Wiadomo, że nożownik, który zaatakował prezydenta Gdańska, miał wyrok i przebywał w więzieniu. Wiadomo już również, że miał problemy psychiczne. – Prawie wszystkie przypadki ataków politycznych w Europie były dokonane przez osoby z zaburzeniami psychicznymi – mówi naTemat dr Jerzy Pobocha, psychiatra, biegły sądowy, który ponad 30 lat pracował w areszcie śledczym. Był pierwszym prezesem Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej. Zajmował się m.in. sprawą nożownika ze Stalowej Woli.
Jaka była pana pierwsza myśl o człowieku, który zaatakował prezydenta Adamowicza? Analizował pan nagrania?
Jego zachowania nie da się wytłumaczyć racjonalnie. Jeśli ktoś po dokonaniu takiego czynu się śmieje, to jest objaw, który występuje w schizofrenii. Nazywa się to paratymia. Emocje tej osoby są zupełnie obok jej zachowania, obok tego, co się stało. Ten przykład można pokazywać studentom jako klasykę zaburzeń psychicznych. W podręczniku psychiatrii jest takie zdjęcie. Zabił własną matkę, zwłoki zjadał. Na pytanie, dlaczego to zrobił, śmieje się. Albo inny przypadek, który opiniowaliśmy. Zabił ojca, a na pytanie dlaczego, usłyszeliśmy: "Bo chwasty trzeba plenić”. To dokładnie mamy w tym przypadku.
Mógł być pod wpływem narkotyków, innych środków?
Oczywiście, ale wtedy pobudzenie utrzymuje się, a on był zupełnie spokojny. Nie był agresywny, mógł pokaleczyć wszystkie osoby, których wokół było bardzo dużo. Śmiał się. Poza tym pod koniec odbywania kary w więzieniu stwierdzono u niego zaburzenie psychiczne.
Prokuratura Krajowa:
"Zgromadzony w sprawie materiał dowody wskazuje, że zachodzą wątpliwości co do poczytalności Stefana W. dlatego też zostanie on przebadany przez biegłych psychiatrów celu oceny jego poczytalności w chwili zdarzenia". Czytaj więcej
Co jeszcze może świadczyć o tych zaburzeniach?
Wybrał kulminacyjny moment, gdy mógł zyskać większy rozgłos. To nie było przypadkowe. Zrobił to na oczach kamer. W jego działaniu było dużo elementów celowości. Kupno noży, przygotowania plakietki z napisem "media”, wybór miejsca i czasu dokonania czynu. Chciał zaatakować ważną osobę, a najważniejszą osobą był prezydent. Być może gdyby stał tam poseł czy minister, to zaatakowałby jego.
Mógł mieć prywatne urazy do prezydenta Gdańska?
Nie. Prezydent został potraktowany jako symbol władzy. Z Platformą Obywatelską w tle. To świadome lub podświadome wzorowanie się na aktach terrorystycznych, które właśnie w ten sposób są motywowane. A w podświadomości osób chorych psychicznie gdzieś to się zasadza i daje właśnie takie efekty.
Krzyczał, że PO go tortutowała. Kilka lat temu był głośny atak na siedzibę PiS w Łodzi. Ryszard Cyba zastrzelił jedną osobę, krzyczał wtedy, że powystrzela pisowców. Można porównać te przypadki?
W Łodzi to był akt fanatyzmu politycznego. Wystarczyła sama nienawiść i fanatyzm, czyli idee nadwartościowe. To mniej więcej to samo, tylko z motywów religijnych, co robią terroryści dokonując zamachów. To był sam fanatyzm, a nie wyraz choroby psychicznej. Nie stwierdzono u niego zaburzeń. Takie przypadki to rzadkość. Dobrym przykładem jest Breivik. W jego przypadku mówiono o schizofrenii paranoidalnej, ale zostało to zweryfikowane, że nie. Niektóre jego wypowiedzi zostały błędnie zinterpretowane jako urojenia.
W 2003 roku zastrzelono szefową MSZ Szwecji. Sprawca opowiadał, jak straszną nienawiść czuł do polityków, winił ich za wszystkie swoje niepowodzenia. Ale potem mówił, że oszukał psychiatrów, udawał chorobę.
Mógł oszukać, to też jest możliwe.
Czyli co najczęściej kieruje takimi ludźmi?
Albo fanatyzm polityczny, jak w przypadku Łodzi. Albo może to być choroba psychiczna, czyli urojenia, które mogą mieć przejściowo zabarwienia polityczne. To nie jest tak, że jak ktoś ma chorobę, to jest odporny na jakiekolwiek wpływy medialne. On też tym nasiąka.
Których przypadków może być więcej?
Jest analiza ataków na osoby polityczne w Europie. Prawie wszystkie przypadki ataków politycznych w Europie były dokonane przez osoby z zaburzeniami psychicznymi. Tak mówi statystyka. Zresztą, również w USA jest przypadek Johna Hinckleya, który dokonał ataku na prezydenta Reagana. W ubiegłym roku, po 32 latach, opuścił ośrodek psychiatryczny na terenie więzienia. Podłożem jego działania też był motyw psychopatologiczny.
W tym roku wydawałem też opinię dla człowieka, który zrobił coś bardzo podobnego w Stalowej Woli. Tam był podobny, "ideologiczny” motyw sprzeciwu przeciwko złemu społeczeństwu, sprawca został uznany za osobę niepoczytalną.
Co siedzi w głowie takich osób? To jest impuls, czy do ataku przygotowują się wcześniej?
Nożownik ze Stalowej Woli kupił nóż na Allegro, ten w Gdańsku również się przygotował. Uderzał z dużą siłą, celował w serce, nóż musiał być ostry. Miał plakietkę z napisem „media”, więc przygotował mistyfikację. To może być proces długotrwały.
Jak mogło się to u niego zacząć?
Mogło zacząć się już w więzieniu. Większość więźniów raczej nie chwali wymiaru sprawiedliwości i polityków tego kraju. Wychodząc, raczej ma postawę wrogą. Mógł mieć poczucie krzywdy, co jest ironiczne, bo został skazany za napady na banki. Mógł się nakręcić w więzieniu. Mógł też, to jest bardzo częste, wziąć jakiś dopalacz, co nasiliło jego objawy.
Co się z nim teraz stanie?
Będzie badany przez psychiatrów. Ale problem jest bardziej złożony. Jeśli był pod wpływem narkotyków, to za swój czyn odpowie normalnie. Jeśli narkotyki zażył wcześniej i one nasiliły tylko objawy psychozy, czyli działał tylko pod wpływem psychozy, będzie uznany za niepoczytalnego i umieszczony w szpitalu psychiatrycznym.
Jak długo trwa takie badanie?
Obserwacja trwa cztery tygodnie, maksymalnie może być przedłużona do ośmiu tygodni. Tak było w przypadku zabójcy ze Stalowej Woli. Badaliśmy go na terenie Regionalnego Ośrodka Psychiatrii Sądowej, był odpowiednio zabezpieczony przed ucieczką, ale można go było wielokrotnie badać. Został uznany za chorego na schizofrenię, ale używał też narkotyków.
Rozmawiał pan z nim?
Wielokrotnie. Badało go dwóch psychiatrów i dwóch psychologów. Ale sprawa nie jest jest jeszcze zakończona, nie mogę nic więcej o nim powiedzieć.
Co może stać się z nożownikiem z Gdańska, jeśli też zostałby uznany za niepoczytalnego?
Sąd kieruje wniosek do komisji ds. środków zabezpieczających w Warszawie przy Ministerstwie Zdrowia. Ona wyznacza miejsce i termin środka zabezpieczającego, w zależności od stopnia ciężkości czynu i niebezpieczeństwa danej osoby. W jego przypadku najprawdopodobniej byłby to Regionalny Ośrodek Psychiatrii Sądowej, który ma lepsze zabezpieczenia niż zakład karny.
To zamknięty zakład psychiatryczny, w którym jest ochrona, wszędzie jest monitoring, jest większa ilość kadry. Według przepisów na osadzonego przypada nawet do 2,5 pracownika. I nie chodzi tylko o bezpieczeństwo personelu. Chodzi też o to, by te osoby między sobą nie dokonywały aktów agresji.