Trudno było oczekiwać, że na pytanie Rzecznika Praw Obywatelskim, padnie inna odpowiedź. Jacek Kurski zaprzeczył, że w TVP istnieje "czarna lista" gości, których nie można zapraszać do programów. Jednak nie wszyscy mogą liczyć na dostępność anteny telewizji publicznej.
Po tych doniesieniach, w sierpniu RPO wystosował do prezesa TVP pytanie o istnienie takowej listy. Odpowiedzi nie otrzymał, dlatego powtórnie zapytał o to samo w styczniu bieżącego roku.
Tym razem Jacek Kurski odpowiedzi udzielił. Wskazał, że prawnicy Telewizji Publicznej sprawdzają wpisy Łazarewicza pod kątem "ewentualnego podjęcia kroków procesowych wobec jego autora". Zaprzeczył także istnieniu "czarnej listy".
Stwierdził też, że w telewizji "zasada niezależności redakcyjnej była i jest przestrzegana", a zarząd spółki nie ustala listy gości czy emitowanych materiałów. "Otwartość TVP nie może polegać jednak na tym, że każdy, kto myśli, że ma coś do powiedzenia społeczeństwu może od publicznego nadawcy oczekiwać, że zostanie mu w tym celu udostępniona antena – napisał Kurski.
Według niego goście w programach publicystycznych są zapraszani ze względu na "posiadaną wiedzę i kompetencje w zakresie tematu rozmowy lub audycji".
Na odpowiedź Kurskiego zareagował także Łazarewicz.
"W oddziale TVP, który znam, jest ktoś na wzór politruka, człowiek z zewnątrz, pilnujący kto się ma nie pojawiać. Oczywiście zwykli dziennikarze tego nie wiedzieli, ale szybko się nauczyli. Źli byli z materiałów wycinani. W końcu każdy dziennikarz wiedział, kogo pokazywać nie można i nie ma co tracić czasu na setki, których się nie emituje. Teraz jak mają wątpliwości, to dzwonią i pytają, czy mają kręcić gościa, czy to strata czasu" – napisał na Facebooku.