Po ogłoszeniu ustawy o IPN w internecie trwała w najlepsze akcja w jej obronie. Jednak internauci wcale nie skrzyknęli się sami z siebie. Jak ustaliła firma Cyabra, która analizuje kampanie dezinformacyjne, wszystko ktoś zaplanował i sfinansował. Niewykluczone, że finansowanie szło z Polski.
Jak pisze "Rzeczpospolita", opierając się na raporcie Cyabry (o jego wydanie poprosił poseł Platformy Obywatelskiej Paweł Suski) w lutym 2018 r. rozpoczęła się internetowa nagonka na izraelskiego dziennikarza Ronena Bergmana, który związany jest m.in. z "New York Timesem".
Na konferencji z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego zapytał on bowiem, czy zgodnie z ustawą o IPN będzie mógł mówić o tym, że w czasie niemieckiej okupacji jego rodzina została wydana gestapo przez Polaków. Ilość hejterskich komentarzy była tak duża, że Bergman poprosił o zbadanie sprawy firmę Cyabra.
"Główna konkluzja brzmi: Na podstawie badań i analiz Cyabra doszła do wniosku, że za kampanią stała doświadczona organizacja z dostępem do dużych zasobów finansowych" – pisze "Rzeczpospolita" o raporcie. Firma nie wyklucza również, że wszystko mógł zlecić ktoś z Polski.
Jako dowody firma podała to, że Cyabra "zidentyfikowała na Facebooku 15 fałszywych profili, publikujących posty po polsku i angielsku, a nawet prowadzących dyskusje". Użytkownik Luca Grg zawsze jako pierwszy lubił posty, a Piotr Gocek jako ostatni. "Taka aktywność nie jest naturalna i świadczy o użyciu automatycznego mechanizmu" – doszła do wniosku Cyabra cytowana przez "Rzeczpospolitą".
Podobnie było na Twitterze. "Cyabra zaobserwowała wysyłkę identycznych wiadomości od różnych użytkowników w tym samym czasie. Jej zdaniem, był to zorganizowany atak z użyciem botów. Na TT zidentyfikowała też ok. dziesięciu fałszywych użytkowników zaangażowanych w akcję przeciw Bergmanowi" – czytamy.
Jak podkreśla Cybra, cała zmasowana nagonka na Bergmana mogła kosztować od 30 do 50 tys. dol. miesięcznie.