczenie ubiegło– i tegoroczne chcemy namawiać miasto do większego zaangażowania i finansowania właśnie takich inicjatyw. Myślę, że takie działania powinny mieć charakter bardziej systemowy niż jednorazowy. Jeśli chodzi o samą Tłocznię – do końca tego roku chcielibyśmy otworzyć stałe miejsce, w którym wspieralibyśmy młodzież i rozwijali jej aktywności.
Efekty, choć skromne, widać gołym okiem – dzieci mają gdzie grać w piłkę i kopać piasek. Wcześniej było nieciekawie – panowie siedzieli z piwkiem, a dookoła bałagan i składowisko śmieci.
Przyszli do pani młodzi ludzie z inicjatywą – jakie było pani wrażenie?
Pani Iwonka, mieszkanka Konopackiej 12: Na początku myślałam, że nic z tego nie będzie, ale z drugiej strony przecież nic nie powstaje od razu. Ucieszyłam się, że ktoś się nami zainteresował. Każdy z nas chce coś pozostawić dla swoich dzieci. Praga ma to do siebie, że ma swój charakter. Potrzebne są osoby, które będą ją odkłamywać, będą dążyły do zmian i pomagały prażanom.
Cała inicjatywa zjednoczyła też sąsiadów. Wcześniej znaliśmy się tylko na przysłowiowe „dzień dobry” na schodach, a przy wspólnym sadzeniu krzaczków zjednoczyliśmy się. Teraz z sąsiadkami rozmawiamy jak stare znajome, to okazuje się bardzo ważne, sąsiedzi powinni się znać. Ci młodzi ludzie z Tłoczni dali nam dużo energii.
Jak pani myśli – co będzie po wyjeździe Tłoczni? Zamierzają państwo dalej angażować się w zmiany na podwórku?
Oczywiście. Już podjęliśmy pewne działania. Zaczęłyśmy sprzątać, pomagać dozorczyni, dbać o swoje podwórko. Nie pozwalamy już urządzać tutaj libacji i tworzyć ubikacji dla psów. Też mam psa. Wstyd powiedzieć, że dopóki nie pojawili się ci młodzi ludzie to nie przejmowałam się tym, co zrobił mój pies. Teraz zrozumiałam, że po swoim zwierzaku trzeba sprzątać. Widzę efekty.
Uważam, że zmiany są możliwe i w naszym zasięgu. Nawet ośmioletnie dzieci pomagały nam rozumiejąc, że robią to dla siebie, że pomagając w zmianie tego terenu będą miały się gdzie bawić.
Jedna z koleżanek zaoferowała się, ze kupi siatki na bramki do gry w piłkę nożną, kupi piłki. Ja z sąsiadką jadę niedługo po opony, które pomalujemy i wkopiemy w ziemię, żeby odgrodzić piaskownicę od parkingu.
Mam nadzieję, że miasto pomoże nam w zmianach. My oczywiście będziemy robili co mogli, będziemy o to dbać, ale potrzebne są pieniądze na generalną zmianę tej przestrzeni.
Cieszy się pani, że młodzi ludzie zaangażowali się w pomoc Konopackiej?
Trudno się nie cieszyć. Tłocznia przyszła z propozycjami zabaw, a nie biciem się, łobuzowaniem, jak było tutaj wszędzie. Dotychczas widzieli tylko biednych, zmęczonych ludzi z alkoholem. Ci młodzi ludzie pokazali im, że można inaczej spędzać czas, nasze dzieci tego nie znały. Nikt się nie opiekuje tymi praskimi dziećmi.
Gdy żegnałem się z mieszkańcami i inicjatorami zmian z Tłoczni młodzi chłopcy dalej kopali ziemię, by wyrównać teren pod boisko. Sąsiadki siedziały na ławce uśmiechnięte, a nastolatki rozpalały grilla. Nie było wodzów transmisyjnych, fotoreporterów i polityków. Było prawdziwe, niewymuszone zadowolenie.