Roman Giertych jest przekonany, że w śledztwie dotyczącym Stanisława Gawłowskiego, prokuratura ma już gotową ekspertyzę dotyczącą luksusowych zegarków, które miały być rzekomo przedmiotem łapówki dla byłego wiceministra. Jednak na razie, nie jest ona dostępna dla obrony. – To skandal – mówi mecenas.
W piątek posłowie będą głosować nad wnioskiem o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej i zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztu dla Stanisława Gawłowskiego, byłego wiceministra w rządzie PO-PSL i sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej.
W postępowaniu pojawił się wniosek obrońcy Gawłowskiego – Romana Giertych o przeprowadzenie ekspertyzy dotyczącej zdjęć, na których widniał zegarek wart 26 tysięcy złotych. Ten miał być przedmiotem korupcji.
Jak się okazuje, wspomniana ekspertyza jest już gotowa, jednak – jak twierdzi Giertych –prokuratorzy nie chcą jej ujawnić.
– Jest taka ekspertyza. Opinia została wydana na wniosek obrony. Prokuratura ma obowiązek w takiej sytuacji nam ją przedstawić. Jest do tego zobligowana. Ale w tym przypadku prokuratura odmówiła nam tego dostępu. W moim przekonaniu, łamiąc w tym zakresie prawo – przekonuje Roman Giertych.
– Zostaną podjęte kroki prawne przeciwko prokuratorowi, który nie przestrzega w tym zakresie kodeksu postępowania karnego. Odmowa jest sprzeczna z prawem – dodaje. Giertych przypuszcza, że przeprowadzona ekspertyza wykazuje, że Stanisław Gawłowski miał wspomniany zegarek na ręku, a działania prokuratury mają charakter czysto polityczny.
Przypomnijmy, chodzi o o sprawę prowadzoną przez CBA i prokuraturę. Śledczy oskarżają Gawłowskiego o branie łapówek. Miał on przyjąć co najmniej 175 tys. złotych w gotówce i dwa zegarki o wartości prawie 25 tys. zł. Zarzuty dotyczą też podżegania do wręczenia korzyści majątkowej w wysokości co najmniej 200 tys. zł, ujawnienia informacji niejawnej i plagiatu pracy doktorskiej.