"Sabrina, nastoletnia czarownica" to serial komediowy, który przyjemnie kojarzy nam się z sielskimi latami 90. Nowa produkcja, która wyląduje na Netflixie tuż przed Halloween, nie jest remake'em, ale czymś zupełnie innym. "Chilling Adventures of Sabrina" może się spodobać nie tylko nastolatkom, ale i fanom historii z dreszczykiem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Serial, który od 26 października możemy oglądać na Netflixie, jest ekranizacją komiksu o tym samym tytule z 2014 roku. Został wydany przez Archie Comics – podobnie jak oryginalna "Sabrina the Teenage Witch" z lat 60. Na podstawie komiksów z tego samego wydawnictwa powstał inny popularny serial – "Riverdale", który z "Chilling Adventures of Sabrina" dzieli podobną estetykę. Jest jednak mniej krwawy i nie ma w nim kultu Szatana.
Czarownice z Salemem
Zawiodą się wszyscy, którzy liczyli na komediowy remake z zabawnym kotem. Salem, owszem, pojawia się, ale nie sypie żarcikami. Pyszczek otwiera tylko do miauczenia. Czarnego humoru nie brakuje, jednak serial w zamyśle jest nakręcony "na poważnie": w duchu popularnych w ostatnich latach produkcji teen drama – tych dla "dojrzałych nastolatków" jak "Pamiętniki wampirów", "Zmierzch" czy właśnie "Riverdale".
Zwłaszcza skojarzenia z filmami o czarodziejach z Hogwartu są jak najbardziej trafione. Sabrina Spellman grana przez rewelacyjną Kiernan Shipkę (znana z "Mad Men") przypomina bardziej sympatyczną i towarzyską wersję Hermiony Granger w wykonaniu Emmy Watson. Trafia też do szkoły magii w gotyckim zamczysku. Z tą różnicą, że w głównym hallu stoi wielka statua samego Szatana.
Sabriną opiekują się ciotki o przeciwstawnych charakterach – do rany przyłóż jest Hilda (Lucy Davis, znana z brytyjskiego serialu "The Office" czy "Wonder Woman"), a druga to niezwykle charakterna Zelda (Miranda Otto czyli Eowina z "Władcy Pierścieni").
Obie panie spisują się znakomicie, a sceny z nimi wywołują uśmiech lub silne emocje. Za to kontrowersje wśród nich niektórych widzów może wywołać kuzyn Ambrose – czarnoskóry, panseksualny czarodziej, który jest ciekawym uzupełnieniem wyjątkowej rodziny Spellmanów.
Przez odcinki przewija się nie kto inny jak stukający kopytami, kozłopodobny Pan Ciemności. I to są te chwile, które tygryski lubią najbardziej. Takich satanistycznych wątków, pentagramów, opętań, sabatów jest dużo i powinny zaspokoić każdego fana mrocznych rytuałów.
Geneza Sabriny w stylu retro
Zgodnie z tytułem serial opowiada o mrożących krew w żyłach przygodach Sabriny. I jest w tym trochę racji, bo na ekranie pojawia się krew, potwory i demony. Nie sprawią, że nie uśniecie w nocy – nie epatuje okrucieństwem jak filmy gore, ale te bardziej wrażliwe nastolatki może przyprawić o mdłości.
Odcinki utrzymują przyjemny nastrój grozy i nie mają zamkniętej formy – historia ciągnie się przez cały sezon na różnych planach. Nie jest monotonna, bo przeplatają się w niej przeróżne wątki, a nawet gatunki z rasowym horrorem na czele.
Obserwujemy przede wszystkim narodziny Sabriny jako profesjonalnej pół-czarownicy, pół-człowieka (w tym świecie czarownica to rasa), ale odwiedzamy również jej normalną szkołę, gdzie zmaga się z typowymi problemami nastolatek – nie chce porzucić ludzkiego żywota. Do tego dochodzą fragmenty zupełnie zwariowane i z dreszczykiem – jak walka z demonem, który wywołuje koszmary.
Serial wygląda jakby należał do tego samego uniwersum co "Riverdale". Dzieje się niby współcześnie, ale po ulicach jeżdżą samochody "mydelniczki", a z głośników słyszymy przeboje sprzed lat. Nie mogło się obyć bez neonów i ponurych lokacji rodem z filmów Tima Burtona. Rozmycie kamery również nadaje aurę niepokoju lub koszmaru.
Tylko dla nastolatek?
Dwoistość fabuły wynikająca z wyboru bohaterki, nie została wypełniona równomiernie.
Aż szkoda, że "Sabrina" składa się z intrygujących paranormalnych momentów, a szara rzeczywistość jest niezwykle nudna i pretensjonalna – przynajmniej dla dorosłego widza.
Wymuskane, elokwentne dzieciaki są dojrzalsze niż niejeden trzydziestolatek, a z drugiej strony zupełnie nie przejmują się dziwnymi rzeczami dziejącymi się w miasteczku. To wymyślony świat, ale jednak mało przekonujący i wręcz irytujący. Tak jest z ckliwym związkiem między Sabriną a jej chłopakiem – tak mocno to się nawet Romeo i Julia nie kochali.
Droga od zera do bohatera jest pełna trudności oraz potknięć i tak też jest z "Chilling Adventures of Sabrina". Pierwsze odcinki (a każdy trwa godzinę), w których po kolei odkrywamy wszystkie niuanse wykreowanego świata, dłużą się – dopiero później akcja nabiera ciężaru i wchodzą najbardziej soczyste elementy. Wszystko wydaje się być na swoim miejscu, ale serialowi zabrakło paradoksalnie ekranowej magii, która zauroczy widza i oczaruje na dłużej.