Wyspa Lindholm – niewielki skrawek lądu wyrastający z Bałtyku, leżący tuż u wybrzeży Królestwa Danii. To tu, na wyspę do tej pory pełną jedynie zwierzęcych trucheł, mają zostać zesłani niepożądani imigranci.
Sprawę nagłośnił "The New York Times", przedstawiając wyspę Lindholm jako "najmniej gościnne miejsce w Danii". Wpisuje się ona w rządowy plan, zakładający uczynienie życia osób, którym odmówiono azylu, jak najbardziej nieznośnym. W piątek na swoim Facebooku zapowiadała to duńska minister ds. imigracji Inger Støjber.
"Uchodźcy, którym odmówiono azylu z powodu złamania przepisów kodeksu karnego, dostaną nowy adres. Stanie się to, kiedy przeniesiemy ich na niezamieszkaną wyspę Lindholm. Są niepożądani w Danii i muszą to poczuć na własnej skórze!" – napisała duńska minister.
– Ciężko prosić rodziny, by opuszczały miejsce, w którym się osiedliły. Myślę jednak, że to moralnie słuszne, nie możemy robić z uchodźców imigrantów – mówił przed miesiącem duński premier Lars Lokke Rasmussen.
W ciągu najbliższych lat władze pragną przeznaczyć na zagospodarowanie wyspy 115 mln euro. Wszystko po to, by pierwszy transport niepożądanych w Danii imigrantów dopłynął na wyspę w 2021 roku.
Maleńka wyspa na Bałtyku
– Na wyspie są prowadzone badania nad chorobami krów i świń – mówi naTemat Tom Nervil, dziennikarz i rzecznik DTU - Narodowego Instytutu Weterynarii. – Na Lindholm trafia głównie trzoda chlewna z farm, na których wykryto wirusa afrykańskiego pomoru świń. To część duńskiego programu ochrony farm i zwierząt. Chore świnie są zabijane i kremowane, tak by wirus dalej się nie rozprzestrzeniał – dodaje nasz rozmówca.
Lindholm to niewielka wyspa na Morzu Bałtyckim, jej powierzchnia to niecałe 7 ha, a do najbliższego miasta trzeba z niej przepłynąć około 3 km. Poza laboratoriami instytutu weterynarii wyspa nie jest zamieszkana. Jak dowiedzieliśmy się od Toma Nervilla, pierwsze badania nad chorymi zwierzętami rozpoczęto tam w 1926 roku. Przed 11 laty placówkę przejął DTU.
– Kiedyś izolacja była potrzebna, by nie rozprzestrzeniać wirusów, jednak przy dzisiejszej technologii moglibyśmy bezpiecznie prowadzić te badania również w mieście – mówi Nervil.
Do pracy "Wirusem"
Duńskiemu rządowi zależy na tym, by imigranci byli jak najbardziej odizolowani od społeczeństwa. Choć nie będzie to więzienie, ulokowani tam ludzie będą mieli obowiązek codziennego powrotu na noc na wyspę. Co przy obecnej, bardzo rzadkiej częstotliwości kursów promów, będzie bardzo trudne, wymagające od imigrantów dużej dyscypliny.
– Każdego ranka promy zabierają pracowników z wybrzeża, natomiast wieczorem odstawiają ich z powrotem. Nie są to zatem zbyt częste kursy – zauważa nasz rozmówca. – Co prawda pływają częściej niż dwa razy dziennie, lecz poza porannym i wieczornym kursem, nie jest to regularna linia.
Znamienne jest również to, że jeden z pracujących na tej trasie promów nazywa się "Virus". Nasz rozmówca potwierdził ten fakt. Tom Nervil zapytany o to, co stanie się z pracownikami, którzy do tej pory pracowali na wyspie, kiedy rząd zrealizuje swoje plany, odmówił odpowiedzi.
– To ich polityczne ambicje, nie chcę o nich rozmawiać. Na razie dalej będziemy zajmowali się swoimi badaniami – skwitował.