Podobno zaraz po porażce Agnieszka Radwańska nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Szczerze? Wcale jej się nie dziwię. Przed igrzyskami prawie każdy pisał, że Polka jest pewniaczką do zdobycia medalu, może nawet złotego. I naród uwierzył. Uwierzył, choć przesłanki ku temu nie były tak duże.
Robione różne sondy, między innymi taką, że zadawano pytanie: „Na czyje złoto pan/pani najbardziej liczy w Londynie?”. Pamiętam nawet wynik. Wygrali siatkarze, zaraz za nimi Isia.
Takie są fakty
Teraz spójrzmy na fakty. Radwańska była w tym roku w finale Wimbledonu. Przegrała z Williams, dosyć wyraźnie. W losowaniu miała szczęście. W drodze do finału nie musiała grać z nikim ze ścisłej światowej czołówki. Wcześniej, przed tamtym Wimbledonem, Polka w Wielkim Szlemie nie potrafiła dojść do półfinału. Zawsze po drodze gdzieś odpadała. Czyli miał miejsce jeden błysk, wynikający po trosze ze szczęścia, do którego dorobiono chwalebną ideologię. Tak było.
Teraz siatkarze. Andrea Anastasi objął ich w ubiegłym roku. Od tamtego czasu stawali na podium czterech istotnych imprez. Niedawno wygrali Ligę Światową, a w drodze po triumf musieli ogrywać kolejno Brazylię, Kubę, Bułgarię i Amerykanów. Każda z tych drużyn jest w pierwszej dziesiątce rankingu.
To trochę tak, jakbyśmy mieli dwóch himalaistów. I jeden i drugi wybierają się na K2. Pierwszy ma na koncie jeden zdobyty ośmiotysięcznik, na który wszedł z dodatkową ilością tlenu. I drugi, który był już na czterech, a ostatni, całkiem niedawno, zdobył w wielkim stylu. Przy trudnej pogodzie, bez tlenu, mimo schodzących lawin. Wątpię, by ich szanse na zdobycie K2 oceniano porównywalnie.
Agnieszka Radwańska w roli chorążego:
Ktoś ich oszukał
Nie piszę tego, by jakoś zdyskredytować Radwańską. Nie uważam, że jest słaba. Fizycznie od czołowych rywalek odstaje już dużo mniej, gra trochę nierówno, jest świetna technicznie. Być może nawet pod względem techniki jest najlepsza na świecie.
Ale tenis kobiet jest specyficzny. To teraz taka dyscyplina, gdzie wcale nie trzeba zdobywać największych trofeów, by być na szczycie rankingu. Karolina Woźniacka była nie tak dawno przez długi czas liderką rankingu, mimo że nie wygrała żadnego Wielkiego Szlema. W całej swojej karierze. Radwańska jest teraz druga. Siatkarze są trzeci.
Przekonano Polaków, że Agnieszka jest zawodniczką wybitną i jeżeli już ktoś może ją w Londynie pokonać to tylko Serena Williams, która niedawno na tym samym korcie była od niej lepsza. I teraz taki Nowak czy Kowalski, nie mający o tenisie większego pojęcia, obejrzał mecz z Georges i ma wrażenie, że ktoś go właśnie perfidnie oszukał. No bo jak to, przecież ona miała wygrać. Przecież nawet wczoraj, we „Wiadomościach” mówili, że to początek drogi po medal.
Tak pisaliśmy przed igrzyskami:
Czy wtedy jeszcze w turnieju tenisowym w grze zostanie Agnieszka Radwańska? Wielu już teraz wierzy w jej występ w finale. Może nawet w wygraną. Już jej wieszają medal na szyi. My zalecalibyśmy ostrożność. Medal jest realny ale nie określilibyśmy go mianem bardzo prawdopodobnego.
Polski tenis był OK, a teraz jest klęska
Ludzie sobie teraz myślą, że całe igrzyska będą fatalne. Jeszcze wczoraj przed południem byli optymistami, a teraz piszą na Facebooku, że całe igrzyska będą fatalne. Że Polska zdobędzie góra pięć medali. Trochę wynika to z braku wiedzy o innych kandydatach do krążków. Ale i trochę z tego, że z Radwańskiej zrobiono w mediach posąg. Polską królową lata.
Media już tak mają, że jadą ze skrajności w skrajność. Z polskim tenisem było jeszcze rano wszystko OK, miał się jak najlepiej, a teraz czytam zaraz po meczu na Sport.pl, tytuł, że oto nastąpiła „klęska polskiego tenisa”. Totalny rollercoaster, najpierw jest pięknie, a potem tragicznie. Radwańska była blisko wygranej, gdyby w jednej wymianie piłka odbiła się inaczej, ten sam dziennikarz pisałby pewnie wczoraj, że Isia jest wielka i pierwsze koty za płoty. Że droga do finału na początku jest wyboista.
Czytam też, że Agnieszkę dopadła klątwa chorążego. Czyli co – wychodzi na to, że wszystko przez to, że kazano jej iść na samym początku i nieść tę cholerną flagę? Naprawdę? Gdyby szła z siostrą w trzecim szeregu i gdyby pstrykałyby sobie tam zdjęcia, dziś na korcie wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej? Litości.
Ktoś się wychyla? Robi się z niego idiotę
Wzbudzić hurraoptymizm jest w mediach najłatwiej. Jak ktoś z komentatorów się nieco wychyla, mówi rzecz niepopularną, inną od opinii większości, robi się z niego idiotę. Przykład? Jan Tomaszewski przed Euro. Może trochę przesadził z tym, że będzie kibicował Niemcom. Ale generalnie sam problem obcokrajowców w kadrze, brania ich pod sukces za wszelką cenę, zarysował dokładnie. Gdy po zwycięskim dla Polki półfinale Wimbledonu rozmawiałem z Tomaszem Iwańskim, trenerem tenisa, i on powiedział, że ta konkurencja w wykonaniu kobiet jest słaba, w komentarzach pisaliście, że to oszołom.
Teraz krytykuje się Wojciecha Drzyzgę, który powiedział, że tak naprawdę mecz polskich siatkarzy z Włochami nie ma większego znaczenia. Szczerze mówiąc powiedział … prawdę. Bo dużo istotniejsze starcie tych drużyn być może nastąpi w finale. A nawet jak nie, to i tak powinniśmy w ćwierćfinale uniknąć Brazylii i Rosji.
Reportaż z finału ostatniej siatkarskiej Ligi Światowej:
Ale czy my tak naprawdę mamy prawo się kogokolwiek obawiać? W grupie czekają nas teraz mecze ze słabszymi lub dużo słabszymi teamami, dla których wielkim sukcesem będzie set urwany Polakom. Włochów właśnie rozbiliśmy w proch i pył. Nawet w pierwszym, przegranym secie, graliśmy dobrze. Z niegdyś wielką, dziś bardzo mocną Brazylią, graliśmy w tym roku pięć razy. Przegraliśmy raz. Chyba tylko Rosja jest w stanie nawiązać walkę z tak grającą Polską, ale i to przy totalnym ryzyku na zagrywce i bardzo częstym trafianiu.
Szukam słabych stron w drużynie Andrei Anastasiego i nie umiem ich znaleźć. Może pomożecie? Zmiennicy? Są. Psychika? Oni mają mentalność zwycięzców. Rozegranie? Bardzo urozmaicone. Tak można by wymieniać dalej.
Jeżeli ktoś ma w Londynie pokonać Polaków, to chyba tylko oni sami. Czego im nie życzę i w co raczej nie wierzę.
Nie czułam się gwiazdą naszej reprezentacji. Presję czuję od paru lat taką samą. Nie myślałam o niej. To jest sport, nie zawsze się wygrywa i mam nadzieję, że każdy to rozumie.