
Wszystko zaczęło się w 2011 r., kiedy 27-letnia socjolożka z Tokio wydała książkę "Magia sprzątania" (pod takim tytułem pozycja ukazała się 4 lat później w Polsce). Powiedzieć, że debiut Kondo stał się hitem, to nic nie powiedzieć. Poradnik o sprzątaniu stał się bestsellerem w Japonii i szybko został wydany w ponad 30 krajach.
"Miałam obsesję na punkcie wyrzucania rzeczy. Pewnego dnia przeżyłam z tego powodu załamanie nerwowe i zemdlałam. Byłam nieprzytomna przez dwie godziny. Kiedy się ocknęłam, usłyszałam tajemniczy głos – tak jakby przemawiało do mnie jakieś bóstwo sprzątania – który powiedział mi, żebym uważniej przyglądała się posiadanym przez mnie rzeczom. Wtedy zdałam sobie sprawę z mojego błędu: skupiałam się tylko na tym, co wyrzucić, podczas gdy powinnam skoncentrować się na rzeczach, które chcę zatrzymać".
Jednak ci, którzy spodziewają się jakichś rewolucyjnych wskazówek, które pomogą im w mig posprzątać zagracony pokój bez zbytniego wysiłku, mogą być rozczarowani. KonMari jest bowiem zadziwiająco prostą metodą. Jednak pracochłonną i wymagającą stuprocentowego zaangażowania.
Kondo nie przychodzi (towarzyszy jej równie sympatyczna tłumaczka Marie Iida) do amerykańskich domów i nie robi wszystkiego za ich mieszkańców. Mówi, którą grupą rzeczy powinni się najpierw zająć, opowiada, w jaki sposób mają zdecydować, czego się pozbyć, pomaga im w wywaleniu ubrań czy książek na wielki stos i... wychodzi.
Kochamy reality show i kochamy metamorfozy, dlatego "Sprzątanie z Marie Kondo" ogląda się świetnie. Poznajemy sfrustrowanych i zagubionych bohaterów w ich zagraconych mieszkaniach, a żegnamy radosnych i spokojnych ludzi w mieszkaniach pozornie tych samych, ale jednak innych. Znikają niepotrzebne przedmioty, góry śmieci, 30 kartonów staroci z garażu – dom zaczyna być domem.