Okazuje się, że Jacek Czaputowicz - podobnie jak Ryszard Petru - nie zna się na geografii i nie wie, gdzie Rosjanie napadli okręty ukraińskie. Szef polskiej dyplomacji w najnowszym wywiadzie również mówił o "Morzu Azorskim".
Minister spraw zagranicznych powinien wiedzieć, z kim i w jaki sposób prowadzić negocjacje, żeby jak najwięcej osiągnąć ku chwale ojczyzny. Trochę na geografii także powinien się więc znać. W przeciwnym wypadku dochodzi do sytuacji, gdy szef dyplomacji mówi o tym, że Rosjanie zaatakowali Ukrainę na... "Morzu Azorskim".
Aż chciałoby się zapytać, gdzie Rzym, a gdzie Krym. Nawet nie ma czegoś takiego jak "Morze Azorskie". Są tylko Azory, czyli 9 należących do Portugalii wysp wulkanicznych na Atlantyku. Jednak to nie tam zaatakowali Rosjanie okręty ukraińskie, tylko w Cieśninie Kerczeńskiej, wąskim przesmyku łączącym Morze Czarne z Morzem Azowskim.
"Pytanie, czy z taką geografią trafią na posiedzenie RB ONZ w Nowym Jorku (USA)?" – śmieje się na Twitterze Mirosław Suchoń, wiceprzewodniczący klubu poselskiego Nowoczesna. Ale faktem jest, że jego niedawny szef Ryszard Petru też zaliczył dziś wpadkę, podczas której mówił o rosyjskiej napaści na "Morzu Azorskim".
Ciekawe, jak daleko stamtąd do San Escobar, "odkrytego" swego czasu przez byłego szefa polskiej dyplomacji Witolda Waszczykowskiego.