Wcale nie pachnie ładnie i wcale nie jest tak czysto. Gorzej: jak będziesz mieć pecha, to na ścianie znajdziesz rozsmarowany kał. Wszystkie męskie mity o tych ucywilizowanych damskich toaletach to najzwyczajniej w świecie ściema. Przepytaliśmy kilka kobiet i już wam wyjaśniamy, co się dzieje w damskiej toalecie. W pracy, w miejscu publicznym, wreszcie w klubie.
Fakt pierwszy: w damskiej toalecie wcale nie jest czysto
Większej bzdury nie można sobie wyobrazić. Po pierwsze: w damskich toaletach wcale ładnie nie pachnie. – Ja może jestem bardzo wrażliwa, ale w damskich toaletach jest taki specyficzny zapach – tłumaczy mi 30-letnia Ania.
Według niej ten "zapach" zresztą dużo mówi o samych kobietach. – Każda z nas z zewnątrz sprawia wrażenie zadbanej. Jest umalowana, ma ładną fryzurę. Ale dopiero w kabinie widać po nas więcej. Po niektórych paniach aż miło wejść do kabiny, zostaje taki ładny zapach. Ale są i takie, po których pierwsze co robisz, to jeszcze raz spuszczasz wodę i wycierasz dokładnie deskę – podkreśla.
Jest jeszcze jeden problem w kwestii czystości: mityczny kosz na śmieci przy umywalce. – Tam dopiero widać, co potrafimy. Właściwie nie ma kosza, w którym nie leżą zakrwawione podpaski albo tampony. Dziewczyny ich nie owijają nawet w papier – twierdzi.
Dlaczego mityczny? Bo ten kosz to swoisty leitmotiv toaletowych problemów. – Najgorzej jest, jak ten kosz jest przepełniony. Wiele razy widziałam, jak te nieowinięte tampony walają się po podłodze. Po prostu są w toalecie wszędzie. Zwłaszcza w miejscach, gdzie się kręci dużo dziewczyn i nie ma kiedy tego sprzątać. Np. w jakimś klubie – mówi 25-letnia Pola.
Wspomina też swoje wakacje sprzed lat na Helu. – To był typowy kemping, łazienki były w takim oddzielnym pomieszczeniu w budynku. Obok kabin z toaletami były kabiny z prysznicami. Na trzeciej ścianie nie było właściwie nic. To znaczy nic nie powinno być. Było tam wielkie, rozsmarowane g…o. Nie wiem, może to był jakiś żart – wspomina.
Aha, i panie robią dokładnie to, co wy, panowie. Nie myją rąk po wyjściu z kabiny. – Naprawdę mnie to obrzydza. Co gorsza, wiele z nich nie robi tego nawet przy świadkach. Laska wychodzi z kabiny i od razu wychodzi z toalety, zupełnie bez krępacji, chociaż wie, że ja to widzę. I że ją znam – zauważa 28-letnia Marlena.
Fakt drugi: rozmawiają tam, żebyś tego nie usłyszał
W przeciwieństwie do męskich toalet, gdzie generalnie panuje krępująca cisza, przerwana ewentualnie głupimi żartami, w damskich toaletach dyskusja wre. To takie forum dyskusyjne, zwłaszcza w firmach.
– To na pewno jest takie intymne miejsce spotkań, rozmów – mówi mi Ania. Kiedy ją dopytuję na czym polega ta intymność, szybko dowiaduję się, że dla pań toaleta to miejsce, gdzie można powiedzieć to, czego się z reguły… nie mówi gdzie indziej.
– To jest miejsce, gdzie można porozmawiać bardziej intymnie. Zwłaszcza z tymi koleżankami, z którymi nie siedzę przy biurku – dodaje. Czego dotyczą plotki? – No wiadomo. Jaka była wczorajsza randka, jaki jest ten nowy chłopak. Co zrobiłam na imprezie i jak bardzo to było głupie – śmieje się.
Pola: – To najlepsze miejsce w pracy, żeby się wygadać. Jak ktoś cię wkurzy, a nie chcesz o tym mówić przy biurku, to idziesz z kim chcesz do toalety i tam rozmawiasz.
Co ważne, rozmowy nie toczą się tylko przy osławionym lustrze, w trakcie poprawy makijażu. Także w kabinach. – No jak idzie akurat do toalety też któraś z koleżanek, to proste, że rozmawiam przez ścianę o różnych rzeczach. I zauważyłam, że nie tylko ja tak mam – podkreśla Marlena.
Amelia z kolei porównuje damską toaletę do rozmowy przy papierosie. – To właściwie ta sama tematyka, o ile oczywiście idziemy w damskim gronie. Omawiamy te same tematy – mówi 27-letnia dziewczyna.
Fakt trzeci: tak, one tam na siebie patrzą spode łba
Stara zasada jeszcze ze szkoły. Na pewno każdy z was panowie zauważył, że może to i nam się zarzuca oglądanie się za kobiecymi pupami, ale prawdę mówiąc... panie obserwują same siebie znacznie częściej, niż my je podglądamy.
Ta sama zasada dotyczy toalety i nieśmiertelnych spotkań przy lustrze. – Obserwujemy się, to prawda. Patrzymy kto się maluje, czym się maluje, czyli jakich kosmetyków używa, ale też jak to robi. Ciągle trwa taki stan oceniania. Każda z nas się konfrontuje z drugą – mówi Ania. Jaka to różnica przy panach, którzy generalnie mają się gdzieś...
Niemniej, poza obserwacjami naturalnie toczą się tu też dyskusje. – Jeśli w toalecie np. w pracy spotykam swoje koleżanki, to sobie oczywiście poplotkujemy, pośmiejemy się, ale też pogadamy o makijażu. To jednak dotyczy tylko tych, które lubimy. Nie będę udawać, zdarzają się pogardliwe komentarze, jeśli za sobą nie przepadamy. Typu "co, znowu się malujesz?".
A co się dzieje w toalecie publicznej, na przykład w galerii handlowej? – Nic. Jest totalna cisza. W ogóle nie rozmawiamy, nie witamy się, nie pozdrawiamy się. Zwyczajnie się mijamy.
Fakt czwarty: one w toalecie naprawdę nie robią TEGO
Kobiety naprawdę nie lubią zatrzymywać się w toalecie "na dłużej". – To bardzo krępujące, oczywiście, że lepiej "zabrać" to ze sobą do domu – twierdzi Pola.
– Ależ oczywiście! – potwierdza Marlena. Ale są wyjątki, bo przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. – Najśmieszniej jest, jak wiesz, że koleżanka obok (w kabinie – red.) też stara się coś z siebie "wyrzucić", bo też przyszła, jak już wszyscy są po lunchu, i jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś przyjdzie. Zapada taka krępująca cisza między kabinami...
Oczywiście czasami kończy się jeszcze bardziej kuriozalnie. "Strach przed dwójeczką" powoduje co najmniej dziwne sytuacje. – Pamiętam, jak pojechałam z koleżanką w góry. Ona zabrała ze sobą swojego nowego chłopaka i przez cztery dni bała się załatwić. Pisała mi, że boli ją brzuch. W końcu poleciała do restauracji – mówi Amelia.
Pola: – Ale my naprawdę w publicznych toaletach nie robimy tego, co mężczyźni. Nie pierdzimy, nie bekamy. Jeśli już takie coś usłyszę... to raczej jestem w szoku.
Fakt piąty: damska toaleta w klubie to piekło
Niezależnie jednak od tego, co sądzicie o kobietach i o ich zachowaniu w toalecie, jest jedno miejsce, gdzie zupełnie puszczają im... nerwy. To damska toaleta w klubie. Tam umierają wszystkie zasady z innych miejsc: te o rozmowach, o porządku, czy o... robieniu "dwójeczki".
– Generalnie wiadomo, na początku imprezy jest zawsze czysto. Aż do momentu, jak szlachta się upije i zapomina, jak się korzysta z ubikacji – mówi Marlena. – Jedne sikają prawie "na Małysza", zaraz po nich drugie rzygają prawie na czworaka, więc wiadomo, jak to pięknie wygląda… Wszystkie chodzą w tym syfie, ale każda z nas stara się tego "nie dotknąć" wiadomą częścią ciała. O ile oczywiście jest w stanie – dodaje.
W tym samym miejscu dziewczyny zrywają też ze swoją niepisaną zasadą milczenia. Obce kobiety zaczynają ze sobą dyskutować, oczywiście po alkoholu. – Laska nakłada sobie plasterek na nos i ci tłumaczy, że to zbiera sebum. Serio. A wtedy wszystkie dookoła niej "o Jezu pokaż". Też serio. I po chwili jest "kup sobie koniecznie, w Rossmannie za trzy złote" – opowiada Amelia.
– Ale generalnie standard. "Och jak ci pięknie w tej szmince". A ta skomplementowana zawsze! odpowiada: gdzie, za ile, i czy w promocji – dodaje.
Ponadto w klubie problemy z zakrwawionymi tamponami przybierają na sile. I to tak dotkliwie. – W koszu nigdy nie ma miejsca, inna sprawa, że dużo dziewczyn w ogóle sobie nie zawraca tym głowy i rzuca te podpaski czy tampony gdzie popadnie. Sama widziałam kiedyś zakrwawioną ścianę, bo ktoś rzucił w nią brudnym tamponem – wspomina Amelia.
Nieśmiało pytam jeszcze Marlenę, jaka jest najbardziej obrzydliwa rzecz, którą widziała w damskiej toalecie. – Pływającą "dwójkę" w wymiotach – mówi Marlena.
Tak jest panowie, naprawdę nie musicie być zawstydzeni.