"Myślałem, że mnie staranują". Kierowca z kolumny Szydło miał kipieć adrenaliną
redakcja naTemat
26 października 2018, 09:36·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 26 października 2018, 09:36
Limuzyna Beaty Szydło uczestniczyła w stłuczce w Imielinie na Śląsku, gdy jechała z Częstochowy do rodzinnych Brzeszcz. To kolejny wypadek z udziałem kolumny byłej premier. Wirtualna Polska dotarła do kierowcy, który dzień przed kolizją spotkał kolumnę, która wiozła Szydło do Częstochowy, gdzie brała udział w zjeździe "Solidarności".
Reklama.
Kierowca spotkał kolumnę z Beatą Szydło w środę około godz. 16. – W środę 24 października jechałem "gierkówką" w kierunku Częstochowy. W odległości ok. 25 km od miasta dostrzegłem w lusterku pędzące BMW. Tuż za nim jechało audi Q7. Zaniepokoiło mnie to, że siedzieli mi kilka cm od zderzaka przy prędkości 100 km/h. Myślałem, że mnie staranują – opowiada portalowi dziennikarz motoryzacyjny Piotr Migas.
Jak relacjonuje, kierowca migającego światełkami BMW 7 kipiał adrenaliną. – Po tych długich 20 s i zwolnieniu pasa, kierowca z Q7 w ramach "nauczki" niemal złożył mi lusterko w drugą stronę. Kiedy się oddalali, audi (będące za BMW) jechało środkiem drogi zganiając innych kierowców i zmuszając ich do niebezpiecznych manewrów – opowiedział Migas.
Przypomnijmy, że w czwartek doszło w Imielinie na Śląsku do kolizji z udziałem limuzyny byłej premier Beaty Szydło. W zdarzeniu uczestniczyły peugeot kierowany przez 77-letniego mężczyznę oraz dwa samochody z kolumny rządowej.
Z informacji policji wynika, że podczas zdarzenia w Imielinie kolumna rządowa jechała bez świateł i sygnałów dźwiękowych. Była premier prawdopodobnie jechała do domu ze zjazdu "Solidarności" w Częstochowie.
Internauci krytycznie komentowali wypadek, wskazując na to, że jedna limuzyna wjechała w drugą na skrzyżowaniu. Innych zdenerwowało to, że premier wracała do domu już w czwartkowe popołudnie.