
W czasie swojego zagranicznego torunee Mitt Romney spotykał się nie tylko z urzędującymi przywódcami, ale także z liderami opozycji, z którymi może mu przyjść współpracować w przyszłości. Tak było w Izraelu i w Wielkiej Brytanii. W Polsce największą partię opozycyjną jednak zbagatelizował, nie zwracając uwagi nawet na to, że ta go gorąco popiera.
Jestem przekonany, że Jarosław Kaczyński bardzo chętnie spotkałby się z Romney'em. Tylko tu raczej nie było zainteresowania strony amerykańskiej.
Tym bardziej dziwi więc fakt, że jedynym punktem na trasie jego podróży, który pozbawiony jest choćby chwili na spotkanie z opozycją, jest Polska. Choć to właśnie nad Wisłą taka rozmowa powinna sprawić Romneyowi największą przyjemność. Wszakże, gdyby zechciał odwiedzić siedzibę Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Nowogrodzkiej, kandydat amerykańskiej Partii Republikańskiej spotkałby się z tymi, którzy wartości republikańskie w Polsce lansują najmocniej. I są proamerykańscy, jak żadne inne polski ugrupowanie.
To nie brak rozeznania Amerykanów. Proste: pisowska obsesja rosyjska nie mieści się w zachodniej skali. Nie tylko w USA. CZYTAJ WIĘCEJ
Spotkania Romneya z Kaczyńskim tymczasem próżno szukać w planie wizyty. – Sądzę, że to, iż nie ma w programie spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, to raczej świadoma decyzja Amerykanów – mówi Bartosz Węglarczyk, wieloletni korespondent z USA, który już wczoraj komentował dla naTemat wizytę Mitta Romneya w Polsce. – Jestem przekonany, że Jarosław Kaczyński bardzo chętnie spotkałby się z Romneyem. Tylko tu raczej nie było zainteresowania strony amerykańskiej – mówi dziennikarz.
Nieco innych powodów decyzji o zbagatelizowaniu rangi Jarosława Kaczyńskiego i PiS dopatruje się jednak Węglarczyk. – Amerykanie nie mają czasu, więc spotykają się z tym, kto rządzi. Bo takich potrzebują teraz zdjęć do kampanii wyborczej. Romney potrzebuje zdjęć z europejskimi przywódcami, a nie opozycją – tłumaczy. Podkreślając, że Wielka Brytania jest w tym przypadku wyjątkiem, ponieważ USA łącza z nią zupełnie inne relacje, niż z resztą świata.
Mogę tylko powiedzieć, że życzę kandydatowi republikanów, by miał w Ameryce lepszą prasę, niż w Wielkiej Brytanii. Bo dzisiejszy "The Times" jest dla niego druzgocący.


