
Threatin to pochodzący z Los Angeles, do tej pory nieznany zespół hard rockowy. Jego lider i jedyny członek oszukał mnóstwo osób. Jered Threatin wykreował siebie na idola podpierając się fikcyjnymi stronami i bazą nieistniejących fanów. Znane kluby w Wielkiej Brytanii pozwoliły mu zorganizować u siebie koncerty, na które nikt nie przyszedł. Teraz mówią o nim wszyscy.
Historia Threatin jest równie fascynująca, co przykra. Zespoły pracują latami na swój status, a i tak prawdziwej sławy doświadczają nieliczni. Amerykański muzyk poszedł na skróty i stworzył iluzję "fejmu". Przygotował promocyjne klipy, wytwórnię i agencję, wykupił dużo lajków w mediach społecznościowych, stworzył stronę fanclubu i koszulki. Wszystko to pic na wodę i fotomontaż (dosłownie!).
Po fakcie wyszło na jaw, że Threatin nie zagrał wcześniej ani jednego koncertu w Stanach. W internecie są jednak dziwne nagrania z rzekomych występów. Na jednym kamera błąka się w szalejącym tłumie. Prawie nic nie widać, a dźwięk jest zniekształcony. Ma to sprawiać wrażenie nagrania z epicentrum pogo. Drugi filmik przedstawia muzyka, ale nie widać tłumu.
Samozwańczy idol Jered Threatin już powoli obrasta kultem. Zwłaszcza, że praktycznie wszystko z nim związane znajdziemy w internecie. Możemy posłuchać jego muzyki na Spotify, w tym debiutanckiego albumu "Breaking the World". Początkowo miał dosłownie kilkanaście odtworzeń, a w chwili obecnej liczba słuchaczy przekroczyła trzy i pół tysiąca.
