
Patrząc na statystyki z ostatnich wyborów w 2014 roku, samorządowa sytuacja na Węgrzech wygląda następująco: Fidesz rządzi w 17 spośród 19 największych miast w kraju.
"Polska nie jest jeszcze Węgrami" – skomentował na Twitterze jeden z węgierskich dziennikarzy. –
"Kandydaci partii Fidesz oraz sprzymierzonych z nią chrześcijańskich demokratów zwyciężyli w większości miast, uzyskali wyraźną większość w sejmikach wojewódzkich i radach lokalnych. Rządząca prawica, która ma większość konstytucyjną w parlamencie, przejmuje także niemal pełnię władzy również na poziomie lokalnym. Po tym sukcesie można się spodziewać, że rząd, dotychczas zwlekający z ogłaszaniem niepopularnych decyzji, podejmie bardziej zdecydowane działania reformatorskie". Czytaj więcej
Jakim cudem Orbanowi udało się coś z czym Kaczyński nie potrafi sobie poradzić? Można się pośmiać z wyborczych pomysłów i praktyk, które właśnie opisuje portal Hungarian Free Press, a które do Polski chyba jeszcze nie dotarły.
Ale mówiąc poważnie, nasi rozmówcy na Węgrzech zwracają uwagę przede wszystkim na dwie rzeczy. Victor Orban zmienił ordynację wyborczą, która faworyzuje duże partie, dał też głos Węgrom mieszkającym za granicą. Więcej o ordynacji można przeczytać tutaj. – Zwycięzca bierze wszystko. Fidesz nie potrzebuje większości, wystarczy, że będzie najsilniejszą partią – tłumaczy w skrócie Teczár Szilárd.
Ale jest coś, co PiS może nieco uspokoić z powodu swojej porażki w miastach. Wbrew pozorom Orbanowi też może coś spędzać sen z powiek. Budapeszt nie jest bowiem tak oczywisty, jeśli chodzi o poparcie dla niego. W czasie kwietniowych wyborów parlamentarnych opozycja w tym mieście wygrała. – W tym sensie sytuacja w Budapeszcie jest podobna do Polski. Opozycja ma tu równe szanse, lub lepsze niż Fidesz, by wygrać – zauważa Teczár Szilárd.