Na całej powierzchni Grenlandii topnieje lód. NASA publikuje zdjęcia satelitarne, które pokazują, że w ciągu czterech dni powierzchnia topnienia wzrosła z 40 do 97 procent całej wyspy. Czy mamy się czego obawiać?
Niedawno media obiegła informacja o niespotykanie szybkim topnieniu pokrywy lodowej na Grenlandii. NASA poinformowała o nietypowej jak na ten okres roku skali znikania pokrywy lodowej na wyspie. Agencja zamieściła też zdjęcia satelitarne, które pokazują jak wygląda problem w porównaniu z dniami wcześniejszymi.
Według tego co widać na obrazku, jeszcze 8 lipca 2012 roku lód topniał tylko na 40 procentach powierzchni lądu. Zaledwie cztery dni później lód topniał już na 97 procentach. Jak czytamy na stronie, zdjęcia jednoznacznie dowodzą, że mamy do czynienia z "ekstremalnym topnieniem, co do którego obecności naukowcy mają pewność".
Informacja brzmi na pierwszy rzut oka szokująco. Ktoś nawet pytał mnie, co się stanie jak woda z tego stopionego lodu trafi do oceanów. Bo strach jest pierwszą, naturalną reakcją. Przecież gołym okiem widać, że topnieje dwukrotnie większa powierzchnia. Czy grozi nam jakieś niebezpieczeństwo?
Profesor Krzysztof Błażejczyk, klimatolog uspokaja jednak, że problem jest tylko pozorny, a sama informacja nie aż tak szokująca. – Wiele osób zaznajamiając się z informacją pobieżnie nie zauważa, że nie chodzi tutaj o cały lód jaki znajduje się na Grenlandii, który to rzekomo miałby się stopić, ale o powierzchnię, na której do topnienia dochodzi – mówi wykładowca wydziału Geografii Uniwersytetu Warszawskiego.
– Ten lód ma kilkaset metrów grubości, i gdyby nawet na świecie było tak ciepło jak pod koniec ubiegłego tysiąclecia, to lód topniałby kilkanaście-kilkadziesiąt lat – tłumaczy Błażejczyk. Pełne trwogi reakcje w takim razie są w tym przypadku przesadzone.
Czy jednak perspektywa, w której cały lód Grenlandii topnieje, jest realna? – Wie pan, gdyby cały lód stopniał, szacuje się, że poziom oceanów i mórz na całym świecie podniósłby się o pół do jednego metra. Pewne tereny dzisiaj zamieszkiwane przez ludzi znalazłyby się pod wodą. Między innymi nasze Żuławy, chociaż w grę wchodzi niewielki obszar. Żeby tak się jednak stało musiałoby się utrzymywać ocieplenie, które obserwowaliśmy pod koniec poprzedniego wieku – tłumaczy ekspert.
– Nawet gdyby, wytapianie tych lądolodów byłoby procesem długoletnim. W ostatnich latach obserwujemy jednak spowolnienie tej tendencji. Realnie pokrywa lodowa nie ma szans się wytopić. Podobne temperatury jakie mamy teraz panowały w pewnym okresie średniowiecza. Wtedy pokrywa ta nie zniknęła, teraz też najprawdopodobniej nie zniknie – wyjaśnia klimatolog.
Rozmówca tłumaczy też, że tendencja klimatyczna, którą obserwujemy, powtarza się cyklicznie. – Wzrost temperatur obserwujemy co 120 lat. Odradzam nerwowe reakcje. I tak stresów mamy w okół wystarczająco dużo. NASA ma takie skłonności do przerysowywania rzeczywistości. Rzucają jakiś sygnał, który podchwytują media i później wychodzą takie rzeczy, że się ludzie obawiają – mówi.
– NASA to jest w ogóle bardziej takie gremium polityczne, niż naukowe, które ma tendencję do koloryzowania, jak w ogóle Amerykanie w wielu przypadkach. W tym przypadku wyciąganie jakichś daleko idących wniosków przez czytelników będzie nadinterpretacją – konkluduje.