Afery wokół KNF ciąg dalszy. Funkcjonariusze CBA wkroczyli do siedziby Komisji w celu zabezpieczenia dokumentacji. Problem jednak w tym, że kilka godzin przed nimi w swoim dawnym biurze był zdymisjonowany szef KNF Marek Chrzanowski.
Sęk w tym, że zrobili to kilka godzin po tym, jak były już szef KNF wrócił z Singapuru i miał dostęp do swojego gabinetu. Miał więc czas na ewentualne ukrycie lub zniszczenie dokumentów, które mogłyby świadczyć o nadużyciach. Po tej informacji, ruszyły komentarze mówiące o skrajnym braku profesjonalizmu służb.
"To miłe z ich strony, że poczekali z tym aż Chrzanowski wróci z Singapuru i wpadnie rano uporządkować papiery" – napisała na Twitterze znana prawicowa blogerka Kataryna.
"Przepraszam, bo nie chce mi się wierzyć. CBA weszło do KNF zabezpieczyć dokumenty kilka godzin po tym, jak zdymisjonowany szef KNF był tam i buszował w tejże siedzibie KNF?!?" – stwierdził Jacek Nizinkiewicz z "Rzeczpospolitej".
W podobnym tonie wypowiadają się inni dziennikarze.
Wraz z dymisją Marka Chrzanowskiego ruszyły spekulacje dotyczące jego następcy. Nieoficjalnie mówi się ekonomiście PKO Banku Polskiego Rafale Antczaku. To człowiek związany z byłym szefem banku BZ WBK, a obecnie premierem Mateuszem Morawieckim, który - gdyby udało się przepchnąć jego kandydaturę - odzyskałby kontrolę nad nadzorem sektora finansowego.