Cezary Gmyz był wśród osób, które odpalały race podczas niedzielnego marszu w Warszawie. Prawicowy publicysta pochwalił się tym na Twitterze. Jak zapowiada stołeczna policja, dziennikarz będzie musiał liczyć się z konsekwencjami – jak każdy, kto odpalał race.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Wszystkie osoby, które odpaliły race, będą musiały liczyć się z konsekwencjami – powiedział w rozmowie z portalem gazeta.pl rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak. Policja twierdzi, że ma bardzo wiele zgłoszeń ws. osób, które odpalały race podczas marszu w Warszawie.
– Każda osoba, bez żadnego wyjątku, będzie wzywana na komendę celem wykonania czynności – dodaje Marczak. Policja otrzymuje zdjęcia podejrzanych za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Komisarz dopytywany przez portal nie chciał sprecyzować, czy odpowiedzialność czeka także Gmyza. – Jednakże każdy materiał, który jest w naszej dyspozycji oraz każda osoba, która została ujawniona podczas popełnionych wykroczeń, musi liczyć się z odpowiedzialnością – powiedział rzecznik KSP.
Co mówi ws. rac Prawo o Zgromadzeniach?
Przypomnijmy – Gmyz, który jest korespondentem TVP w Berlinie, został upomniany przez przełożonego (Jarosława Olechowskiego) za to, że podczas Marszu Niepodległości trzymał w ręku odpaloną racę. Gmyz zapewnia, że nie popełnił przestępstwa ani wykroczenia.
Niewykluczone, że ma rację, gdyż artykuł 2 ustawy Prawo o Zgromadzeniach stanowi, że przepisów ustawy nie stosuje się do zgromadzeń organizowanych przez organy władzy publicznej. Tymczasem marsz został w części zorganizowany przez prezydenta Andrzeja Dudę i premiera Mateusza Morawieckiego.