Najlepszy, najszybszy, niedościgniony. Taki jest Usain Bolt na bieżni. Potwierdził to wczoraj, wygrywając w wielkim stylu finał na 100 metrów. W Londynie pewnie jeszcze zdobędzie złoto na 200 metrów i w sztafecie 4x100. I przejdzie, do historii, będzie legendą. My postanowiliśmy sprawdzić, jaki jest Usain Bolt - człowiek.
Repertuar gestów jest zawsze ten sam. Gdy wchodzi na stadion, gdy już ma wystartować, zawsze robi wokół siebie show. Kocha, gdy to na nim skupia się obiektyw kamery. Najpierw różne miny, uśmiech przechodzący w maszczenie brwi, drapanie się po głowie. Tuż przed strzałem startera przykłada palec do ust, delikatnie ucisza publiczność. Chodzi o to, by na stadionie była cisza. By mógł się skoncentrować i nie popełnić falstartu. A potem pobiec. Tak jak tylko on potrafi. Najszybciej ze wszystkich. Gdy już dobiegnie, udaje, że strzela z łuku.
Rozbija kolejne auta
Popatrzysz na jego mowę ciała, zobaczysz zdjęcia Bolta, jakie oferuje internet i pomyślisz: "luzak". Inni spinają się na start, wyciszają się, szukają gdzieś motywacji, a on jest jakby z innego świata. Uśmiechnięty, rozrywkowy. Jak wielu młodych mężczyzn, którzy z jednej strony mają pracę, z drugiej, lubią się dobrze zabawić.
Bolt też lubi. Uwielbia tańczyć i szybko jeździć samochodem. Tyle, że to ostatnie wychodzi mu dużo gorzej niż pokonywanie 100 m na bieżni. Luksusowe samochody, kupowane lub wygrywane za świetne wyniki, regularnie rozbija na lichych jamajskich drogach. Na szczęście na razie cierpią auta, on wychodzi bez szwanku. - Teraz mam BMW M3, ale marzy mi się Shelby Mustang, ten z filmu "60 sekund" - zdradził magazynowi "Stuff".
Krok z krok za Boltem
"The fastest man alive" - tak właśnie zatytułowany jest film dokumentalny o Bolcie, który niedawno pokazała stacja BBC. Francuz Gael Leiblang miesiącami był tuż przy Jamajczyku. Na jego rodzinnej wyspie, w Europie, wreszcie - na najważniejszych imprezach. Jest tam chociażby taka scena, jak Bolt gra w piłkę nożną. - Mam nadzieję, że Alex Ferguson obejrzy tę taśmę - mówi z uśmiechem. Ferguson to trener jego ulubionego Manchesteru United. Innym klubem, któremu kibicuje Jamajczyk, jest Real Madryt. A ulubioną oprócz piłki dyscypliną jest krykiet.
W filmie BBC jest też inna świetna scena wiele mówiąca o osobie Bolta. Biegacz ma właśnie lecieć do Europy na starty, pakuje się.
- Bierzesz jakieś książki? - pyta go Leiblang.
- Ja nie jestem czytelnikiem, nie przepadam za książkami, zdecydowanie wolę pograć na Playstation - odpowiada Bolt.
- A "Biblia"?
- Co ty chcesz zrobić człowieku? Sprawić, żebym źle wypadł w telewizji?
Usain Bolt w wersji muzycznej:
Wymiotowanie? Normalka
Z jednej strony radość, zabawa. Rzym, miasto o którym Bolt, mówi, że są tam najpiękniejsze kobiety świata. Z drugiej olbrzymi wysiłek; krew, pot i łzy. One muszą być, bez nich w profesjonalnym sporcie nie da się zrobić wielkiego wyniku. - Czemu ty psujesz start? Tak, tak Usain, ty - poucza go zdenerwowany trener. Innym razem dowiadujemy się, że Bolt nierzadko wymiotuje po pokonywaniu dwustumetrowych odcinków. Zupełnie, jak Michael Phelps, który swego zdradził, że to coś normalnego po najcięższych treningach.
Nawet najwięksi muszą też cierpieć. Bolt swój najstraszniejszy dzień w karierze przeżył w Daegu, na ubiegłorocznych mistrzostwach świata, gdy wszyscy stawiali na niego. Gdy był w wielkiej formie, a nawet nie było mu dane pobiec. Bolt nie wytrzymał, za szybko ruszył z bloków. Padł wtedy ofiarą przepisu, w myśl którego już pierwszy falstart karany jest dyskwalifikacją, niezależnie od tego, kto go popełnia. Czy nikomu nieznany biegacz z Kiribati czy on. Najszybszy z żyjących ludzi.
Niesamowita jest scena z filmu BBC, gdy trzy godziny po traumatycznym, rujnującym marzenia falstarcie Bolt, już w hotelu, zwierza się Leiblangowi. - Nie mogę w to po prostu uwierzyć. Widzisz w telewizji ludzi, którzy popełniają falstart i myślisz sobie, że to musi być brak szczęścia. A potem przeżywasz to sam i widzisz, jak to jest złe. Zresztą to nie jest złe. To jest okropne.
Usain Bolt bije rekord świata na 200 metrów:
Setka? Teatr jednego aktora
Przed Londynem nie był już wielkim faworytem. O złoto miał walczyć on i Jamajczyk Yohan Blake, ewentualnie Amerykanin Gatlin. Dwaj rodacy, ale i dwaj przyjaciele, razem trenujący. Blake wygrał w Daegu, poza tym pokonał Bolta na 100 i 200 metrów w mistrzostwach kraju. Więc… Może zmiana warty? - Bolt tego nie wygra. Ma za słaby start, do tego braki techniczne - mówił przed finałem ekspert Eurosportu Maurice Greene. Nic z tego. Miała być wyrównana walka, łeb w łeb, być może decydować miała fotokomórka, tymczasem wielki finał setki miał tylko jednego bohatera. Bolt, jak na siebie, nieźle wyszedł z bloków i nie dał rywalom szans. Wykręcił czas 9,63 s. Rekord olimpijski, drugi wynik w historii.
Blake? Zaspał na starcie, ale nawet gdyby wyszedł z bloków świetnie, i tak nie wygrałby złota. Sebastian Chmara analizował w studio TVP to, co się stało. - Blake nie miał szans. Dwanaście setnych sekundy to w stumetrówce przepaść - powiedział. A zaraz potem dodał, że gdyby w Londynie było trochę chłodniej, Bolt pewnie ustanowiłby rekord świata.
- Jeśli chcesz mnie złapać na ostatnich 10 metrach, nie masz na to szans. Nieważne, jak jesteś przygotowany. Nieważne jak bardzo chcesz mnie dogonić. To się po prostu nie uda - mówi z przekonaniem Bolt. Człowiek, który w Berlinie w 2009 roku, gdy ustanawiał fenomenalny rekord świata na setkę (9,58 s.), potrafił rozwinąć prędkość niespełna 45 km/h.
Jak to jest szybko? Weźcie swój rower, wyruszcie na trasę i spróbujcie z całej siły depnąć na pedały. Wtedy się przekonacie.