
Reklama.
Gerald Birgfellner, austriacki biznesmen, który nagrywał Jarosława Kaczyńskiego, czuje się oszukany z powodu niedotrzymania umowy ws. wieżowców, jakie miała wybudować spółka Srebrna. Całkowite wynagrodzenie Austriaka po wybudowaniu "dwóch wież" miało wynosić 3 proc. wartości inwestycji, czyli ok. 9 mln euro (ok. 39 mln zł).
Srebrna nie dostała jednak pozwolenia na inwestycję od władz miasta, Austriakowi odmówiono wypłaty wynagrodzenia. W tej sprawie miał spotykać się z Jarosławem Kaczyńskim aż 16 razy.
"Przypominam, że zapłata kwoty szkody przez osoby, które nie zapłaciły (uprzednio wprowadzając w błąd) kontrahentom zmniejsza ewentualną karę. Można wówczas zwykle uzyskać zawieszenie wykonania kary. Polecam!" – napisał na Twitterze Roman Giertych.
– Mój klient czuje się poszkodowany, nie dostał za swoją pracę zapłaty, stąd zawiadomienie do prokuratury – dodał mecenas Jacek Dubois. Zaznaczył, że Jarosław Kaczyński uczestniczył we "wszystkich etapach" i składał gwarancje, że umowa zostanie dotrzymana. – Złożyliśmy do prokuratury dokumenty potwierdzające działalność mojego klienta na rzecz spółki Srebrna – poinformował Dubois.
– Jeśli ktoś wykonał pracę i nie otrzymał zapłaty, zaczyna dokumentować przebieg kontaktów – tak skomentował Jacek Dubois to, że Birgfellner nagrywał rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim. Stenogram i nagranie "taśm Kaczyńskiego" opublikowała "Gazeta Wyborcza".
Na tekst "GW" zareagowało już Prawo i Sprawiedliwość. Ryszard Terlecki stwierdził, że PiS jest zaskoczone, bo nie spodziewało się laurki wystawionej swojemu liderowi. – Gdybyśmy mieli możliwość, pokazalibyśmy wszystkim, nie tylko czytelnikom "Gazety Wyborczej" ten tekst – dodał.
Prawicowi komentatorzy nazywają "taśmy Kaczyńskiego" kapiszonem. Warto jednak wiedzieć, że chodziło nie tylko o prywatną inwestycję, którą miał sfinansować przejęty przez PiS państwowy bank. Jest kilka innych wątków, które stawiają Jarosława Kaczyńskiego i jego partię w niekorzystnym świetle.