Jarosław Kaczyński ma być bliski wyrażenia zgody na dymisję Zbigniewa Ziobry. Minister sprawiedliwości, mający wielkie wpływy, wie jednak jak skutecznie zaszantażować prezesa – informuje "Gazeta Wyborcza".
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
W powyborczy poniedziałek lider PiS miał być bardzo zły. Liczył na co najmniej 40 proc. głosów i samodzielne rządy w więcej niż siedmiu sejmikach wojewódzkich (PiS uzyskało samodzielną większość w sześciu regionach, na PiS głosowało do sejmików jedynie 34 proc. wyborców). Obwinia za to Zbigniewa Ziobrę.
Jednak ten nie zamierza dać się szantażować. Nie zgodzi się na kolejną zsyłkę do Brukseli, gdzie miałby zostać eurodeputowanym. Według nieoficjalnych informacji z PiS, na które powołuje się "Wyborcza", to właśnie Ziobro zaszachował Kaczyńskiego. Jego najnowszy pomysł to zgłoszenie całkowitego zakazu aborcji na 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Mają mu w tym pomóc podpisy 15 posłów i poparcie ojca Tadeusza Rydzyka.
Taki projekt mógłby nastawić przeciwko PiS wyborców centrowych, którzy nie interesują się polityką. W normalnych warunkach zostaliby w domach, ale - tak jak w przypadku pierwszej tury wyborów samorządowych - zmobilizowaliby się i zagłosowali przeciwko PiS.
Według informacji, które podaje "Gazeta Wyborcza", Jarosław Kaczyński miał zagrozić wszystkim, którzy złożyliby podpis pod takim projektem, wyrzuceniem z partii. I wtedy Ziobro mógłby go szantażować rozłamem, straszyć startem samodzielnej listy do Parlamentu Europejskiego. A do tego Kaczyński dopuścić nie może.
Jak Ziobro zaszkodził PiS w wyborach samorządowych
Zbigniew Ziobro wymieniany jest wśród głównych winowajców słabszego od oczekiwań wyniku PiS w wyborach samorządowych. Decydujący miał być jego wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niezgodności z polską konstytucją artykułu 267 o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
W ostatnim tygodniu kampanii samorządowej opozycja wykorzystała to wywołania obaw wśród wyborców, że PiS może dążyć do polexitu czyli wyjścia Polski z Unii Europejskiej. Jarosław Kaczyński trzykrotnie zapewnił, że jest to kłamstwo.
Patryk Jaki miał odciąć się od swojego dawnego już współpracownika z Solidarnej Polski. Kandydat PiS na prezydenta Warszawy miał twierdzić, że kwestia polexitu zaszkodziła mu wśród wielkomiejskich wyborców, wśród których prounijne nastroje są szczególnie silne.
Do podobnych wniosków doszedł Jarosław Gowin, który wypowiadał się dla TVN24. "Demagogiczna interpretacja pytania ministra sprawiedliwości skierowanego do TK zmobilizowała przeciwko nam część elektoratu wielkomiejskiego" – powiedział minister nauki.