
Biedroń wpadł do programu Kuźniara i wygarnął dziennikarzowi coś, czego ten się nie spodziewał. I przede wszystkim coś, czego ten nawet do końca nie zrozumiał. "Bańka warszawska" – jak nazwał ją Robert Biedroń – to coś, w czym żyją warszawiacy, a jednocześnie nie zdają sobie z tego sprawy. Ale spokojnie, takich "baniek" jest w Polsce dużo więcej. Ty też ją masz.
– Inaczej żyje się w Warszawie, a inaczej chociażby w takim Ciechanowie, skąd pochodzę – mówi nam 29-letni Krystian. Obecnie mieszka w Warszawie i przyznaje, że bardzo szybko wszedł do swojej nowej bańki.
Ale "bańka" to nie tylko kwestia stolicy. Każdy z nas, w każdym miejscu buduje swoją "bańkę" lub wchodzi do niej. Wystarczy pojechać kilkadziesiąt kilometrów za Warszawę, by przekonać się, jakie są realia.
To określenie "bańka" ma mieć charakter negatywny, bo bańka jest zamknięta na doświadczenia. Ludzie zamknięci w bańce, są zamknięci na otoczenie i na resztę świata. Ale to samo dotyczy też każdej innej bańki, czy to np. Wąchocka, czy Włoszczowej. Biedroniowi chodziło pewnie o to, że ci w Warszawie są odcięci od prawdziwego życia. Ale to rodzi pytanie: gdzie jest to prawdziwe życie? Czy tylko na prowincji? No oczywiście, że nie.
Dlatego też błędem byłoby napisać, że osoby w "bańce warszawskiej" są tacy i tacy, a w "bańce włoszczowskiej" inni. Nie, w każdym przypadku są wyjątki, które de facto tworzą swoje odrębne środowiska.
