SMS-y, spacery, sesje zdjęciowe w plenerze, takie z przebieraniem. No i przejażdżki, podczas których ręce wędrowały za daleko. Tak miały wyglądać relacje księdza K. z gimnazjalistkami. Zresztą – z ministrantami podobnie. Czarne chmury nad duchownym zebrały się dopiero niedawno. Możliwe, że to dlatego, iż w większym mieście łatwiej o kogoś, kto nie wytrzyma i doniesie. Wcześniej, przed laty, w małej miejscowości wszyscy siedzieli cicho.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Obiecywał, że nikt się nie dowie i faktycznie – od księdza nie dowiedział się nikt. Natalia nie powiedziała rodzicom ani słowa. Tym bardziej nauczycielom czy policji. Zwierzyła się tylko jednej przyjaciółce i pożałowała. Koleżanka puściła informację dalej i dowiedziało się jeszcze parę osób. Nie współczuły jej, raczej się z niej podśmiewały. Wtedy nie miała jeszcze nawet 15 lat.
Dziś mieszka za granicą. Próbuje poukładać sobie życie. Ale wspomnienia wracają co chwilę. Choć później już z księdzem K. kontaktu nie miała. W jej parafii był dość krótko. Bardzo lubił przejażdżki. Wtedy jeszcze nie miał samochodu. Pożyczał od wikarego lub od rodziców. Prosił, by na wycieczkach nie zwracać się do niego "proszę księdza".
"Cieszyłam się, że ksiądz mnie lubi"
Zabierał gimnazjalistki do McDonalds'a, na lody. Lub w plener, na sesje zdjęciowe. Rozbierane. To okazywało się na miejscu. W ostatniej chwili też okazywało się, że jadą tylko we dwójkę.
– Byłam jego uczennicą w II klasie gimnazjum – zaczyna opowieść Natalia i z góry przeprasza, że może być nieskładnie. Minęło już wiele lat. Ale emocje wciąż są bardzo żywe. Wspomina, że ksiądz K. był lubiany przez młodzież. Przez dziewczyny szczególnie.
Po tym, jak żył, trudno było przewidywać, że zostanie księdzem. Raczej można było sądzić, że zejdzie z tej ścieżki. Krążyły opowieści o jego przejażdżkach z gimnazjalistkami, jeszcze póki był w seminarium. Ale to mu nie przeszkodziło. W 2007 r. przyjął święcenia kapłańskie. Od tego czasu zaliczył kilka parafii, najczęściej w mniejszych miastach diecezji świdnickiej.
To ofiara się wstydzi
Z osób, które o sprawie wiedziały, z Natalii nie podśmiewał się wtedy tylko Jacek, jej chłopak. Nie tylko dlatego, że ją kochał. Jacek był ministrantem. Wiedział, do czego zdolny jest ksiądz K. Dowiedział się na własnej skórze. – Do mnie też się przystawiał – opowiada.
Jacek woli podawać jak najmniej szczegółów. Od tamtych zdarzeń wprawdzie minęło już parę lat, ale nie zmieniło się jedno – to ofiara się wstydzi, nie sprawca.
– To jest malutkie miasteczko. Tu 95 proc. mieszkańców to katolicy, którzy co niedzielę chodzą do kościoła. W takiej mieścinie nikt by nie uwierzył nastolatce czy nastolatkowi opowiadającym coś na księdza. Byłby lincz. Tu kościół i ksiądz grają pierwsze skrzypce – opowiada.
Na lody i coś jeszcze
Natalia z księdzem miała wspólny temat – fotografia. Lubiła robić zdjęcia, ale nie miała wtedy swojego aparatu. Ksiądz miał. Powiedział, że pojadą na sesję. Że jej zrobi parę fotek. Poradził, żeby wzięła trochę ubrań na przebranie. Żeby nie było, że każde zdjęcie w tym samym stroju. Zasugerował też, żeby jednak rodzicom nic nie mówić, że jadą sami. – Wtedy jeszcze nic złego nie myślałam – wspomina.
Wizyta na lodach w sąsiednim miasteczku była krótka. Potem ruszyli na zdjęciową sesję wśród drzew.
Wtedy jeszcze "nic takiego" się nie stało. Ksiądz zrobił Natalii kilka zdjęć – przy drzewie, przy jakimś pomniku. Zapytał, że jak się chce przebrać, to może stanąć za tym pomnikiem i on nie będzie patrzył. Ale gdy zmieniała strój, podszedł do niej i zapytał, czy może chce zdjęcie w samym staniku. Jak nie, to on nie nalega. Nie będzie zmuszał. Wtedy do Natalii na dobre dotarło, że sytuacja nie jest zdrowa.
"Powiedziałam, żeby przestał"
– Miałam 14 lat i teraz wiem, że pewnych rzeczy nie rozumiałam. Tematyka molestowania nie była taka powszechna jak teraz. Zaczęłam się wtedy bać, ale pomyślałam, że jeśli zachowam spokój to wszystko się skończy dobrze, wrócę do domu i zapomnę o tej sytuacji – stara się dziś uzasadnić swoje zachowanie sprzed lat.
Ale ksiądz jej spokój chyba potraktował jako cichą akceptację. Wziął ją za rękę i szli wśród drzew jak para. Potem powiedział, że chce, by go pocałowała. Jej nogi zrobiły się jak z waty. Uznała, że lepiej będzie jak da mu całusa takiego, jak cioci czy koleżance – w policzek. – Wtedy on odwrócił głowę i pocałował mnie w usta – opowiada.
Bardzo bała się tego, jak zareaguje. Ksiądz odpuścił. Przestał nalegać. Odwiózł do domu. Ona po powrocie na długo zamknęła się w łazience i płakała.
Pan Bóg jest dobry i wybacza
Potem parę razy rozmawiał z nią. Dopytywał, czy na pewno nikomu nie powiedziała o tym, co stało się podczas przejażdżki. Próbował się tłumaczyć ze swego zachowania. Mówił, że wszyscy błądzimy, bo jesteśmy tylko ludźmi. A Pan Bóg wszystkim nam wybacza, bo jest dobry. No i pytał, czy czasem nie chciałaby powtórzyć takiej wycieczki.
Natalia nie chciała ani trochę. Do kościoła wciąż chodziła. Spotykała K. na ołtarzu. – Nie zapomnę tego uczucia, kiedy patrzył na mnie z ołtarza. To było strasznie dziwne – wspomina. A jeszcze dziwniejsze, że całkiem niedawno się jej przyśnił. Pytał, czy na pewno nikomu nie opowiedziała o tym, co zaszło wtedy wśród drzew i w samochodzie.
"Boże daj mi siłę"
Odwiedzam profil księdza K. na Facebooku. Ponad ośmiuset znajomych. Na zdjęciach wiele osób w koloratkach, wiele młodych twarzy. Wśród zdjęć sporo z podróży: do Paryża, do Rzymu, nad morze. Z rowerowej przejażdżki. Z tego, jak oddaje krew w stacji krwiodawstwa. Na kanapie z misiem. Z rodzicami. Z biskupem Decem wraz z dawnymi kolegami z seminarium. Wszystkie mają status publicznych.
Jest też zdjęcie zamieszczone w 9. rocznicę święceń kapłańskich. Na nim obrazki prymicyjne. I motto, które ksiądz K. wybrał sobie na początku drogi duszpasterskiej. To cytat ze św. Augustyna: "Boże daj mi siłę, abym mógł zrobić wszystko, czego ode mnie zażądasz. A potem żądaj ode mnie czego chcesz".
Nic niepokojącego nie widać. Szczególnie rozczulający jest zdjęcie wierszyka, jakie o księdzu ułożyły dzieci ze szkoły, w której prowadził katechezę. "Msze prowadzi w (...) kościele/ Lubi go także dzieci wiele!/ Religii uczy uczniów z naszej szkoły/ I zawsze jest bardzo wesoły!".
Puste miejsce na liście
Trochę nie dowierzam w to, co usłyszałem. W to, że nagle po latach dorosłym ludziom przypomniało się, iż w nastoletnim wieku spotkała ich ze strony księdza jakaś przykrość. Tylko jedno nie daje mi spokoju: decyzja biskupa świdnickiego Ignacego Deca z czerwca 2018 r.
To ogłaszana co roku lista zmian personalnych na terenie parafii. Na niej 44 nazwiska. Nic nadzwyczajnego. Ks. XY, dotychczasowy wikariusz parafii w Świebodzicach ustanowiony wikariuszem parafii w Świdnicy. Ks. NN, dotychczasowy wikariusz parafii w Lądku Zdroju, ustanowiony wikariuszem w Bielawie. Jeśli księża są tuż po święceniach, to jasne, że brak informacji o dotychczasowej parafii.
W przypadku księdza K. jest tylko informacja, że dotąd był wikariuszem w Wałbrzychu, w parafii św. Józefa Oblubieńca NMP. Dokąd został przeniesiony? Gdzie trafił? Informacji jakiejkolwiek brak.
Piszę do księdza K. na Facebooku. Opisuję w kilku słowach to, czego dowiedziałem się od Natalii i Jacka – o przejażdżkach na sesje fotograficzne i o dotykaniu tam, gdzie ręka księdza znaleźć się nie powinna. Zadaję dwa pytania: "1/ Czy dopuścił się Ksiądz w swojej pracy duszpasterskiej jakichś czynów, które mogą być uznane za molestowanie seksualne osób nieletnich. 2/ Dlaczego od czerwca 2018, od odwołania z parafii pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Wałbrzychu nie jest Ksiądz przypisany do jakiejś parafii?".
Zgodnie z wytycznymi Episkopatu
Kontaktuję się z rzecznikiem kurii świdnickiej, ks. dr. Danielem Marcinkiewiczem. Mówię mu, że mam sygnał, iż przed laty ksiądz K. miał molestować niepełnoletnie dziewczyny i chłopców. Pytam, w jakiej parafii obecnie pracuje ksiądz K. Rzecznik prosi o godzinę, aby to ustalić.
Dzwonię po godzinie i zaskoczony otrzymuję jasny komunikat. – Zawiadomienie w sprawie możliwości popełnienia przez księdza K. wpłynęło do księdza proboszcza ze strony dyrekcji szkoły, w której ksiądz był zatrudniony w charakterze katechety. Proboszcz o sprawie natychmiast poinformował świdnicką Kurię Biskupią – poinformował ks. Marcinkiewicz.
– Czekamy na ustalenia prokuratury, a jednocześnie na polecenie biskupa sprawę tę bada powołany we wrześniu delegat ds. dzieci i młodzieży – podkreślił rzecznik kurii.
Przyznaję, że jestem wręcz nieco zaszokowany odpowiedzią. Mówię, że o dość świeżej sprawie wałbrzyskiej nie miałem pojęcia. Że wiedziałem jedynie o sprawie sprzed lat. Dopytuję zatem, czy do biskupa nie napływały wcześniej żadne niepokojące sygnały w sprawie księdza K. – Nie, nic takiego do nas nie dotarło – zapewnia ks. Marcinkiewicz.
Najuboższa dzielnica
Która szkoła zawiadomiła prokuraturę? Rzecznik kurii nie wie. Proboszcz parafii, w której do czerwca posługiwał ksiądz K., przez telefon rozmawiać o sprawie nie chce. Parafia św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny mieści się w dzielnicy Sobięcin. Raczej nie cieszy się ona dobrą sławą. Wałbrzyszanie mówią o niej "Palestyna" – kiedyś ze względu na osadę żydowską, która powstała tu tuż po II wojnie światowej, później bardziej z uwagi na częste uliczne walki.
W Sobięcinie do początku lat 90. działały liczne kopalnie i koksownie. Potem upadły, więc stopa bezrobocia w dzielnicy zamieszkałej głównie przez górnicze rodziny poszybowała do poziomów niespotykanych w skali kraju. Bieda, mnóstwo zapuszczonych domów. Ale kościół przepiękny – poniemiecki, z XIX w., czyli czasów świetności Sobięcina.
Zły dotyk
Postanawiam obdzwonić wszystkie szkoły w dzielnicy. Zaczynam od ogólniaka. Dyrektor liceum, w którym jeszcze w poprzednim roku szkolnym K. był katechetą, informuje krótko, że to nie on. Następna na liście jest podstawówka. – Uczył u nas i faktycznie, to my to zgłaszaliśmy – potwierdza jej dyrektor. Woli uniknąć zamieszania wokół szkoły, więc prosi, by nie podawać jego nazwiska.
Co dokładnie zgłoszono prokuraturze? Dyrektor ostrożnie dobiera słowa. Zapewnia, że w grę nie wchodziło podejrzenie o czyn najpoważniejszego kalibru.
Dyrektor informuje, że ksiądz K., od razu został odsunięty od wszelkich czynności i potem już ani razu nie pojawił się w szkole. Wszystkie te zdarzenia miały miejsce pod koniec roku szkolnego. Dyrektor przyznaje, że nie ma żadnego sygnału z prokuratury, czy od tego czasu coś zostało ustalone i jakie są wyniki dochodzenia.
"To pomówienia"
Na Messengerze przychodzi krótka odpowiedź od księdza K. na pytania zadane jeszcze przed tym, zanim dowiedziałem się o postępowaniu w prokuraturze. Na oba odpowiedź jest jedna: "To pomówienia". Dopytuję zatem o to postępowanie i o to, komu miałoby zależeć na tym, aby pomówieniem krzywdzić księdza. Nie dowiaduję się właściwie niczego, rozmowa się urywa.
W Prokuraturze Okręgowej w Świdnicy, gdy pytam o sprawę księdza K., prokurator początkowo myśli, że chodzi o dość głośną sprawę duchownego, który miał wysyłać uczniom erotyczne SMS-y. Może się pomylić – śledczy ostatnio badali sporo spraw, w których występowali księża z Wałbrzycha. Była też sprawa duchownego, który miał romans z żoną organisty, a gdy ta wróciła do męża, zaczął ją nękać. Wyjaśniam, że ksiądz K. to jeszcze inna historia. Otrzymuję zapewnienie, że w Prokuraturze Rejonowej w Wałbrzychu uzyskam wszelkie informacje.
Postępowanie w toku
– Od dyrektora jednej z wałbrzyskich szkół otrzymaliśmy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, którego miała się dopuścić osoba duchowna, będąca jednocześnie nauczycielem – potwierdza szef wałbrzyskiej prokuratury Marcin Witkowski. Podkreśla, że postępowanie od kilku miesięcy toczy się w sprawie. Czyli formalnie osoby podejrzanej nie ma.
Postępowanie nadal jest w toku, jeszcze go nie umorzono. Ale na tym etapie nie ma przesłanek, by ktokolwiek usłyszał zarzuty.
Ofiara czuje się winna
Wyrzuty sumienia ma za to Natalia. Gdy dowiedziała się, że prokuratura zajęła się sprawą księdza K., odezwało się w niej poczucie winy. – Bo może gdybym wtedy to zgłosiła, to nie byłoby więcej ofiar... Może byłam pierwsza i mogłabym być ostatnia – zastanawia się.
Dlaczego milczała?
Przekazuję jej radę od rzecznika kurii, by o swojej historii opowiedziała powołanemu niedawno diecezjalnemu delegatowi ds. ochrony dzieci i młodzieży przy diecezji świdnickiej z obietnicą, że sprawa będzie zbadana dokładnie. Natalia obiecuje, że rozważy tę możliwość. Ale nie jest pewna, czy jest już na to gotowa. – Ciężko będzie mi się z tym zmierzyć twarzą w twarz – przyznaje. Tym bardziej, że ksiądz K. znów zaczął się śnić po nocach.
Imiona bohaterów zostały zmienione. Ze względu na fakt, iż prokuratorskie postępowanie toczy się w sprawie, a nie przeciwko, duchowny występuje wyłącznie jako ksiądz K.
Bardzo dobrze się z nami dogadywał, chyba szczególnie z dziewczętami. Ja również miałam z nim dobry kontakt. Do tego stopnia, że poza szkołą i różnymi zajęciami w kościele, w których brałam udział, rozmawialiśmy przez gadu-gadu i pisaliśmy SMS-y. Wtedy nie widziałam w tym nic złego, cieszyłam się, że ksiądz mnie lubi, że jestem na tyle fajną osobą, że chce ze mną rozmawiać i mieć bliski kontakt.
Któregoś razu zaproponował, że możemy wybrać się razem z dwiema innymi dziewczynami do pobliskiej miejscowości na lody oraz spacer. Oczywiście zgodziłam się, pomyślałam, że będzie fajnie. Jednak w dzień wyjazdu ksiądz napisał mi SMS-a, bądź zadzwonił, nie pamiętam już, z informacją że tamte dziewczyny nie mogą jechać i możemy pojechać sami.
Nie zapomnę moich 16 urodzin w pożyczonym przez niego samochodzie. Wziął mnie na taką urodzinową przejażdżkę. Podczas jazdy samochodem, zamiast na drążek do zmiany biegów, często wolał położyć rękę na moim lewym kolanie. Zabrał mnie do swojego rodzinnego domu. Jego rodziców nie było. Kładł rękę na ramionach, obejmował, stojąc za moimi plecami, udawał braterskie kontakty.
Podczas jazdy położył mi dłoń na kolanie. Wtedy pierwszy raz poczułam się dziwnie, nieswojo... Jednak nic nie powiedziałam. Nie pamiętam, czy odsunęłam wtedy nogę, ale starałam się zachować spokój i tłumaczyłam sobie, że to nic takiego.
To był dość długi pocałunek dopóki się nie odsunęłam przerażona. Stałam jak wryta przez chwilę i nie mogłam nic powiedzieć.
Później wsiedliśmy do auta. Zaczął coś robić przy radiu, potem nachylił się nade mną, zamykając drzwi od środka. Został w tej pozycji i znów zaczął mnie całować. Jego ręka wędrowała po moim ciele, a ja czułam się jakbym była zamrożona. Czułam tylko jak mocno bije mi serce, nie byłam w stanie się ruszyć.
Przeleciało mi przez głowę, że muszę wybiec z tego auta. Ale nawet nie wiedziałam którędy do domu, wokół nie było żadnych ludzi. Po chwili zaczęłam czuć na swoim kolanie jego wzwód, a jego ręka zaczęła się wsuwać pod moją bluzkę w okolice biustu, a następnie w górę po wewnętrznej stronie ud. Powiedziałam, że nie chcę tego i żeby przestał.
ks. dr Daniel Marcinkiewicz
rzecznik prasowy diecezji świdnickiej
Do czasu wyjaśnienia sprawy kuria wycofała księdza K. ze wszystkich placówek, w których uczył, zgodnie z wytycznymi Konferencji Episkopatu Polski. W tym samym dniu kuria biskupia podjęła decyzję nie tylko o wycofaniu księdza K. z nauczania w placówkach oświatowych, ale także otrzymał on dekret zwalniający go z obowiązków wikariusza w tej parafii. Tym samym został odsunięty od wszelkich czynności duszpasterskich i skierowany do Domu Księży Emerytów.
Mieliśmy pewien sygnał od dziecka. Mogę powiedzieć tyle, że chodziło o tzw. zły dotyk. Zareagowaliśmy natychmiast. Sprawa od razu została zgłoszona w wałbrzyskiej prokuraturze. Ksiądz proboszcz był wtedy razem ze mną, przy czym to ja składałem zeznania, a ksiądz proboszcz czekał.
Marcin Witkowski
Prokurator Rejonowy w Wałbrzychu
Postępowanie zostało wszczęte w oparciu o art. 200 par. 1. Kodeksu karnego. W tym wypadku chodzi o tzw. inną czynność seksualną względem osoby małoletniej do 15 roku życia. W toku tego postępowania przesłuchano wszystkie osoby, które zostały wskazane w zawiadomieniu i które mogły posiadać jakąkolwiek wiedzę w tej sprawie. Te przesłuchania odbywały się w obecności rodziców lub opiekunów prawnych oraz psychologa. W oparciu o te przesłuchania i dodatkowy materiał dowodowy na tym etapie nie ma uzasadnienia, aby w tej sprawie komukolwiek przedstawić zarzuty.
Przez bardzo długi czas czułam wstyd przed samą sobą. Miałam wrażenie, że to stało się po części z mojej winy. Że on myślał, że ja tego chcę. Czułam się jak dziewczyna lekkich obyczajów, bo w tak młodym wieku obmacywał mnie jakiś ksiądz. Czułam, że nie mam prawa tego nigdzie zgłaszać, bo sama sobie jestem winna i zostanę tylko wyśmiana.