Jak bardzo polityka zmieniła Jacka Czaputowicza? Szef MSZ zabłysnął ostatnio stwierdzeniem, że Donald Tusk nie reprezentuje w Radzie Europejskiej Polski tylko Niemcy. – Działania ministra Czaputowicza na tym stanowisku oceniam niestety bardzo źle, ale widać, że z punktu widzenia prezesa ten "eksperyment” mu się udał. Bo minister wiernie broni linii PiS. Szkoda tylko, że doprowadza go to do tak głupich i absurdalnych wypowiedzi – mówi w rozmowie z naTemat Marek Kossakowski, były przyjaciel Czaputowicza.
Marek Kossakowski, współprzewodniczący Partii Zieloni, były współpracownik Jacka Czaputowicza w ruchu Wolność i Pokój: Poznaliśmy się prawdopodobnie jeszcze w czasie karnawału "Solidarności”, choć dokładnych okoliczności już nie pamiętam. Natomiast potem razem siedzieliśmy w Białołęce, w obozie dla internowanych. I tam rzeczywiście się chyba zaprzyjaźniliśmy. Co prawda nie siedzieliśmy - jak to się mówi w języku więziennym - pod jedną celą, ale spotykaliśmy się i często rozmawialiśmy.
Potem współpracowaliście ze sobą politycznie?
Moja bliska współpraca z Jackiem obejmowała lata 1986-88 w ruchu Wolność i Pokój. Jacek był jednym z nieformalnych liderów tego ruchu, w który ja również się zaangażowałem. Byliśmy bardzo bliskimi współpracownikami.
Jacka już wtedy interesowały sprawy międzynarodowe. Pamiętam wiele wspólnie przegadanych nocy z ludźmi, którzy przyjeżdżali do nas z Zachodu – głównie zresztą byli to "lewacy”, młodzież z ruchów pacyfistycznych, antyatomowych, anarchistycznych, ekologicznych. Wydawaliśmy też z Jackiem różne gazetki, jeździliśmy po Polsce spotykać się z ludźmi. I ja bardzo dobrze wspominam tamtą współpracę.
Zaskoczyło pana, że trafił do rządu PiS?
Zaskoczyło mnie niemiło. Natomiast wiem, że Jacek zawsze miał ambicje polityczne i to nie w jakimś złym tego słowa znaczeniu, że np. imponowała mu władza i że dążył do tego celu za wszelką cenę. On miał po prostu świadomość, że ma pewną wiedzę, pewne umiejętności, które w jego przekonaniu mogły się przysłużyć dla dobra kraju.
Nie pochwalam jednak jego politycznego wyboru. Nie wiem co go skłoniło do romansu z PiS – czy chęć posiadania wpływu na politykę, czy ambicje. Nie chciałbym tego oceniać, bo z Jackiem spotykałem się w ostatnich latach tylko sporadycznie na ulicy. Pozdrawiamy się, ale nie rozmawiamy ze sobą.
To przypomnijmy początki ministra Czaputowicza w rządzie PiS, które były trudne. Gdy stawał na czele polskiej dyplomacji po dymisji ministra Waszczykowskiego, prezes Kaczyński nazwał go "eksperymentem”.
Działania ministra Czaputowicza na tym stanowisku oceniam niestety bardzo źle, ale widać, że z punktu widzenia prezesa ten "eksperyment” mu się udał. Bo minister wiernie broni linii PiS. Szkoda tylko, że doprowadza go to do tak głupich i absurdalnych wypowiedzi.
Zaatakował ostatnio Tuska, o którym powiedział, że jest reprezentantem Niemiec w Radzie Europejskiej. Z czego to może wynikać, chce być bardziej PiS-owski od PiS-u?
Nie chciałbym się bawić w psychologa, ale być może chce udowodnić członkom PiS, że nie jest miękki i niezdecydowany jak mogą go postrzegać. Dlatego od czasu do czasu wypowiada tezy skandaliczne, jak ta o Donaldzie Tusku, która nie ma zresztą żadnego uzasadnienia. Bo funkcja Tuska to nie jest funkcja narodowa i nie jest reprezentantem Polski, tylko wszystkich państw UE. Ani Niemiec, ani Polski.
Może czuje, że nie ma w PiS politycznego zaplecza, podobnie było zresztą z Waszczykowskim.
Wydaje mi się, że to dobry trop. Jacek chyba nigdy nie miał własnego zaplecza politycznego. Ale powtórzę, że w ostatnich latach nasze kontakty są wyłącznie sporadyczne.
A telefony?
Przez telefon też bardzo dawno nie rozmawialiśmy. Nasze drogi całkowicie się rozeszły. Nie ma o czym rozmawiać i nie mam chyba takiej potrzeby. Nasz wspólny przyjaciel z dawnych lat, niemiecki dysydent Wolfgang Templin próbował z Jackiem rozmawiać, tłumaczył mu w Berlinie, że źle robi. Ja właściwie nie miałbym już w tej chwili ochoty z Jackiem rozmawiać.