Jeszcze przed wyborami samorządowymi pisaliśmy w naTemat, że Bezpartyjni Samorządowcy mogą się okazać czarnym koniem głosowania. I faktycznie mają powody do zadowolenia. Wynik "Bezpartyjnych” do sejmików - 5,8 proc. pozwala na to, by decydować, kto będzie rządził w kilku województwach. O ich względy zabiegają dzisiaj zarówno liderzy PiS jak i PO. Jak wyglądają negocjacje koalicyjne?
Wygląda na to, że to Bezpartyjni Samorządowcy, a nie PSL są języczkiem u wagi w powstających koalicjach samorządowych. W ilu sejmikach zdecydujecie kto będzie rządził?
Patryk Hałaczkiewicz, koordynator krajowy Bezpartyjnych Samorządowców: Na dziś możemy mieć wpływ na cztery sejmiki. Są to głównie województwa na ścianie zachodniej, czyli zachodniopomorskie, lubuskie, dolnośląskie. Na Mazowszu duże znaczenie dla budowy większościowej koalicji może mieć z kolei głos Konrada Rytla.
To jest nasz matecznik. Kadencja kończy się 16 listopada, nie ma jeszcze żadnych wiążących decyzji. Mamy swój program, który chcemy zrealizować na Dolnym Śląsku. Chodzi głównie o inwestycje drogowe i kolejowe.
Można sobie więc mówić o różnych wariantach i koalicjach, ale my chcemy mieć pewność realizacji programu. Żadnych zawartych porozumień póki co nie ma. Do końca kadencji są trzy tygodnie, więc spokojnie podchodzimy do różnych medialnych doniesień. Będziemy rozmawiać z każdym.
A jak wyglądały kulisy targów o głos waszego radnego Konrada Rytla na Mazowszu? Był taki moment, kiedy się wydawało, że tylko od niego zależy czy zmieni się władza w 51-osobowym sejmiku, na którego czele od lat stoi znany ludowiec Adam Struzik.
Przede wszystkim Mazowiecka Wspólnota Samorządowa zanotowała w regionie świetny, 7-procentowy wynik. Wiem, że nie tylko Konrad Rytel, ale wszyscy nasi działacze z MSZ otrzymali bardzo wiele telefonów. Nie będę mówił o nazwiskach, ale to były telefony od polityków z najwyższej krajowej półki, z dwóch największych partii. Po ostatecznym przeliczeniu głosów okazało się, że mobilizacja przy urnach w Warszawie zdecydowała, iż jednak marszałek Struzik i koalicja KO-PSL będą mieli znowu większość.
Jak wyglądają takie negocjacje, gdy decyduje jeden głos? Obiecuje się złote góry?
Tak się w Polsce dzieje i widać to szczególnie w wyborach samorządowych, że nieważne czy ktoś jest merytoryczny, ważne, żeby był z jednego albo z drugiego plemienia. A więc takie negocjacje polegają na tym żeby za wszelką cenę upokorzyć konkurencyjne plemię. Nikt nie rozumie tego, że my mamy trochę inne podejście. U nas są samorządowcy, którzy przez wiele lat działali w różnych koalicjach. Bo jeszcze niedawno w samorządach szukało się konsensusu, a nie sposobności by "zabić” przeciwnika. Przecież może się okazać, że ten przeciwnik za kilka lat będzie koalicjantem.
Dlatego my bardzo spokojnie podchodzimy do różnych obietnic i rewelacji medialnych. Nam nie zależy na "zabijaniu” jednych czy drugich, tylko na tym żeby mieć wpływ na rządzenie regionami. Sama Mazowiecka Wspólnota Samorządowa będzie miała na różnych szczeblach mazowieckiego samorządu kilkuset radnych, będzie miała swoich wójtów, burmistrzów, starostów. Dlatego nas "zabijanie” PO czy PiS nie interesuje. My chcemy realizować program dla mieszkańców w samorządach. Nas interesuje większe dobro niż mniejsze zło.
Ale na scenie politycznej jesteście kojarzeni z prawicą.
Jako politolog powiem, że dzisiaj podział na prawą czy lewą stronę jest w Polsce archaiczny.
Tak jesteśmy odbierani, bo też wiele mediów centralnych trzyma jedną albo drugą stronę. Ciężko powiedzieć, że prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki jest politykiem prawicowym. Był kiedyś w SLD. My mamy u siebie ludzi od prawa do lewa. W Bezpartyjnych Samorządowcach działają byli politycy PO i byli politycy PiS, ale najwięcej jest działaczy bezpartyjnych.
Umówiliśmy się zresztą, że nie rozmawiamy w samorządzie o kwestiach światopoglądu, bo akurat tutaj można jeszcze mówić o podziale na lewicę i prawicę. Być może postrzeganie nas jako formacji bliskiej PiS bierze się stąd, że wzięliśmy kiedyś na listy i wypromowaliśmy politycznie Pawła Kukiza. My sami mówimy o sobie jako o ruchu racjonalnego centrum.
Musicie jednak wybrać między PiS a Koalicją Obywatelską?
To będzie oczywiście paradoks, gdyż może się zdarzyć, że w jednym województwie pójdziemy z jednymi, a w innym z drugimi. Ale my jesteśmy federacją, nie mamy centrali partyjnej. To ruch polityczny z autonomią swoich regionów. Będą decydować radni w poszczególnych regionach.
Poza sejmikami możecie mówić o sukcesie?
Większość burmistrzów czy prezydentów związanych z Bezpartyjnymi Samorządowcami nadal będzie rządzić. Większość wygrała wybory już w pierwszej turze, jak Robert Raczyński, Piotr Roman, Janusz Kubicki czy Tadeusz Czajka. Piotrowi Krzystkowi w Szczecinie zabrakło do zwycięstwa w I turze 3 proc. głosów. Podobnie prezydentowi Zgierza Konradowi Staniszewskiemu. Będziemy w całej Polsce obecni również jako radni.
Będziecie chcieli jakoś wykorzystać ten relatywnie dobry wynik w kolejnych wyborach czy wasze ambicje sięgały tylko samorządów?
To nie jest rozstrzygnięte. Na pewno chcemy budować nasz ruch na przyszłość. W piątek organizujemy spotkanie naszych działaczy z całego kraju i będziemy się zastanawiać co dalej.