800 gości z Polski i zagranicy, w tym 16 szefów państw i rządów. Gala w Teatrze Wielkim zorganizowana z ogromnym rozmachem. Tak wyglądały obchody 90. rocznicy odzyskania niepodległości, za które w 2008 roku odpowiadał prezydent Lech Kaczyński. Choć mocno krytykowano tamte obchody, wtedy udało się coś, z czym PiS nie poradził sobie na 100-lecie. – Wściekam się. Wszystko się we mnie gotuje – mówi naTemat Michał Kamiński, sekretarz stanu w kancelarii prezydenta Kaczyńskiego.
To Michał Kamiński był w 2008 roku pomysłodawcą zaproszenia do Polski przywódców innych państw i zorganizowania tzw. balu prezydentów. Niektórzy wytykali mu potem, że obchody 90. rocznicy zakończyły się klapą, bo prezydent Kaczyński zaprosił 55 przywódców, a przyjechało ich tylko kilkunastu. Z planowanego balu śmiali się jeszcze przed obchodami. A także po. Również dziś pamięć o balu, który w oczach wielu Polaków okazał się niewypałem, jest w sieci żywa.
Ale co mamy powiedzieć, gdy w 100. rocznicę w ogóle nikt nie przyjedzie? Bal z okazji 90. rocznicy jawi się przy tym niczym wielki sukces. I jakby nie oceniać, z dzisiejszej perspektywy pod tym względem bije na głowę obchody 100-lecia.
"Jaskrawy dowód izolacji Polski"
– Lech Kaczyński by do czegoś takiego nie dopuścił. To jest kompletnie spartaczone. Przez to, że nikogo nie będzie na 100-leciu niepodległości władze dają stempel, że Polska jest izolowana. To jest jaskrawy dowód izolacji Polski. 10 lat temu do Polski przyjechali prezydenci, przedstawiciele rządów i parlamentów innych państw. Było ich kilkunastu. Lechowi Kaczyńskiemu udało się ich zaprosić – wspomina w rozmowie z naTemat Michał Kamiński, wtedy sekretarz stanu w kancelarii prezydenta Kaczyńskiego.
Część przywódców uczestniczyła w uroczystościach w ciągu dnia, część wzięła udział w uroczystej, wieczornej gali w Teatrze Wielkim. W każdym razie 11 listopada do Polski przyjechała kanclerz Niemiec Angela Merkel oraz prezydenci: Ukrainy (Wiktor Juszczenko), Gruzji (Micheil Saakaszwili), Afganistanu (Hamid Karzaj), a także Chorwacji, Czarnogóry, Estonii, Łotwy, Macedonii, Serbii, Słowacji, Węgier i Litwy. Przybyli też przedstawiciele władz Cypru, Finlandii, Niderlandów, Turcji, Szwecji, Grecji, Czech, a nawet Iraku, Arabii Saudyjskiej i Azerbejdżanu.
Dziś – 11 listopada – wydaje się to nie do powtórzenia. – 90. rocznica była godniej obchodzona. Najpierw dużo się opowiada o polityce historycznej, a potem okazuje się, że nie potrafi się godnie uczcić rocznicy niepodległości – mówi naTemat Rafał Grupiński, poseł PO, w 2008 roku sekretarz stanu w kancelarii premiera Donalda Tuska.
"Ze strony MSZ nie było sabotażu"
Od tamtej pory minęła cała epoka. – Polska za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska nie była krajem izolowanym w Europie. Wściekam się i wszystko się we mnie gotuje, bo 100 lat to ważna rocznica, a jedyna rzecz, która na świecie się z niej przebije, to prezydencki marsz z udziałem narodowców – mówi Michał Kamiński.
Atakowani za brak zagranicznych gości politycy PiS tłumaczą, że termin jest niefortunny, bo 11 listopada to święto w wielu krajach z okazji zakończenia I wojny światowej. Kamiński: – Wtedy 11 listopada nie odmówili przyjazdu, dlaczego mieliby odmówić teraz? Wiele rzeczy zmieniło się na świecie przez 10 lat, ale nie kalendarz.
Wspomina, że zaproszenia zaczęto wysyłać latem. – To była robota dyplomatyczno-polityczna. Bardzo mi zależało, żeby byli prezydenci krajów bałtyckich, Ukrainy, Gruzji i naszych sąsiadów. Gdzie mogłem, dzwoniłem osobiście. Znałem Saakaszwilego, Adamkusa, również prezydenta Estonii, z którym wcześniej siedziałem w Parlamencie Europejskim. Ale działaliśmy też siłami MSZ, który był wtedy w rękach PO i Biura Spraw Międzynarodowych w Kancelarii Sejmu. Była pełna współpraca. Ze strony MSZ nie było żadnego sabotażu. Bal niepodległości miał być balem wielopartyjnym – opowiada.
Organizacją obchodów zajmował się razem z Mariuszem Handzlikiem, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
"Wtedy nie było 220 milionów"
Michał Kamiński podkreśla, że na organizację obchodów nie mieli wtedy tyle pieniędzy co organizatorzy mają dziś. Nie było żadnej fundacji, nie było też pełnomocnika rządu, który ogarniałby całość. – Nie było 220 milionów – mówi. Korzystali z różnych możliwości. Na przykład jedzenie na bal dostarczyły rolnicze stowarzyszenia.
Co zrobiłby dziś, gdyby odpowiadał za organizację 100. rocznicy? – Świetny film reklamowy dla CNN, tam reklamuje się Katar i inne państwa. Można by zrobić go w różnych językach. Ogłoszenia w czołowych gazetach europejskich, które by mówiły o tym, że Polska celebruje ważną rocznicę. My nie mieliśmy na to budżetu. A oni nawet na to nie wpadli – kwituje.