Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków po nieudanych negocjacjach z Vanną Ly oraz Matsem Hartlingiem próbuje uratować klub. W piątek nowym prezesem klubu został Rafał Wisłocki. Tymczasem kilka godzin po konferencji swoje oświadczenie wydali Hartling oraz jego polski wspólnik Adam Pietrowski. Twierdzą, że to oni są prawnymi właścicielami spółki. A swoich praw chcą dochodzić w… szwedzkim sądzie.
Obaj panowie swoje oświadczenie przesłali do serwisu Interia.pl. Wyrazili swoją złość na działania Vanny Ly i "zamierzają wszcząć przeciwko niemu i Alelega Luxembourg cywilne i kryminalne postępowanie". Przepraszają także za zamieszanie i szukają alternatywnego rozwiązania. "Postępowanie pana Ly postawiło każdego z nas w ekstremalnie trudnej sytuacji wobec faktu, że Alelega miała być wiodącym inwestorem" – czytamy w oświadczeniu.
Z drugiej strony Hartling i Pietrowski oczekują od TS Wisła "dotrzymywania postanowień, jakie zostały zawarte w umowie".
Co ciekawe, z ustaleń portalu Interia.pl wynika, że zgodnie z zapisami umowy sądem właściwym do rozstrzygania ewentualnych sporów jest sąd szwedzki.
Przypomnijmy, że Wisła Kraków od dłuższego czasu jest bliska bankructwa. Od dłuższego czasu trwają poszukiwania inwestora, który mógłby uratować klub. Najpierw interesowali się nim małopolscy inwestorzy, ale po audycie wycofali się z tego pomysłu.
W końcu pojawiła się oferta od zagranicznych inwestorów – Vanny Ly z Kambodży oraz Matsa Hartlinga ze Szwecji, którego reprezentuje Adam Pietrowski. Obiecywali przelew 12 mln zł do 28 grudnia na spłatę najpilniejszych zobowiązań, a sam klub mieli przejąć za symboliczną złotówkę.
Warunkiem przejęcia było jednak dotarcie pieniędzy na konto Wisły. Te nigdy tam nie dotarły, a Vanna Ly dosłownie zniknął – pojawiły się nawet informacje o tym, że miał zawał. Ostatecznie TS Wisła Kraków zerwało umowę, a w piątek wybrano nowego prezesa. Sytuacja jednak nadal jest napięta – klub szuka inwestora, a jego licencja została zawieszona przez PZPN.