Ten rok bez wątpienia będzie należał do polityków, którzy będą starali się o wygraną, najpierw w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a potem do polskiego Sejmu i Senatu. I właśnie ta druga walka może wymóc na rządzących zupełnie nieoczekiwany scenariusz. PiS szykuje plan awaryjny na wypadek porażki.
– Bardzo poważnie traktujemy scenariusz, w którym wygrywamy wybory do Sejmu, ale ze względu na zjednoczenie opozycji tracimy kontrolę nad Senatem – twierdzi ważny polityk PiS, z którym rozmawiała "Rzeczpospolita".
Z symulacji, jakie posiada Platforma Obywatelska, wynika, że w jesiennych wyborach parlamentarnych opozycja może zgarnąć nawet 70 procent miejsc w Senacie, do którego wybory odbywają się w systemie okręgów jednomandatowych. – Przygotowujemy się na wariant, by rządzić bez Senatu – dodaje rozmówca dziennika. A taki scenariusz mógłby przyczynić się do przedterminowych wyborów parlamentarnych, szczególnie gdyby w 2020 roku opozycji udało się pokonać Andrzeja Dudę w wyścigu o fotel prezydenta.
– W Senacie mamy 100 okręgów jednomandatowych. Tu po prostu trzeba wystawić jednego kandydata, łatwiej jest się dogadać – mówił w listopadzie 2018 roku były marszałek Sejmu Marek Borowski.
Dziennik przytoczył także doskonały przykład na to, jaki potencjał w głosowaniu do Senatu posiada opozycja. W 2015 r. w gnieźnieńskim okręgu nr 92 Robert Gaweł z PiS zdobył w nim mandat z wynikiem 51 tys. głosów. Drugi był Piotr Gruszczyński z PO (46 tys. głosów), trzeci – Jarosław Kłosiński z Nowoczesnej (22 tysiące głosów), a czwarty – Piotr Łykowski z PSL (15 tysięcy).
Ewentualne jesienne przejęcie Senatu przez opozycję, które znacznie spowolniłoby zmiany przeprowadzane przez Zjednoczoną Prawicę oraz zahamowałoby nominacje do niektórych instytucji państwowych (chociażby NIK czy RPO), możliwe będzie jednak tylko w jednym przypadku. Opozycja musi się porozumieć.