Ten debiutant jest wulgarny, bezpośredni, propaguje przemoc fizyczną i branie narkotyków, a jednocześnie szanują go nawet raperzy-intelektualiści. Poznaj najbardziej tajemniczą i zarazem najgorętszą obecnie postać w polskim hip-hopie.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
Od Lecha Rocha Pawlaka, poprzez Tigera Bonzo i Kobra, aż po Bonusa BGC. Polski rap zna mnóstwo postaci, których przysłowiowe pięć minut rozgrywało się wg następującego scenariusza: w internecie objawia się jakiś "człowiek znikąd", naturszczyk, którym zaczynają się interesować tłumy.
Jest i ekstremalnie słaby technicznie, i święcie przekonany o swoim talencie, a cały fenomen bazuje wyłącznie na "toczeniu z niego beki" przez rozbawioną młodzież. Podobne reakcje pojawiły się w kwietniu 2017 r., gdy w sieci pojawił się kawałek "Kasuj Mój Numer" niejakiego Księcia Kapoty.
Dodajmy: pojawiły się zaledwie na moment, bo słuchacze prędko zaczęli zastanawiać się, czy ten człowiek nie jest jednak czymś znacznie więcej, niż kolejnym internetowym fenomenem z gatunku "pocieszny dziwak".
Oto Polska usłyszała szorstką, dosadną i wulgarną nawijkę, zapodawaną niezbyt wysublimowanym – mówiąc dyplomatycznie – raperskim flow.
W tekście: całe mnóstwo negatywnych emocji, adresowanych do – tutaj mały skrót myślowy – mężczyzn w rurkach, tudzież wszelakich mięczaków.
W teledysku: trzydziestoparolatek za kierownicą leciwej Škody Superb, lubiący wciąganie białych kresek i pracujący jako kierowca Ubera, który wywozi jednego z pasażerów (oczywiście noszącego dopasowane spodnie) do lasu, gdzie ten ląduje w wykopanym własnoręcznie grobie.
Szacunek nie tylko ludzi ulicy
Z czasem zaczęły słabnąć głosy hejterów, zarzucających Kapocie rapowe prostactwo i kanciasty flow. Tę szorstką, zawadiacką twórczość zaczęto traktować jako coś oryginalnego i naprawdę świeżego.
Jako odtrutkę na twórczość całej rzeszy naszych pierwszoligowych raperów, co prawda wchodzących na wyżyny wyrafinowanych umiejętności technicznych, lecz jednocześnie przeobrażających się w stado klonów, które mniej bądź bardziej bezczelnie kopiują modne trendy muzyczne z zachodu.
Jakieś skojarzenia? Dokładnie. W podobny sposób parę lat temu Polska przyjęła twórczość Popka; choć ten – zaznaczmy – zanim osiągnął szczyt kariery, przez długie lata (mówiąc precyzyjnie: od roku 2001) działał już w krakowskim składzie rapowym Firma.
Aleja gwiazd
Kariera Kapoty zaczęła toczyć się jak kula śnieżna: jego kawałkami zaczęło jarać się coraz więcej ludzi, włączając w to kolejnych znanych raperów, deklarujących fascynację twórczością tego nowicjusza.
Pierwszy był Sokół, do którego zaczęły dołączać kolejne tuzy naszego hip-hopu. Stan na dziś? Kapota zalicza karierę, która nie ma precedensu w polskiej muzyce: debiutant z niewielkim dorobkiem, typowy "człowiek znikąd", nagrał wspólny kawałek z Malikiem Montaną, a to – jak się okazuje – dopiero początek.
Książę nie tylko zagości na "Karmageddonie", czyli kolejnej płycie Tede. Na swoim debiutanckim albumie umieści kawałek, na którym Tede zarapuje wspólnie z Tym Typem Mesem, znanym raperem i... byłym chwilowym członkiem redakcji serwisu ASZdziennik.pl.
Podkreślmy: mówimy tu o dwóch wielkich legendach rapu, mających na koncie kariery datowane od pierwszej połowy lat 90. ub. w. (Tede) i początków drugiego tysiąclecia (Mes). Przez cały ten czas owi stołeczni artyści nie pojawili się w jednym utworze. Nigdy.
– Po prostu, to naturszczyk w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wcześniej w polskim rapie nie było takiej osoby. A do tego po prostu świetny ziom. Kapotę znam od lat, jeszcze zanim stał się Księciem. A do tego rzeczywiście: doskonale wypełnia niszę po Popku – opowiada w rozmowie z naTemat Tede.
– Kapota wnosi poczucie humoru, tak potrzebne polskiej muzyce! Wiele imprez w ostatnim sezonie zyskało dodatkowe turbodoładowanie samym tylko odtworzeniem jego kawałków. Kiedy pierwszy raz spotkałem Księcia w warszawskim klubie, potwierdził, że pracuje jako kucharz w Hali Koszyki.
Teraz to już chyba nieaktualne, ale mniejsza, jego pierwszy klip zaczyna się od wyjścia z pracy i dryfuje w stronę „Smack My Bitch Up” The Prodigy. Elementy baśniowe (takie, jak porwanie konkubenta klientki Ubera) mieszają się z przyziemną prawdą. To mnie ujęło, plus oczywiście charakterystyczny, pełen energii głos Kapoty – dodaje Ten Typ Mes.
Rzeka tajemnic Co w ogóle wiadomo o tym człowieku, rapującym, że jest ikoną mody i muzyki oraz że był "dżokejem na koniu w logówce Ralpha Laurena"? Bardzo niewiele. Patryk Ryfczyński, bo tak nazywa się naprawdę, to mocno tajemnicza postać, co zresztą może być jedną z przyczyn sukcesu.
Na pewno jest warszawiakiem z rocznika 1984, wychowanym na Wrzecionie, a obecnie mieszkającym na Mokotowie oraz kibicem drużyny rugby Legii Warszawa. Pewne jest również to, że – mówiąc delikatnie – nie kocha bananowej młodzieży oraz policji, a późny debiut muzyczny może wynikać chociażby z faktu zaliczenia dwóch odsiadek w zakładach karnych.
Po nich raper uznał, że zamiast kajdanek na nadgarstkach woli jednak zegarki Cartier, Hublot i Patek Philippe.
Jeśli mowa o zgodnych z prawem sposobach zarobkowania: Kapota w krótkiej rozmowie z naTemat zdradza, że przez wiele lat pracował w branży gastronomicznej, którą właśnie rzucił, aby postawić wszystko na jedną kartę, czyli rap.
To właśnie muzyka ma dać mu to, co deklaruje w kawałku "Fashion Killa": Superb niedługo zostanie ponoć zamieniony na Range Rovera. Biorąc pod uwagę, co dzieje się wokół tej postaci, można założyć, że ta przepowiednia ma duże szanse na realizację.
Czy w tym przypadku mamy do czynienia z szaleńcem bożym, surowym talentem wprost w warszawskich ulic? A może Kapota jest po prostu sprytnie wykreowaną postacią, artystą, który z premedytacją bawi się pewną konwencją? Gwarantujemy, że dojdziemy to tego i damy znać.