Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski zebranych w Prokuraturze Krajowej, śledztwo przeciwko Magdalenie Adamowicz ma być kontynuowane. Chodzi o zatajenie dochodów i podanie nieprawdy w oświadczeniu majątkowym za lata 2011-12.
Ta sprawa ma długą historię. Zaczęło się od zeznań podatkowych, jakie składali Paweł i Magdalena Adamowicz za rok 2011 i rok później. Z ustaleń śledztwa miało wynikać, że zataili informacje na temat wysokości swoich dochodów i zysków z wynajmu mieszkań. W ten sposób mieli uszczuplić Skarb Państwa o należny podatek w wysokości ponad 131 tys. zł.
Paweł Adamowicz odpierał zarzuty. Prezydent Gdańska dowodził, że prokuratura stawia absurdalne tezy. "Stwierdziła, że przestępstwo polegało na ukryciu środków pieniężnych poprzez zatajenie ich na rachunkach bankowych. Czy można coś zataić na rachunku bankowym?" – pytał retorycznie w jednym z wywiadów prezydent Gdańska.
Paweł Adamowicz był przekonany, że politykom związanym z tak zwaną dobrą zmianą zależało na grillowaniu prezydenta Gdańska. Sprawa się przeciągała, pojawiały się nowe wątki, a te sprawy, które trafiały do sądów były umarzane.
– Urzędy skarbowe wymyślały absurdalne zarzuty, kontrolowały naszą rodzinę kilka pokoleń wstecz. Nękali rodziców Pawła, moich rodziców. Podobnie jak właśnie reżimowa telewizja, która biegała za Pawłem, wykrzykując, wchodziła do mojej mamy do biura. Myśmy po prostu się bali – mówiła Magdalena Adamowicz w wywiadzie udzielonym kilka dni temu dziennikarzowi TVN24.
Tymczasem jak informuje Wirtualna Polska, Prokuratura nie zamierza Magdalenie Adamowicz odpuszczać. Śledztwo ma być kontynuowane. Za zarzuty, jakie postawiła jej prokuratura, grozi kara grzywny, kara pozbawienia wolności lub obie te kary łącznie.