"Tępe florety", "wielkie rozczarowanie", "fatalna passa polskiej szermierki" – takie i wiele podobnych tytułów miało większość tekstów o polskich szermierzach w Londynie. XXX. Igrzyska Olimpijskie nie są najlepszymi dla następców Michała Wołodyjowskiego. Michał Morys, kierownik polskiej ekipy olimpijskiej: polska szermierka leży, ale podniesie się.
Sylwia Gruchała przegrała w 1/16 finału florecistek, Radosław Zawrotniak w 1/16 szpady. Z turnieju w Londynie odpadły już też Aleksandra Socha, Magdalena Piekarska, Martyna Synoradzka i Małgorzata Wojtkowiak. Polska szermierka leży na plecach i wierzga nogami, rozpaczliwie próbując się podnieść.
Nie podniesie się bez dobrych wyników polskich szermierzy. Florecistki w drużynie mogły jej pomóc dzisiaj, ale nie zdołały pokonać Francuzek. Ten rezultat wpisuje się w ogólnie złą kondycję polskiej szermierki. – Turniej drużynowy jest inny niż indywidualny. Gdyby nie było szans to nie rozmawialibyśmy. Jesteśmy dobrej myśli. Dziewczyny powinny wygrać z Francuzkami. Nie będzie to łatwe, ale sądzę, że damy radę – mówił naTemat, jeszcze przed dzisiejszą walką, Michał Morys, kierownik polskiej ekipy olimpijskiej.
Przesadą byłoby mówić dziś, że wszyscy wymienieni wyżej zawodnicy (i zawodniczki) byli uznawani za faworytów do zdobycia olimpijskiego krążka. Oczywiście nie byli. Od dwójki z nich mogliśmy jednak oczekiwać zdecydowanie lepszych wyników. Chodzi oczywiście o Gruchałę i Zawrotniaka. Ten pogląd podziela Morys.
– Ta dwójka powinna osiągnąć więcej. Liczyliśmy też na Magdalenę Piekarską, której zabrakło trochę szczęścia – przegrała przecież medal jednym trafieniem, a to jest przypadek. Bartek Piasecki, reprezentujący Norwegię (wyjechał do Norwegii w wieku dwóch lat – przyp. red.), zdobył srebrny medal, ale trzy pojedynki na drodze do finału wygrał właśnie jednym trafieniem. Trzeba mieć szczęście – twierdzi kierownik kadry.
Jednym z największych polskich szermierzy był... Michał Wołodyjowski. Fikcyjny bohater trylogii Henryka Sienkiewicza uosabiał w sobie największe cnoty rycerskie. W przeciwnikach budził lęk. Bali się go Szwedzi, Tatarzy i Kozacy. W jednym z pojedynków ośmieszył nawet samego Andrzeja Kmicica. Jeśli dziś patrzyłby na wyniki polskich szermierzy, ogromny zawód to chyba najsłabsze uczucie, którego by doznał.
– Jesteśmy w takim punkcie, a nie innym. Kiepskie wyniki nie biorą się przecież z tego, że w Londynie pada deszcz. W naszej dyscyplinie nie ma wystarczającej ilości pieniędzy. Związek nie ma możliwości finansowania wszystkiego samodzielnie, a władze lokalne pomagają nam tak, jak pomagają. A często nie pomagają wcale. Brakuje pieniędzy przede wszystkim dla trenerów. Jestem wykładowcą na warszawskim AWF. Siedmiu na dziesięciu absolwentów nie chce pracować w zawodzie. Bo jak mają utrzymać rodzinę za tysiąc złotych? Polacy szkoleniowcy wyjeżdżają zatem do innych krajów. Paweł Kantorski trenujący kadrę Egiptu, zdobył medal olimpijski – pierwszy w szermierce w historii tego kraju, a przecież jest tam dopiero trzy lata. To dowód, że można i że błędy są w naszym systemie, a nie w braku odpowiednich ludzi – wyjaśnia Morys.
Najgorsze w całej sytuacji polskiej szermierki jest to, że za chwilę karierę zakończą ci, którzy odnosili dla niej ostatnie sukcesy. Już teraz coraz głośniej słychać, że Sylwia Gruchała, srebrna medalistka olimpijska z Sydney w 2000 roku i brązowa z Aten w roku 2004, rozważa zakończenie kariery. W wywiadzie udzielonym "Przeglądowi Sportowemu" powiedziała, że to najprawdopodobniej jej ostatnie igrzyska.– Mam już prawie 31 lat. I nie jestem już chyba tą samą Sylwią – wojowniczką, którą byłam kiedyś. Nie ma we mnie tak dużej sportowej złości jak wcześniej. Kiedyś po porażce byłabym bardziej wkurzona – stwierdziła Gruchała.
Brązowy medal olimpijski Gruchały w Atenach (2004 rok)
– Mamy następczynie Sylwii we florecie. Chociażby bliźniaczki Marta i Hania Łyczbińskie. Jest też Zuzanna Sobczak, która niedługo powinna wrócić do gry po roku, który straciła z powodu kontuzji kolan. Źle nie jest też w szpadzie kobiet. Nasze dziewczyny, co prawda nie wywalczyły olimpijskiej kwalifikacji, ale chwilę później wygrały wygrały puchar świata. Po igrzyskach będziemy analizować, dlaczego tak się stało – wyjaśnia Morys.
Najgorsze perspektywy rokują polscy szabliści. Morys przestrzega jednak, że jest to obecnie najtrudniejsza kategoria w szermierce. – Francuzi, którzy do niedawna panowali w niej bezsprzecznie, nie weszli w Londynie nawet do strefy medalowej – uważa kierownik polskiej kadry, który okazuje się jednak wielkim optymistą, gdy pytam go o najbliższą przyszłość polskiej szermierki. – Pan Wołodyjowski się podniesie. Teraz gdzieś jeszcze leży, ale nie jest to stan grobowy – jak w książce Sienkiewicza. Szermierka wróci na najwyższe miejsce wśród polskich dyscyplin. Jestem o tym przekonany – twierdzi Morys.
Reklama.
Michał Morys
Kierownik polskiej kadry szermierzy
Siedmiu na dziesięciu absolwentów nie chce pracować w zawodzie. Bo jak mają utrzymać rodzinę za tysiąc złotych? Polacy szkoleniowcy wyjeżdżają zatem do innych krajów. Paweł Kantorski trenujący kadrę Egiptu, zdobył medal olimpijski, pierwszy w szermierce w historii tego kraju, a przecież jest tam dopiero trzy lata.