"Wy się, panowie chyba brandzlujecie tym hejtem. Rozumiem, że może się nie podobać, ale po co się tym aż tak rozkoszować? Amerykańskie krytyki są na szczęście zajebiste. To nie nasza słodka hipsterska banieczka" – napisała Agnieszka Holland w odpowiedzi na bardzo krytyczną dyskusję o serialu 1983, który wyreżyserowała na Netflixa. Tymczasem nie musiało do tego w ogóle dojść.
Cytat pierwszy. Artur Kurasiński, niegdyś czołowy bloger, dziś patron startupów: "Moja inteligencja została urażona dziesiątki razy. Nie spodziewałem się tak dennego serialu o komunizmie i realiach 'za żelazną kurtyną' zrobionego rękoma Polaka. Wszystko wali paździerzem, dyktą i iluzją. Dialogi przypominają polską telenowelę na najgorszym poziomie. Gra aktorska jest pastiszem".
Cytat drugi. Karolina Korwin-Piotrowska, dziennikarka od kultury: "Powiem jedno- byłam sceptyczna. Wyszłam jednak z kina z przekonaniem, że polskie kino, polscy twórcy nie muszą się już ścigać z nikim ze świata. Oni go prześcignęli. To jest fakt. Kompleksy możemy, musimy wreszcie wywalić za okno".
Według Kurasińskiego 1983 zasługuje na 3/10, choć recenzja sugeruje ocenę o trzy niższą. Według Korwin-Piotrowskiej to arcydzieło i oczywiste 10/10 (tu przeczytacie recenzję Bartosza Godzińskiego w naTemat). Nic dziwnego, że Agnieszka Holland może być skołowana i w reakcji na post Łukasza Najdera – jednej z gwiazd warszawskiej bańki na Fejsie, który 1983 określił krótkim "Cały czas suchutko" – zaatakowała pół internetu.
Tymczasem 1983 spotkało tylko to, co spotyka każdy serial, film czy muzyczną premierę na Facebooku: początkowy hype i wzajemne nakręcanie się internautów, następnie pierwsze, zwykle pozytywne przedpremierowe recenzje, ponowne nakręcanie się internautów, by skończyć się po premierze totalną polaryzacją opinii pisanych z taką pasją, jakbyśmy mieli październik 1939 i chodziło o wskazanie winnych porażki Polski.
W skokach narciarskich (wiecie, że nasi już skaczą?;) przy wyciąganiu średniej not za skok zawsze odrzuca się dwie skrajne noty. Na Facebooku odrzuca się wszystko, co NIE JEST skrajną opinią.
Niemal każda produkcja to przechodziła. "Wataha", "Rojst", "Ślepnąc od świateł", "Belfer" czy nieszczęsne "Belle Epoque" - żeby wymienić tylko polskie - każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu wsiadał na rollercoaster nadmuchanych oczekiwań i skrajnych opinii. Gdyby Agnieszka Holland o tym wiedziała, nie byłoby jej Fejsowego wybuchu nie pasującego do osoby nie tylko o światowej renomie.
Dlatego przy następnej premierze warto po prostu wyłączyć Fejsa. Że może być trudno? Ale to tylko parę dni. Po tym czasie Facebook o wszystkim zapomni i rzuci się na coś innego.