
Gdy przed rokiem przez Polskę przechodziły nawałnice niszczące cały ludzki dobytek, czołowi politycy natychmiast jechali na miejsce, by po ojcowsku otrzeć łzy i przypilnować napraw. Pogoda siała zniszczenie także i w tym roku, ale poza kampanią wyborczą na polityków nie można liczyć. Nie pojawili się u żadnego z 6 tys. poszkodowanych.
REKLAMA
Co odróżnia zeszłoroczne klęski żywiołowe od tych, które dotknęły Pomorze, Kujawy i Podlasie kilkanaście dni temu? Czym różnią się poszkodowani, których w ubiegłym roku przytulał do piersi sam premier Donald Tusk, i o pomoc dla których walczył Jarosław Kaczyński? To ludzie tak samo ważni i identycznie pokrzywdzeni. Od tych, których tragedia przyciągnęła najważniejszych polityków w państwie poszkodowanych w ostatnich nawałnicach odróżnia jedynie kalendarz wyborczy.
Czytaj również: "Moja mała siostra jak tylko słyszy pioruny, chowa się gdzie tylko może". Tydzień po tornadzie w Borach Tucholskich
Donald Tusk osobiście dba o pomoc dla ofiar
Lipiec 2011
W wideokonferencji z wojewodami, podczas której szacowano dotychczasowe straty i podsumowano udzieloną poszkodowanym pomoc udział wziął jedynie minister administracji i cyfryzacji Michał Boni, a MSW reprezentował wiceminister Stanisław Rakoczy. O rozmiarach ziszczeń nie postanowił w tym roku osobiście mówić ani premier Donald Tusk, ani szef MSW Jacek Cichocki. Te zniszczenia to tymczasem ponad 6 tys. poszkodowanych gospodarstw domowych, zniszczone 52 tysiące hektarów upraw, 845 km dróg, 156 mostów, 92 uszkodzone szkoły i 9 szpitali.
Ale nie ma właściwie żadnej okazji, by po tym wszystkim ktoś mógł spytać szefa rządu "jak żyć". Przed rokiem zrobił to słynny już paprykarz Stanisław Kowalczyk, który zepsuł Donaldowi Tuskowi podróż po zniszczonych mazowieckich wsiach. Gdy po najpotężniejszych w tym roku lipcowych nawałnicach niszcząca pogoda była tematem programu "Kawa na ławę" w TVN24, Krzysztof Kwiatkowski z PO obiecał co prawda, że poszkodowanych "pewnie odwiedzi premier", tournee szefa rządu nigdy się jednak nie zaczęło. Do przerwania urlopu najgłośniej wzywał go rzecznik PiS Adam Hofman, ale Jarosław Kaczyński jak dotąd również nie wpadł do nikogo na obiad tak, jak niegdyś odwiedził poszkodowanego paprykarza.
Znudziliśmy się tragediami
– Na horyzoncie nie widać na razie żadnej kampanii wyborczej, zatem nie widać i polityków, zwłaszcza polityków rządzących, ratujących przed nawałnicą czy niosących pomoc po jej ustąpieniu. To naprawdę najprostsze wytłumaczenie – komentuje dla naTemat dr Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych UW. Jego zdaniem drugim czynnikiem, który sprawia, że politykom już się nie chce przerywać wakacji, by pojawić się wśród poszkodowanych, jest fakt, iż różne katastrofy dotykają nasz kraj ostatnio bardzo często. Stąd politycy po prostu... przywykli i nieco znudzili się tym wszystkim.
– Na horyzoncie nie widać na razie żadnej kampanii wyborczej, zatem nie widać i polityków, zwłaszcza polityków rządzących, ratujących przed nawałnicą czy niosących pomoc po jej ustąpieniu. To naprawdę najprostsze wytłumaczenie – komentuje dla naTemat dr Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych UW. Jego zdaniem drugim czynnikiem, który sprawia, że politykom już się nie chce przerywać wakacji, by pojawić się wśród poszkodowanych, jest fakt, iż różne katastrofy dotykają nasz kraj ostatnio bardzo często. Stąd politycy po prostu... przywykli i nieco znudzili się tym wszystkim.
Jarosław Kaczyński u poszkodowanego paprykarza
Wrzesień 2011
– Od kiedy zmieniła się rola mediów na początku XXI wieku, w zasadzie żadne wydarzenie, w tym dramaty pojedynczych grup i osób, nie uchodzą uwadze opinii publicznej. I stąd pojawianie się na miejscu kolejnych klęsk nie jest już tak skutecznym orężem – ocenia Rafał Chwedoruk. Dodaje, że niegdyś tego, jak wykorzystać katastrofę do podniesienia słupków poparcia polscy politycy uczyli się od przywódców z Zachodu. – A teraz wszyscy przyzwyczailiśmy się, że widok polityka po jakimś dramacie jest standardem. I właśnie bardziej się dziwimy, dlaczego nikogo nie ma – tłumaczy.
Politolog nie ma też wątpliwości, że w czasie jakiejkolwiek najbliższej kampanii wyborczej nikt już nie będzie pamiętał, iż latem 2012, bez wyraźnego interesu premierowi, ministrom, czy posłom nie chciało się przyjechać na miejsce tragedii. – Takimi wydarzeniami z punktu widzenia całego kraju dotknięte są jednostki, lub grupy, które mogą być jakimś symbolem własnie w czasie kampanii. Ale te symbole się szybko wyczerpują, więc nie sądzę, by absencja polityków miała jakiś większy wpływ na wyniki wyborów. Zwłaszcza, że dla większości Polaków trąba powietrzna to zupełnie egzotyczne i nieznane doświadczenie – podsumowuje Chwedoruk.
