"To będzie koniec Zetki, zrobią tubę PiS-u" – brzmi jeden z komentarzy pod porannym artykułem Wirtualnych Mediów. Branżowy portal podał, że największe szanse na kupno rozgłośni z ulicy Żurawiej ma Grupa Fratria, czyli wydawca m.in. tygodnika "Sieci" czy portalu wPolityce.pl. Wielu pracowników Zetki obleciał strach. Ale równie wielu zachowuje spokój i nie dowierza w te doniesienia.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Atmosfera w Zetce daleka jest od ideału. Trudno mówić o jakiejkolwiek stabilności, jeśli medialny koncern Eurozet po raz drugi w ciągu zaledwie paru miesięcy jest wystawiony na sprzedaż.
Stan zawieszenia
– Tyle już wersji było, tyle spekulacji, kto mógłby nas kupić, że przyjmujemy to wszystko z dużą rezerwą. Po prostu czekamy, co będzie dalej – mówi mi jedna z dziennikarek z newsroomu w Zetce.
Inna przyznaje, że nikt tego tematu nawet nie poruszał na porannym kolegium. – Robimy swoje najlepiej jak potrafimy i tyle. Te decyzje nie od nas przecież zależą – wyjaśnia. Przyznaje przy tym, że sprzedaż radia spółce związanej z braćmi Karnowskimi byłaby raczej dramatem dla rozgłośni, jej pracowników i dla słuchaczy. Stacja najpewniej zamieniłaby się w radio propagandowe.
Gdy dopytuję, czy w sytuacji, kiedy Fratria przejmie Zetkę, należy się spodziewać fali odejść, odpowiada krótko: "każdy będzie decydował, co robić dalej".
"Mają turbostracha"
Z tej odpowiedzi między wierszami można wyczytać, że trudno mówić o jedności między pracownikami Radia Zet. Panuje klimat niepewności i każdy gra na własną rękę. Najbardziej napięta atmosfera jest w gronie prowadzących programy. – Oni mają turbostracha. Na pewno ich marzeniem nie była praca u Karnowskich – mówi mi osoba związana ze stacją.
– Atmosfera jest straszna, co w ludziach wyzwala różne niskie instynkty. Wszyscy się boją, bo nie wiedzą, z której strony może przyjść cios. Ten cios wcale nie musi być związany z tym, że ktoś nas znowu kupuje i być może będzie wywalać z pracy. Bo przecież zwalniają już teraz, raz po raz, bez związku ze sprzedażą radia – zwraca uwagę.
Bo faktycznie – ten strach nie pojawił się wraz z publikacją artykułu w portalu wirtualnemedia.pl. Atmosfera w radiu zaczęła się psuć o wiele wcześniej, a kulminacyjnym momentem było zwolnienie z Zetki Marzeny Chełminiak – ikony tego radia, najbardziej znanego głosu stacji.
Niejasne powody
– Każdy sobie myśli: skoro zwolnili kogoś takiego, jak Marzenę Chełminiak, to co dopiero zrobią ze mną? Ta decyzja oznaczała, że w Zetce nie liczy się już nic, co powinno być istotne, czyli choćby zdanie słuchaczy – opowiada mi osoba, która w ostatnim czasie musiała się pożegnać z rozgłośnią, ale wciąż ma kontakt z kolegami ze stacji.
Jak przypomina, Chełminiak była dotąd jedyną osobą, która w Zetce pracowała od samego początku, od roku 1990. Jej rozstanie to bardzo wymowna cezura. Została zwolniona z końcem listopada, tuż przed audycją. Nie pozwolono się jej nawet pożegnać ze słuchaczami na antenie. Zrobiła to więc na Facebooku, prezentując zdjęcia osób, które miały gościć w jej weekendowej audycji "Życie jak Marzenie"
Po stacji krąży taki żart, że nowy szef, który zwolnił Marzenę Chełminiak, przeczytał zaledwie pierwszą stronę z podręcznika zarządzania, gdzie było napisane: jeśli chcesz zyskać posłuch u pracowników, zwolnij kogoś, kto się wśród nich liczy. Sami pracownicy podjęli starania, aby dowiedzieć się w zarządzie Eurozetu, jakie były powody rozstania z ikoną radia. Oficjalnym powodem były zmiany w ramówce radia. Ale o co chodziło naprawdę?
Drugie dno w sprawie Chełminiak
– Sytuacja w Zetce jest mocno zamotana – tłumaczy mi jeden z dziennikarzy. Jego zdaniem zwolnienie Chełminiak mogło być ruchem, który docelowo miałby utrudnić sprzedaż radia. Komukolwiek, nie tylko braciom Karnowskim.
Powodów zwolnienia Chełminiak nie rozumieją też słuchacze Radia Zet. Na stronie petycjeonline.com rozpoczęli zbiórkę podpisów pod petycją o jej przywrócenie na antenę. "Nie zgadzamy się z tą sytuacją, ponieważ nie ma ona żadnego uzasadnienia i jest krzywdząca zarówno dla niej samej, jak i dla wiernych słuchaczy stacji" – napisali.
"Pozbywali się osobowości"
– To, co boli, to fakt, że u nas działają siły wewnętrzne. W mediach państwowych, gdzie dziennikarze masowo odchodzą lub są zwalniani, można powiedzieć, że winne są siły zewnętrzne: władza narzuciła swoich prezesów i dyrektorów i oni niszczą redakcję. My tych "obcych" mamy w środku. I oni przez lata pozbywali się wielu fajnych osobowości – ubolewa jedna z dziennikarek.
Właściciel radia zaś - wcześniej francuski, teraz czeski - nie bardzo wie, co się dzieje w środku. A dzieje się niedobrze nie od dziś, nie od wczoraj i nawet nie od roku. O tym świadczą choćby liczne zmiany personalne oraz drastyczny spadek słuchalności. Kilkanaście lat temu słuchalność RMF FM i Radia Zet była niemal taka sama. Równo 10 lat temu obie słupki obu stacji różniły się kilkoma punktami procentowymi.
Według danych Radio Track z okresu lipiec-wrzesień 2008 radio z krakowskiego Kopca mogło się pochwalić słuchalnością na poziomie 23 proc., stacja z Żurawiej w Warszawie - niemal 18 proc. Dziś obie rozgłośnie dzieli niemal przepaść – dane za okres od sierpnia do października 2018 r. to prawie 26 proc. słuchalności RMF FM i tylko nieco ponad 12 proc. Radia Zet.
Sprzedaż może zrobić dobrze
– Francuski właściciel nie miał pomysłu na to, co ma z tym radiem zrobić, dlatego w końcu je sprzedał. Pozycja Zetki na rynku słabła, a jednocześnie rosło napięcie wewnątrz radia – ocenia jeden z byłych pracowników. Jego zdaniem, paradoksalnie, zmiana właściciela może zrobić Zetce tylko i wyłącznie dobrze. Pod warunkiem, że wybór nie zostanie dokonany według klucza politycznego.
– Może to naiwne, ale dobrze byłoby, aby znalazł się ktoś, komu by na tym radiu zależało i kto umiałby przywrócić standardy, jakie niegdyś w Zetce obowiązywały. Mam wrażenie, że tym radiem dziś rządzą jakieś dziwne interesy, które nie mają wiele wspólnego z celem, który powinien być podstawowy: zróbmy dobre radio – ocenia były dziennikarz Zetki.
W jego opinii, najgorszy dla radia scenariusz to taki, że Czesi tego radia nie sprzedadzą, bo to tylko będzie przedłużało stan zawieszenia. – Czech Media Invest kupił Radio Zet pakiecie od francuskiego koncernu Lagardère od początku z założeniem, że je sprzeda – przypomina. Francuzi sprzedali bowiem łącznie rozgłośnie w Czechach, na Słowacji, w Rumunii i w Polsce. Czechom na polskim Eurozecie niespecjalnie zależało, ale pakiet to pakiet.
Karnowscy? Nie wierzę!
Ci, którzy wciąż pracują w Zetce, raczej jednak nie wierzą, że nowym właścicielem zostanie Fratria, czyli medialna grupa należąca m.in. do instytutu współtwórcy SKOK-ów, senatora PiS Grzegorza Biereckiego oraz Jacka Karnowskiego. – Ten artykuł w Wirtualnych Mediach to taki "szczur" wypuszczony tylko dla zmylenia konkurencji – uważa jeden z dziennikarzy.
Według jego informacji zainteresowanych kupnem Zetki jest nie czterech oferentów, jak podaje portal wirtualnemedia.pl, lecz dwunastu. – I z tego co wiem, Fratria wcale nie jest faworytem, już prędzej Lisiecki (Michał Lisiecki, prezes PMPG Polskie Media SA, wydawcy między innymi "Do Rzecz" i "Wprost" – przyp. red.) – uspokaja. Nota bene – Karnowscy i Paweł Lisicki z "Do Rzeczy" od lat drą ze sobą koty.
Zwraca przy tym uwagę, że już w tytule artykułu Wirtualnych Mediów pojawia się znak zapytania: "Fratria chce kupić Radio ZET. Dostanie kredyt z Pekao SA?". – Nigdy nie ufaj artykułowi, który już w tytule ma znak zapytania – żartuje.
My nigdy nie byliśmy przez nikogo naciskani politycznie. Dziennikarze podlizujący się władzy – to nigdy nie była bajka ludzi z Radia Zet. A Karnowscy to po prostu PiS i tyle.
Możliwe, że interesem zarządu jest to, aby przetrwać bez sprzedaży, bo nowy właściciel może oznaczać zmianę władz radia. Do sprzedaży nie dojdzie zaś wtedy, gdy Czechom nikt nie zaoferuje zadowalającej ich ceny. Z kolei nikt nie zapłaci tyle, ile by Czesi chcieli, jeśli potencjalny inwestor będzie widział, że radio nie jest tyle warte, bo wszystko się tam wali, skoro wyrzucana jest legenda tego radia.