Wizyta Mitta Romenya w Polsce przyciąga wielką uwagę, wielu wiąże nią niesłychane nadzieje. Czy słusznie? – On nie zajmuje żadnego państwowego stanowiska. Wciąż nie jest kandydatem swojej partii, ponieważ prawybory trwają. Nie reprezentuje stanowiska USA, a jedynie swoje prywatne zdanie – mówi naTemat Bartosz Węglarczyk. – Nie należy opierać żadnych przewidywań na tym, co on teraz mówi – komentuje Andrzej Jonas.
Mitt Romney to dzisiaj, obok olimpijczyków, główny bohater polskich mediów. Gdyby nie igrzyska olimpijskie w Londynie, na żywo obserwowalibyśmy zapewne relacje z każdego jego kroku postawionego w Gdańsku i Warszawie. Zdaniem entuzjastów, podróż amerykańskiego polityka do Polski świadczy o rosnącej roli naszego kraju na arenie międzynarodowej. Są i tacy, którzy mają pewność, że dzięki dzisiejszej wizycie, gdy tylko wygra listopadowe wybory prezydenckie, zajmie się problemem Polaków z wizami do USA, a może i zaangażuje Biały Dom w dochodzenie prawdy o przyczynach katastrofy pod Smoleńskiem.
Pan nikt
Żeby w ogóle tego wszystkiego dokonać, najpierw musiałby jednak mieć szanse na wygranie walki o prezydenturę z urzędującym przywódcą USA Barackiem Obamą. Wcześniej powinien też zdobyć nominację Partii Republikańskiej. Bo jak podkreśla w rozmowie z naTemat wieloletni korespondent z USA Bartosz Węglarczyk, całą Polskę elektryzuje przyjazd człowieka, który w zasadzie nawet nie jest oficjalnym kandydatem amerykańskich republikanów. – To jest dość nietypowa wizyta. On nie zajmuje żadnego państwowego stanowiska. Wciąż nie jest kandydatem swojej partii, ponieważ prawybory trwają. Nie reprezentuje stanowiska USA, a jedynie swoje prywatne zdanie – ocenia dziennikarz.
I jest przekonany, że polscy politycy nie poruszą dziś w rozmowie z Romneyem żadnych poważniejszych tematów. – Wszyscy wiedzą też, że nie jest doświadczony w polityce zagranicznej. Bo nawet nigdy nie miał okazji nabyć takiego doświadczenia. On przyjeżdża tu raczej słuchać. Można więc mu opowiadać o stanowisku Polski na sprawy Unii Europejskiej, czy wobec Rosji i Bliskiego Wschodu. Nie sądzę natomiast, by sam miał coś ciekawego do powiedzenia – mówi Węglarczyk.
Romney, czyli kto?
Skoro nie ma ani władzy, ani nikogo oficjalnie nie reprezentuje, kim jest człowiek, z którym spotkają się dzisiaj wszyscy najważniejsi politycy w Polsce, z prezydentem Bronisławem Komorowskim i premierem Donaldem Tuskiem na czele? – Mitt Romney jest takim typowym produktem amerykańskiego systemu. To klasyczny członek establishmentu, do którego należy cała jego rodzina. Nie ma na przykład nic wspólnego ze środowiskiem aktywistów społecznych, z którego wywodzi się Barack Obama. On i jego rodzina od zawsze koncentrują się na robieniu pieniędzy. I Romney wykazał się w tym dużą skutecznością – opisuje go Andrzej Jonas, redaktor naczelny "The Warsaw Voice".
Takie cechy wcale nie przysparzają Mittowi Romneyowi w kraju sympatii, zwłaszcza w czasach kryzysu. Szczególnie, że nie tylko potrafi zarabiać wielkie pieniądze, ale też nie lubi ich zbyt wiele tracić na podatki. Jak podkreśla Andrzej Jonas, zmysł biznesowy gościa, którego do Polski zaprosił legendarny przywódca "Solidarności" Lech Wałęsa, w dużej mierze opiera się na umiejętności sprawnego zwalniania niepotrzebnych pracowników. Bo Romney nigdy nie wydał na pracowników więcej, niż potrzebował. Wśród amerykańskich związkowców nie cieszy się więc najlepszą marką.
– Romney jest takim klasycznym przedstawicielem amerykańskiej białej klasy wyższej ze wschodniego wybrzeża. To przedstawiciel typowego kawałka Ameryki, skądinąd bardzo fajnego – mówi o naszym dzisiejszym gościu Bartosz Węglarczyk. Podobnie, jak Andrzej Jonas podkreślając, że Mitt Romney niewiele wie o prawdziwym życiu. – Pochodzi z niezwykle wpływowej, bardzo bogatej rodziny, dzięki której od samego początku miał ułożone życie. Długo przygotowywano go właśnie do tego, by zajmował najwyższe stanowiska w biznesie i państwie – stwierdza dziennikarz. I na obu tych polach odniósł sukcesy. Jego firmy zarabiają dziś miliony, a w latach 2003-2007 był gubernatorem stanu Massachusetts. Wcześniej szefował komitetowi organizacyjnemu zimowych igrzysk olimpijskich w Salt Lake City.
Prezydent dla Polaków
Z tych wszystkich powodów, za oceanem jedni go kochają, drudzy nienawidzą. Jego szanse na prezydenturę kształtują się dzisiaj pół na pół. Ale jak powinniśmy traktować Mitta Romney'a tutaj, nad Wisłą? Gdy politycy Prawa i Sprawiedliwości polecieli do USA zabiegać o zaangażowanie Białego Domu w wyjaśnienie przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem, na spotkaniu ze Stephenem Nixem z Heritage Foundation, usłyszeli, że w przypadku wygranej Romney'a, polityka USA wobec Europy Środkowo-Wschodniej zostanie mocno zmieniona. Nix dał do zrozumienia, że inaczej niż Barack Obama, Mitt Romney nie będzie zabiegał o dobre stosunki z Rosją, a skupi się na większym zaangażowaniu Polski w ważne sprawy międzynarodowe.
– Trzeba pamiętać, że amerykański prezydent – niezależnie, z której partii pochodzi – na pierwszym planie zawsze ma interesy amerykańskie, a nie któregokolwiek z sojuszników. A my już dojrzeliśmy do tego momentu żeby wiedzieć, że kontakty z nami będą oparte nie na sentymentach, a właśnie interesach – przypomina Andrzej Jonas. Zdaniem redaktora naczelnego "The Warsaw Voice", prezydent Romney traktowałby Polskę dokładnie tak, jaka byłaby jej aktualna ranga na świecie. Nie będzie też raczej przykładał większej wagi do spraw z przeszłości. – Romney jako prezydent jest dziś tak naprawdę "białą kartą". I nie należy opierać żadnych przewidywań na tym, co on teraz mówi – podsumowuje.
Pochodzi z niezwykle wpływowej, bardzo bogatej rodziny, dzięki której od samego początku miał ułożone życie. Długo przygotowywano go własnie do tego, by zajmował najwyższe stanowiska w biznesie i państwie.