Program Polsatu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" znalazł się w ogniu krytyki amerykańskich portali muzycznych. Amerykanów oburzyło to, że jeden z uczestników programu wystąpił w "blackface". Wyjaśniamy dlaczego Bogumił "Boogie" Romanowski w roli Drake'a tak bardzo rozsierdził ludzi, mieszkających po drugiej stronie Atlantyku.
Dla większości Polaków nic się nie stało. Krytyka amerykańskich portali została wyjęta z kapelusza, bo przecież ani Bogumił "Boogie" Romanowski, a tym bardziej osoby przygotowujące program "Twoja Twarz Brzmi Znajomo", rasistami nie są i wszystko służyło zwykłej, nieszkodliwej rozrywce.
Oświadczenie Polsatu po krytyce programu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"
Polska edycja programu, odbierana jako wzorcowa dla innych krajów, zawsze stara się pokazywać nie tylko fantastyczne i jak najbliższe oryginałom występy, ale równie ważny jest dla nas, jak i dla artystów biorących udział w show, charytatywny cel programu. „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” to show rozrywkowy, a jego intencją jest jak najbardziej precyzyjne odtworzenie wizerunku i występu znanych i cenionych artystów. Intencją każdego uczestnika programu TTBZ, a także całej produkcji, zawsze jest wierne odzwierciedlenie występu, a także oddanie hołdu muzycznego artystom, który dla nas jako odbiorców muzyki, tak samo jak dla Was, jest najważniejszy.Czytaj więcej
Zbrodni zatem żadnej nie popełnili, a reszta Węglarczyków i innych dziennikarzy wspierających narrację portali Complex, HipHopDX czy Hot New Hip Hop, wpadła w pułapkę irracjonalnej politycznej poprawności. Przynajmniej taki obraz myślenia Polaków wyłania się z komentarzy zostawionych pod naszym tekstem o występie "Boogiego"-Drake'a.
Prawda jest jednak taka, że Amerykanie mieli się o co wkurzyć i nawet jeśli podnoszenie zarzutów o rasizm w stosunku do show Polsatu wydaje się absurdalne, nie zmienia to faktu, że za oceanem "blackface" jest symbolem opresji setek tysięcy czarnoskórych.
– "Blackface" to bardzo krzywdząca sprawa. Pokazuje czarnoskórych w negatywnym świetle – mówi naTemat Torey Thomas, pochodzący z USA były koszykarz Rosy Radom. – To wyraz kpiny wobec osób o czarnym kolorze skóry. "Blackface" odczłowiecza czarnoskórych, pokazuje ich jako bliższych zwierzętom niż ludziom – podkreśla.
– Biali ludzie często nie zdają sobie sprawy, że ich działania mają obraźliwy wydźwięk – kontynuuje nasz rozmówca. – Często wmawiają sobie, że skoro nie są rasistami, mogą robić lub mówić różne rzeczy. Bycie ignorantem jest jednak niedopuszczalne. Problem niewolnictwa to wciąż niewyleczona choroba Stanów Zjednoczonych, którą musimy pokonać z odpowiednią wiedzą, zrozumieniem i empatią.
Torey Thomas mówił nam również, że z pewnych rzeczy nie powinno się żartować czy zmieniać ich w tanią rozrywkę. Zdaniem koszykarza najważniejsza jest właściwa edukacja, dzięki której ludzie dowiedzą się, jak inne osoby mogą odbierać takie zachowania, jak choćby "blackface".
Geneza
Minstrele występujące również pod nazwą "black faces performance" wyrosły na gruncie amerykańskiej rozrywki w XIX wieku. Nie miały swojego odpowiednika w Europie, a na widowisko składały się parodie murzyńskich powiedzonek (z użyciem dialektu), śpiewów, plantacyjnych tańców i muzyki czy "rozmów" ze zwierzętami. Były skierowane do białej publiczności.
Za ich ojca uważany jest Tom "Daddy" Dartmouth Rice. Około 1828 roku wypatrzył w nowojorskiej stajni pracującego i podśpiewującego Murzyna. To zdarzenie dało życie postaci Jima Crowa – scenicznego alter ego Rice'a z twarzą poczernioną palonym korkiem, naśladującego taniec i śpiew napotkanego czarnoskórego mężczyzny.
Daddy Rice ze swoją piosenkę "Jump Jim Crow" zrobił furorę w salach od Louisville po Cincinnati, Filadelfię i Nowy Jork. Zgarnął sławę i bogactwo, występując także w Dublinie czy Londynie. Żył jednak ponad stan i zmarł w biedzie 19 września 1860 roku. Wykreowana przez niego postać żyła jednak długo po nim, a sam Jim Crow stał się synonimem opresji wobec czarnoskórych i nazwą całego systemu segregacji rasowej.
Prawa Jima Crowa
Początkowo Jim Crow, tak jak Coon i Dandy, był wymyśloną postacią minstrelowych przedstawień, jednak około 1838 roku stał się rasowym epitetem, a od lat 70. XIX wieku prawdziwym synonimem opresji wobec czarnoskórych. Wszystko przez tzw. Prawa Jima Crowa wprowadzone głównie na południu Stanów Zjednoczonych po zakończeniu Wojny Secesyjnej.
Na kanwie pseudonauki, dowodzenia, na podstawie badań czaszki, że rasa negroidalna jest gorsza w każdym elemencie (inteligencja, moralność, cywilizowane zachowania), a także zrodzonej pod koniec XIX wieku obawy Białych o czystość ich rasy, Murzynów zaczęto traktować jak obywateli gorszego sortu.
Jim Crow laws miały za zadanie ograniczenie praw byłych murzyńskich niewolników oraz pogłębianie separacji między białą a czarną ludnością w południowych stanach USA. Mimo braku wyraźnej linii demarkacyjnej, umowna color-line tworzyła nowy obraz amerykańskich miast i miasteczek.
"Nie wolno było podać ręki Białemu, bo to oznaczałoby równość. Jakikolwiek kontakt Czarnego z Białą kobietą groził oskarżeniami o gwałt. Nie można było jeść wspólnie, a jeśli taki przypadek się zdarzył, Biały, odgrodzony przepierzeniem, był obsługiwany jako pierwszy. (...) Musiał, zwracając się do Białego, używać zwrotów 'mister', 'miss', 'sir', 'boss', 'captain', 'lady'. Do Murzyna zwracano się po imieniu lub 'uncle', 'aunt', a do grupy 'boys', 'girls'." – czytamy w książce "Historia Jazzu" Jacka Niedzieli.
W tym okresie, między rokiem 1877 do lat 60. XX w., krajobraz południowych stanów Ameryki był pełen tabliczek z napisami "white", "black", "for coloured people" lub "beyond this point white only". W samych środkach komunikacji i placówkach oświaty segregacja rasowa trwała do lat 50. XX wieku.
Rasizm w trzech aktach
W przedstawieniach minstrelowych brali udział wyłącznie mężczyźni. Najbardziej znanym i odnoszącym największe sukcesy minstrelem była grupa Christy Minstrels. Występowali od 1845 roku na terenie USA (10 lat na Broadwayu), a nawet w Londynie. Dzięki nim utrwaliła się trzyczęściowa forma przedstawienia.
Występ rozpoczynał stojący w środku półkola konferansjer, jedyny bez czernionej twarzy, elegancki, ubrany w kapelusz i jedwabie, posługiwał się arystokratycznym, bogatym językiem. Odzwierciedlało to stosunki społeczne XIX-wiecznej Ameryki. Na brzegach półokręgu siedzieli biali aktorzy z poczernionymi twarzami, po lewej Mr. Tamboo, grający na tamburynie, a po przeciwnej Mr. Bones, wyposażony w kastaniety wykonane z kości.
Stroje aktorów przypominały ubrania dzisiejszych klaunów, krzykliwe marynarki podkreślały komizm widowiska. Widzowie otrzymywali sporą dawkę śpiewów i dowcipów, które poniżały Murzynów. "Jak znajdujesz dzisiejszy obiad?" – pytał konferansjer. "Nie znalazłem, ciotka ugotowała" – odpowiadał ociężały umysłowo Tamboo.
Druga część przedstawienia była nazywana olio i składała się na nią mieszanka tańców, akrobacji i popisów aktorów z klaskaniem, krzykliwymi przemowami i skeczami. Trzecia część, tzw. afterpiece był burleską parodiującą dawne, np. szekspirowskie sztuki lub współczesne powieści.
Grupy minstrelowe cieszyły się największą popularnością w latach 1850-1870.
W chacie wuja Toma
Początkowo Czarni byli portretowani jako szczęśliwi, wiecznie tańczący i śpiewający. Późniejsze minstrele utrwalały jednak stereotyp czarnoskórych jako paskudnie brzydkich niewykształconych prostaków, złodziei czy zabobonnych, wiecznych pijaków. Pojawiły się karykatury, które uwypuklały stereotypy o Afroamerykanach.
I tak Zip Coon był miejskim cwaniaczkiem, który próbował żyć jak Biały. Jim Crow to głupi wiejski ignorant. Tom przedstawiał starego, schorowanego Murzyna, który ostatnią kroplę krwi oddałby za swojego białego pana. Miły odźwierny lub kucharz z chęcią pracował i był posłuszny. Pojęcie Uncletomism oznaczało w XX w. uległość wobec Białych.
"Panie jeśliś chory lub w kłopotach, lub umierający i mógłbym cię uratować, dam ci krew mego serca, jeśli krople krwi tego staruszka mogą uratować twą zacną duszę" – fragment "Chaty Wuja Toma".
Wśród wyraźnych charakterów minstrelowych przedstawień wyłaniają się również postaci Mammy – brzydkiej, aseksualnej czarnoskórej matrony w pełni oddanej służbie białej rodzinie, oraz postać Piccaninny – amorficznego, murzyńskiego dziecka o wytrzeszczonych oczach.
Piccaninny mówił slangiem i pił atrament zamiast mleka. Czasem bawił się również lalką Goliwog, będącą potworną karykaturą czarnego chłopca – skrzyżowaniem minstrela i zwierzaka. Zwroty Golly, Golli, Wog czy Golliwog zyskały znaczenie rasistowskie.
Minstrele przestały przynosić dochody i zniknęły z afiszy na początku XX wieku. Pozostawiły jednak po sobie krzywdzącą symbolikę, traktowaną jako wyraz kpiny Białych wobec Afroamerykańów. "Blackface" jest jednym z jej najbardziej jaskrawych przejawów, oznaczających odczłowieczenie Czarnych i przyrównanie ich do bliższych zwierzętom niż ludziom.
Ignorancja
Nie ratuje nas to, że żyjemy w środku Europy, w kraju który nie miał historii niewolnictwa Czarnych.
– To, że nie mieliście niewolnictwa nie znaczy, że nazywanie Czarnych "smoluchami" albo zakładanie "blackface" jest spoko – mówi naTemat Torey Thomas, były koszykarz radomskiej Rosy. To po prostu przejaw ignorancji. Mówienie, że to sprawy Ameryki, które nas nie obchodzą to oderwanie od prawdziwych problemów świata.