Artykuł o księżach nieprzestrzegających celibatu wywołał w Polsce prawdziwą burzę. Prawicowi i katoliccy publicyści zarzucają "Newsweekowi", autorkom tekstu oraz ekspertowi, na którego badaniach się on opierał, że są nieprawdziwe, przekłamane i niewiarygodne. O tym, skąd wzięły się takie dane, rozmawiamy z autorem badań – profesorem Józefem Baniakiem.
Socjolog religii z UAM, prof. Józef Baniak, ekspert cytowany przez autorki artykułu o "Tacie w sutannie" wyjaśnia, na czym polega problem księży oraz jak zrealizował swoje badania.
Prof. Józef Baniak: 60 proc. księży w skali badań jest w związkach z kobietami. 12 - 15 proc. ma z nimi dziecko. To jest właśnie magia liczb. Tej magii boi się Kościół.
Jaka była próba duchownych, którą pan badał?
To zjawisko badam od 25 lat. W latach 80. i 90. przebadałem 300 byłych księży. Na przełomie lat 90. przebadałem 800 księży, którzy wciąż pełnili posługę kapłańską. 60 proc. z przebadanych przeze mnie duchownych jest lub była w związku z kobietami. Te badania wciąż nie są zakończone, ciągle ja aktualizuję, powiem nawet, że są już nieco nieaktualne, bo to zjawisko wciąż się nasila.
Jakich metod badawczych pan użył?
Użyłem tych, które są najskuteczniejsze. Zastosowałem wywiad standardowy i pogłębiony oraz ankiety internetowe. Większość duchownych przebadałem za pomocą kwestionariuszy, inni się do mnie zgłaszali lub sam do nich jeździłem. Mam szeroką siatkę kontaktów, informatorów. Dysponuję dostępem do danych wszystkich księży w Polsce. Niejednokrotnie oni sami zgłaszają się po radę, bo wiedzą, że taką tematyką zajmuję się od lat.
Wyniki są wiarygodne?
Oczywiście. Jestem profesjonalistą. Naukowcem, nie malarzem. Nie koloruję rzeczywistości, tylko opisuję ją w kolorach czarnym i białym. To naprawdę zjawisko zakrojone na szeroką skalę. Nie ma diecezji, która by się z księdzem-tatą nie borykała. Te związki są ukryte, pół jawne, czasem nawet jawne. Biskupi o tym wiedzą, ale problem zamiatają pod dywan. Ci księża mają często zaburzoną osobowość, traktują mnie trochę jak terapeutę - spowiednika. Oczywiście liczę się z błędem statystycznym oraz społecznym. To wskaźniki procentowe odnoszące się do przebadanych przeze mnie osób. Nie muszą odnosić się do całej populacji. Ale dają solidne podstawy by uświadomić sobie skalę zjawiska. Problem istnieje. I rośnie.
Co księży do tego skłania?
Mam taką tezę, że powstaje nowa generacja kapłanów. Mają oni inne wartości, nie akceptują celibatu, zdarza się też, że tego nie ukrywają. Problemy księdza zaczynają się już w seminarium. Albo nie zgadza się on z ideologią, doktryną, albo z celibatem. Różnie postępują później. Jedni odchodzą z seminarium, inni wytrwają, a już jako księża się wyłamują.
Trudne były te badania?
Oczywiście. Badam dość delikatne zjawisko. Na początku to była orka na ugorze. Księża nie wierzyli, że pytam ich o związki z kobietami w celach naukowych. W końcu jednak, gdy przeczytali moje publikacje, przekonali się co do moich szczerych intencji. Mam już pewną renomę w środowisku duchownych, znam wielu z nich, tych niedoszłych, aktualnych i byłych. Starannie weryfikuję swoje badania. Większość księży przebadałem za pomocą ankiet internetowych. Powtarzam, znam się na rzeczy. One są tak skonstruowane, że mają wychwycić jakikolwiek fałsz. Ankieta jest trudna, ktoś, kto nie jest szczery, pogubi się w pytaniach, a ja to wychwycę. Miałem przypadek, gdy ksiądz podszywał się pod kobietę, która miała być w związku z duchownym. Zresztą ten kwestionariusz jest dołączony do moich publikacji. Wyjaśniam w nich szczegółowo moje tezy i metody badawcze, jakich użyłem by je poprzeć lub obalić oraz źródło badania.
Zarzuca się panu, że takiego zjawiska nie da się zbadać.
Wszystko się da zbadać. Trzeba znać się na rzeczy, dysponować odpowiednimi funduszami i środkami, mieć dojścia do badanej grupy. Księży do badania dobierałem w większości losowo, jeśli chodzi o ankiety. Ci, którzy się zgłosili, też w jakiś sposób byli "losowi", bo ja ich o to nie prosiłem. Miałem wspaniałych mentorów. Często księży. Jednym z nich był ksiądz prof. Władysław Piwowarski. Oni nauczyli mnie prawdziwej socjologii. I za nimi powtarzam, nie ma lepszej metody doboru próby niż losowa lub kwotowa. Duchowni to środowisko zmienne, podzielone i hermetyczne. Nie każdy też zgadza się na udział w badaniu.
Ci, których boli to negatywne przedstawianie Kościoła, zarzucają panu kłamstwo. Pytają, jaki ksiądz dobrowolnie by się zgodził mówić o takich sprawach.
Jak już wspominałem, znam to środowisko. Ludzie komentujący w ten sposób moje badania nie zdają sobie sprawy, jakim to problemem jest dla samego księdza. On jest rozdarty, ma zaburzoną osobowość, nie wie co ma robić. Z jednej strony chce być księdzem, z drugiej chce założyć rodzinę. To jest bardzo złożony problem, uwzględniający czynniki osobiste. W seminariach uczy się młodych teologii, ale oni często tak naprawdę nie mają pojęcia, na jakie wyrzeczenia będą musieli się zdobyć.
Rozmawiałem z wieloma duchownymi, większość twierdzi, że dopiero aktualna posługa kapłańska uświadamia im to, czego wcześniej nie wiedzieli. Młodych mężczyzn oddziela się od koleżanek, na wsi występuje mentalność, że jeśli chłopak jest "przeznaczony" do bycia księdzem, nie powinien w ogóle kontaktować się z kobietami. I później ksiądz mnie pyta, co on ma zrobić. Chce i jednego, i drugiego. Jeśli rzuci kapłaństwo, to jak utrzyma rodzinę? Przecież on niczego nie potrafi robić. Umie spowiadać, ale nie ma fachu w ręku.
Są inne badania o tej tematyce?
W Polsce nie. Ale za granicą, jak najbardziej. W Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Austrii. To złożona tematyka. Te badania próbowały wykazać między innymi zależność między celibatem świeckim i duchownym. Świecki jest dobrowolny, duchowny narzucony. Różnią się motywacjami.
Nie bał się pan podjąć tak "grząskiego" tematu? Wiadomo, że nie przejdzie to bez echa.
Czy warto o takim zjawisku mówić? Oczywiście, że tak. Po to jest nauka, żeby pokazywać i opisywać rzeczywistość. Zresztą to zjawisko nie jest niczym nowym. Trwa od lat. Zamiatane pod dywan. Dopiero jak się o tym powie głośno, podnosi się larum. Kto ma o tym mówić? Biskup? Ksiądz? Przecież oni się wstydzą, boją, żaden duchowny nie wystąpi w mediach i nie powie tego głośno. Są zastraszani przez swoich mściwych pryncypałów czy kolegów księży. Z takimi przypadkami też się spotkałem.
Miał pan z tego powodu nieprzyjemności?
Zresztą konsekwencji łamania tego tabu doświadczyłem na własnej skórze. Pracowałem przez 10 lat na wydziale teologicznym UAM. W styczniu 2009 roku udzieliłem wywiadu "Gazecie Wyborczej". Mówiłem o problemach z łamaniem celibatu. Te liczby były wówczas trochę mniejsze. Relegowano mnie po tym z wydziału teologicznego, a byłem jednym z jego współbudowniczych. Rozpocząłem więc pracę na wydziale społecznym.
Po jakimś czasie biskup poznański powiedział mi, że przegiąłem. Odpowiedziałem, że przecież znał tematykę moich badań, znał ich wyniki, wtedy nikomu one nie przeszkadzały. Odparł, że dopóki przeznaczone były dla wąskiego, zamkniętego grona, nie sprawiały problemu. Teraz po latach wiem już, iż rada wydziału teologicznego ma świadomość, że podjęła pochopną decyzję. Kiedyś się przejmowałem taką burzą. Ale jeden z moich mentorów powiedział, że przeciwnicy zawsze będą narzekać, ty się nie przejmuj tylko rób swoje. Tego się trzymam.
Zarzuca się też panu, że bazuje pan na wypowiedziach kobiet, które związków z księżmi doświadczyły. Znajduje je pan na forach internetowych?
Niektóre tak. Oczywiście weryfikuję je. Ale te kobiety to przedmiot osobnego badania, a nie analizy łamania przez księży celibatu. Zainspirował mnie los tych kobiet.
Mówi się, że rozżalona czy zdradzona kobieta potrafi być mściwa. Nie umniejsza to jej wiarygodności?
Zgadzam się, kobiety są różne. Jedne martwią się tym, że walczą z Bogiem o księdza, któraś ze stron musi go "wydrzeć" dla siebie. Inne, te bardziej zadziorne, negują celibat, uważają, że jest niepotrzebny. Faktem jest, iż tak jak w przypadku księży dokładnie sprawdzam osoby, które badam. Zawiłość ankiety pozwala wprawnemu socjologowi wychwycić nieścisłości, wtedy urywam kontakt z takim respondentem. To również fascynujący temat. Kobiety, z którymi rozmawiałem, utrzymują, że księża są inni niż reszta mężczyzn. Są delikatniejsi, bardziej czuli. Co ma zrobić kobieta beznadziejnie zakochana w księdzu, który nie chce porzucić Kościoła? Tym gorzej, jeśli mają razem dziecko. Niektóre z moich byłych studentek miały ojców-duchownych. Opowiadały, że nie jest łatwo, bo ojca często nie było, ale dbał o nie.
Podniesienie kwestii celibatu oraz ujawnienie tak dużych jego rozmiarów społeczeństwu powinno być dla Kościoła sygnałem do przeprowadzenia gwałtownych reform?
Niekoniecznie muszą być aż tak gwałtowne. Ja nie jestem zwolennikiem zniesienia celibatu. Przecież nie da się wykluczyć, że niektórzy księża będą chcieli go dochować. Chodzi o to, by dać duchownym możliwość wyboru. Albo celibat i życie zakonnika, albo rodzina i posługa kapłańska. Powtarzam, ci ludzie są rozdarci, zagubieni, często nie mają pojęcia o cieple rodzinnym czy seksualności, nie wiedzą, czego się wyrzekli. Kościół to instytucja totalna, która wprowadza swoim wiernym zmiany światopoglądowe.
Wielu z badanych przeze mnie byłych księży, którzy są w związkach deklaruje, że gdyby mogli, chętnie by wrócili do Kościoła, ale nie zostawią swoich kobiet. Zresztą to problem trwający od wieków. Kiedyś nie było celibatu, duchowni mogli mieć rodziny. Dopiero potem Luter rozpoczął reformację, wywlókł Kościołowi wszystkie brudy i wymusił przestrzeganie celibatu u katolickich duchownych. Oficjele rzymskokatoliccy boją się powrotu nepotyzmu. Między innymi dlatego nie chcą dać księżom możliwości wyboru. Kościół obawia się, że żony i dzieci duchownych zaczną rozporządzać dobrami kościelnymi. Przecież kapłani to normalni pracownicy, dlaczego więc ich rodziny miałyby czerpać zyski z Kościoła?