W wywiadzie dla "Naszego Dziennika” prezydent Andrzej Duda podzielił niepokoje redakcji i jej czytelników dotyczące gender i związków partnerskich. Nie wykluczył, że "poważnie podszedłby” do prawa zakazującego "propagandy homoseksualnej”, gdyby takie powstało i zostało dobrze napisane. Przyznał, że dostrzega zagrożenie gender.
Według prezydenta najsilniejszy podział społeczeństwa przebiega dziś "pomiędzy zwolennikami demokracji liberalnej a demokracji chrześcijańskiej”.
– Spór ogniskuje się wokół rozumienia wolności, która w ideologii skrajnie liberalnej oznacza, że wolno wszystko. Nie zgadzam się z tym podejściem. Tak nie jest i tak nie powinno być – konstatuje Duda.
"Współczesnych nadużyć wolności” dziennikarki gazety doszukują się w "ideologii gender czy promocji związków homoseksualnych”. Prezydenta pytają więc, czy dostrzega takie zagrożenia. – Oczywiście, że dostrzegam – odpowiada Duda.
Czy państwo powinno przeciwdziałać tym zjawiskom? – Na pewno powinno – nie ma wątpliwości głowa państwa, zauważając jednak, że "obowiązkiem władzy jest wysłuchać różnych argumentów”. – Szczególnie ten obowiązek spoczywa na prezydencie. Ponieważ prezydent jest jeden, a społeczeństwo zróżnicowane – mówi.
W końcu więc dziennikarki pytają wprost, czy podpisałby "ustawę zakazującą propagandy homoseksualnej i gender w szkołach albo w harcerstwie”. Niedawno prawicowe media oburzały się organizowanym w części szkół "Tęczowym piątkiem" czy poradnikiem ZHP dla drużynowych, w którym poruszono kwestię orientacji seksualnej.
– Uważam, że absolutnie taka propaganda nie powinna mieć miejsca w szkołach. Trzeba się temu cały czas spokojnie i konsekwentnie przeciwstawiać. Jeśli taka ustawa by powstała i byłaby dobrze napisana, nie wykluczam, że podszedłbym do niej poważnie – stwierdza na łamach "ND” prezydent.