"Cud, że nikt nie zginął". Bohater afery w KNF miał brawurowo mknąć ulicami Warszawy
Bartosz Świderski
16 listopada 2018, 14:56·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 listopada 2018, 14:56
"Super Express" opublikował zdjęcia, na których widzimy, jak były już szef KNF Marek Chrzanowski ma w pośpiechu znikać ze swojej dawnej siedziby. Jak określa to pismo, wręcz na złamanie karku. "SE" sugeruje, że to był niebezpieczny rajd ulicami Warszawy i zagrożone były postronne osoby. "To cud, że nikt nie zginął" – czytamy.
Reklama.
Na pierwszych kilku widzimy, jak idzie korytarzami Komisji, później prawdopodobnie wsiada do samochodu. Następnie paparazzi podążają za autem z Chrzanowskim po jednej z warszawskich ulic. Na ostatniej fotografii Marek Chrzanowski rozmawia z samochodzie przez telefon komórkowy.
Jak donosi "SE" kierowca Chrzanowskiego wyprzedzał na pasach i brawurowo "wciskał się" przed inne auta. "Rajd auta Marka Chrzanowskiego po opuszczeniu siedziby KNF trwał godzinę i to wielki cud, że nikt nie zginął" – czytamy w Super Expressie.
Chrzanowski przez kilka godzin był w KNF
Przypomnijmy, w środowy poranek Marek Chrzanowski przyleciał z Singapuru. Do natychmiastowych wyjaśnień wezwał do premier Mateusz Morawiecki. Powodem był głośny artykuł "Gazety Wyborczej" na temat korupcyjnej propozycji, jaką były już szef KNF miał złożyć Leszkowi Czarneckiemu.
Jednak Chrzanowski po powrocie do Polski przez kilka godzin był w siedzibie KNF. Nie wiadomo, czego tam szukał, ale wiadomo, że mógł wejść w posiadanie dokumentów, które mogą posłużyć w śledztwie przeciwko niemu. Agenci CBA weszli do KNF dopiero po tym, jak Chrzanowski ją opuścił