Jeśli witać Nowy Rok, to oczywiście niczym innym jak szampanem. Taka to już tradycja, że korki od tego trunku wystrzelą punktualnie o północy. Czy jednak to, co szampanem nazywamy, na pewno nim jest? O świadomości Polaków i o naszej kulturze picia w rozmowie z naTemat opowiada Rafał Banach – ambasador szampana.
Rafał Banach to pierwszy Polak, którego przyjęto do elitarnej organizacji Ordre des Coteaux se Champagne. Historia organizacji ma swoje początki w XVII wieku. Wtedy to młodzi arystokraci pochodzący z Szampanii założyli elitarne stowarzyszenie aby promować wina ze swojego regionu.
Dziś do organizacji należą wybitni znawcy wina. Wśród nich są sommelierzy, restauratorzy oraz osoby znane ze świata kultury lub polityki. Przedstawiciele Ordre des Coteaux se Champagne dbają o dobre obyczaje związane ze sposobami podawania i spożywania szampana. Promują ten trunek na świecie.
Czy Polacy piją szampana?
Patrząc na wszelkie rankingi sprzedaży czy konsumpcji, jesteśmy gdzieś przy końcu, ale nie na samym końcu. Ma to związek z małą dostępnością i wysoką ceną szampana. To, co mnie jednak cieszy, to to, że świadomość konsumencka Polaków rośnie z roku na rok. Cieszę się również, że grupa zwolenników chcących celebrować najważniejsze wydarzenia w życiu, jest coraz większa.
Nasza historia, to że żyliśmy za żelazną kurtyną, pokazuje, że nie mieliśmy dostępu do luksusowych alkoholi. Jedyne wina które mieliśmy i mogliśmy dzięki nim budować paletę smaków, to były wina gruzińskie, bułgarskie, lub te które ktoś coś przywiózł z wycieczki.
W związku z tym nasz rynek był i nadal jest zalany tym produktem winopochodnym, które nie ma nic wspólnego z winogronami, tylko jest zagazowanym napojem o smaku winogron, z wtłoczonym dwutlenkiem węgla. Nie możemy tego nazywać szampanem, gdzie bąbelki wytwarzane są w długim procesie drugiej fermentacji, zachodzącym w butelce, ani też nawet winem musującym.
Ale akurat ten smak znają chyba wszyscy.
W naszej kulturze, coś co ma bąbelki, zawsze nazywano szampanem. Dlatego zapewne ciężko jest się przestawić Polakom, że szampan może być tylko francuski, i pochodzi tylko z rejonu Champagne. Teraz jednak ludzie podróżują, więc wiedzą więcej.
Jest Pan ambasadorem szampana, trudno jest więc mi sobie wyobrazić, że nie denerwuje się Pan na widok wspomnianego wcześniej trunku. Może się mylę?
Miałem kiedyś śmieszną sytuację. Przechodziłem obok jednego z lokalnych sklepików w Mrągowie, w samym centrum miasta. Uderzyło mnie, kiedy zobaczyłem witrynę sklepową, całą zastawioną tym czymś czarnym. Było napisane: "szampan jedyne 5,99".
Nie powiem, że otworzył mi się scyzoryk w kieszeni, ale otworzył mi się telefon w ręce i zadzwoniłem do centrali producenta i poprosiłem o rozmowę z przedstawicielem handlowym.
Po 15 minutach już była zmieniona etykieta na wino musujące. Nie musiałem mu nawet przypominać, jakie są kary za wprowadzanie w błąd konsumenta. To jest od 5000 zł w górę.
Szampan jest jedyny w swoim rodzaju i jest nie do podrobienia. Każdy lubi jeździć samochodem, ale nie oszukujmy się – każdy chociaż raz w życiu chciałby się przejechać Ferrari.
Czy to Ferrari jest na naszą kieszeń?
Szampan jest produktem luksusowym, ale niektóre markety podpisują umowy, na sprzedaż konkretnej marki szampana, który produkuje daną linię tylko i wyłącznie dla tego sklepu. Te szampany zajmują na konkursach winnych wysokie miejsca. Dobrej jakości szampana można kupić za 89 zł i jest on często lepszy od tego za 250 zł.
Wszystko uzależnione jest od zasobności naszego portfela. Najważniejsze jednak, że celebrujemy. Wydajmy tych parę złotych więcej. Jeśli nie możemy kupić szampana, to już kupmy sobie prosecco lub cave, ale nie trujmy się tym czymś co nawet nie leżało koło winogron.
Chciałabym zapytać o to celebrowanie. Pana zdaniem w Polsce możemy mówić o kulturze picia czy upijania się?
Nie, nie! Obecnie mieszkam 13 lat zagranicą i muszę przyznać, że nasza kultura spożywania napojów alkoholowych jest fantastyczna. Pijemy dużo, ale raz na jakiś czas. W Wielkiej Brytanii, tam, gdzie akurat przebywam, wygląda to w ten sposób, że powiedzmy mam licencję do pierwszej w nocy. Bary o 00:45 są tak okupowane i tak szaleńczo rozpychane, bo jest za 15, a jeszcze musimy się... Wiadomo.
Wielu moich przyjaciół z Portugalii, Anglii, czy Szkocji, jak przyjeżdżało tutaj, to mówiło, że myśleli, że Szkoci są nieźli, że Irlandczycy są nieźli... Ale jak pojechali w góry na wesele i wesele trwało 3 dni non stop, to oni byli w ciężkim szoku. Oni pytali: jak to jest możliwe, że nie macie kaca?
Mamy zahamowania. Kiedy u nas jest stop, to jest stop. Wiadomo, że są różni ludzie, ale robimy to raz na jakiś czas. Imieniny, urodziny, a tam gdzie mieszkam, to jest codziennie.
Mówił Pan o palecie smaków. Jaka jest ta paleta jeśli mówimy o Polakach?
Polacy wolą półwytrawne i półsłodkie smaki. Chodzi o to, żeby próbować. Jeśli ktoś ma ochotę, niech najpierw spróbuje tego czarnego, od lat błędnie nazywanego szampanem. Jeśli jednak dbamy o wątrobę, spróbujmy sobie prosecco, cave.
Jak spróbujemy szampana, to nikt nie będzie chciał wrócić do czegoś innego. Tylko musimy znaleźć odpowiedni smak. Jest też szampan, dla diabetyków.
Ile jest smaków szampana?
Smaków jest mnóstwo. Od bardzo wytrawnych, które mają dosłownie 0 proc. cukru, po bardzo słodkie. Nuty smakowe, które możemy w nim wyczuć, to są orzechy, to jest tost posmarowany masłem, czereśnia, brzoskwinia.
Nie bójmy się próbować. Mamy fantastycznie wyszkolonych ludzi w sklepach winiarskich. Musimy się tego uczyć. Musimy się przestawić ze spożywania napojów wysoko alkoholowych na nisko alkoholowe typu wina.
My, Polacy musimy się tego nauczyć, a nie nauczymy się tego inaczej niż próbując. Musi się zmienić mentalność. Każdy z nas ma inny gust. Coś, co mi smakuje i czym ja będę się zachwycał, może nie smakować pani.
Szczerze mówiąc jestem pozytywnie zaskoczona Pana opinią na temat naszego stosunku do alkoholu. To raczej optymistyczna wizja.
To, co mnie bardzo, ale to bardzo cieszy, to to, że mamy coraz więcej winiarni. Nasze regulacje prawne nie są sprzyjające dla producentów wina, ale w naszej szerokości geograficznej mamy fantastyczne do tego warunki.
Przy sprzyjającym klimacie, który zmienia się na cieplejszy, możemy być drugą Hiszpanią, czy Francją. Naprawdę możemy być potęgą winiarską. Do tego oczywiście potrzebujemy wielu lat. Na razie zaczynamy raczkować.
Pan stawia już raczej solidne kroki. Ordre des Coteaux se Champagne – jak trafił Pan do tej organizacji?
Z wykształcenia jestem technologiem drewna i trafiłem do świata win. Materiałoznawstwo przydało się, bo miałem okazję poznać charakterystykę drewna, wykorzystywanego do produkcji beczek. To ułatwiło zrozumienie danych aromatów.
Ze względu na moje wyjątkowe podejście do szampana, zostałem zauważony. Wielokrotnie testowano także moją wiedzę. W końcu dostąpiłem zaszczytu, mogłem nosić miano tzw. Chevaliera czyli być rycerzem tejże organizacji.
5 lat później w związku z tym, że zajmuję się również szkoleniami, wykazałem, że zasługuję na stopień oficera. Później jest tylko chambellan... Marzę o tym, ale to może za 10 albo i 15 lat. To już jest wiedza master sommelierów. Wymaga to nieustannego kształcenia się w tym temacie.
Łatwo być ambasadorem szampana w Polsce?
Zazwyczaj rozmowa kończy się w momencie, kiedy ktoś próbuje dyskutować, że prosecco jest takie fantastyczne. Szampan to jest szampan i tu nie ma dyskusji. Prosecco to jest tylko wino musujące. Szampan to jest coś, o czym mówimy, że jest jedyne, niepowtarzalne i nie do podrobienia.