Robert Biedroń na pytania o finansowanie Wiosny często reaguje blokadą użytkownika na Twitterze. I nie jest ważne, czy ten jest politykiem, dziennikarzem, czy jego wyborcą. – To strzał we własną stopę. Dlaczego nikt Biedroniowi nie powie, że to jest bez sensu? Przecież stoi za nim sztab ludzi – zastanawia się Aleksander Twardowski. Pytamy o to doradców Wiosny Biedronia.
Strategia blokowania
Zwykle na Twitterze "bana" daje się hejterom, internetowym trollom. Ludziom, którzy chowają się za wizerunkami bohaterów kreskówek albo stockowymi zdjęciami, nie podając przy tym prawdziwych danych. Blokuje się także tych, którzy zieją nienawiścią.
Ale Robert Biedroń wyznaje inną zasadę. W mediach społecznościowych banuje nie tylko hejterów, ale i tych, którzy zadają mu merytoryczne – choć i niewygodne – pytania.
Lider Wiosny nie robi żadnych wyjątków: dostęp do swojego profilu na Twitterze blokuje zarówno dziennikarzom, jak i politykom. Obrywa się także zwyczajnym użytkownikom, jego potencjalnym wyborcom.
Ta strategia banowania została zauważona. A w sieci wrze: "Ciągle się ktoś skarży, że Biedroń kogoś zablokował na Twitterze"; "Kogo jeszcze nie zablokował Robert Biedroń na Twitterze, ręka w górę?"; "A może by tak akcja pt. 'blokujemy Biedronia'?”; "A do mnie Wiosna nie przyjdzie, bo jej lider też mnie zablokował" – komentują internauci. Niektórzy na dowód publikują zrzuty z ekranu z hasłem: "Robert Biedroń zablokował Cię".
Nie przestanę pytać
– Nie wchodziłem w żadne interakcje z Robertem Biedroniem na Twitterze. Nawet przed konwencją Wiosny pochwaliłem postulat, by zwiększyć emeryturę do 1600 złotych. I Robert Biedroń podał ten wpis dalej – opowiada nam Marcin Dobski, dziennikarz PolskiegoRadia24.pl, któremu lider Wiosny uniemożliwił śledzenie go na Twitterze.
Powód? – Ewidentnie zbiegło się to w czasie z tekstami na temat finansowania Wiosny. Pisałem m.in. o tym, że finansowanie partii może łamać zapisy ustawy o partiach politycznych – tłumaczy Dobski. Jego teksty nie były dla nowego ugrupowania korzystne.
Ale, jak przekonuje Dobski, nie były to felietony, w których krytykował dla zasady, a materiały oparte na faktach. – Nie wiem, czy Robert Biedroń myśli, że jeśli mnie zablokuje, to ja przestanę pytać i pisać o jego partii... – zastanawia się.
"Od kilku dni podnoszę temat niejasności w finansowaniu partii Roberta Biedronia i zamiast klarownych odpowiedzi, np. umowy z Torwarem, który rozwieją wątpliwości, to dostałem bana od lidera na TT. Hipokryzja równa ego przewodniczącego" – stwierdził na Twitterze Dobski. W reakcji na jego komentarz Krzysztof Sławiński ze świętokrzyskiego PO rzucił: "Nie przejmuj się. Zbanował już 3/4 parlamentu i połowę internetu".
"Ban za próbę dyskusji"
Monika Wielichowska, posłanka PO, pracowała z Biedroniem w VII kadencji Sejmu. – Robert wie, jakie są moje poglądy w sprawach światopoglądowych czy równościowych. Jeśli nie chce ze mną dyskutować, to pytanie: z kim chce rozmawiać i cokolwiek budować? – pyta posłanka.
"Bana" od Biedronia dostała po jednym tweecie, w którym odniosła się do komentarza wiceprezesa Wiosny Marcina Anaszewicza. Ten na antenie TVP stwierdził, że "nie było drugiej takiej partii (PO – red.), która by tak bardzo ingerowała w prawa kobiet".
– Kłamstwo trzeba nazywać kłamstwem. Zareagowałam, odsyłając Roberta, żeby przypomniał sobie, co Platforma Obywatelska przez osiem lat zrobiła dla kobiet – mówi nam Wielichowska.
I wylicza, że PO m.in. wydłużyła urlopy macierzyńskie, stworzyła tacierzyńskie. – Ale też PO przyjęła konwencję antyprzemocową, odpowiadaliśmy za rządowy program finansowania in vitro, wysokie standardy opieki okołoporodowej czy dostęp do antykoncepcji awaryjnej bez recepty – wymienia Wielichowska.
Reakcja lidera Wiosny? – Od razu dostałam bana. Bana za konkret, za fakty, za próbę nawiązania merytorycznej dyskusji – mówi posłanka, która w PO zajmuje się prawami kobiet.
"Podobno jakiś totumfacki blokuje"
"Nie będę wyborcą RB, nie dlatego, że Biedroń mnie zablokował" – napisał na Twitterze Waldemar Kuczyński. Pytamy go o konkrety. – Ja po prostu nie wiem, za co mam tę blokadę – słyszę.
Kuczyński przyznaje, że wprawdzie nigdy nie był entuzjastą Wiosny, ale i nie był jej przeciwnikiem. – Mogłem napisać jakiś tweet stawiając znaki zapytania. Natomiast absolutnie nie przypominam sobie, bym Roberta Biedronia napadł za cokolwiek. I trochę byłem zaskoczony tym, że zostałem zablokowany – komentuje.
Zaznacza, że nie jest z góry negatywnie nastawiony do inicjatywy Roberta Biedronia. A to dlatego, że ta per saldo może zwiększyć – i to w sposób znaczący – elektorat antypisowski. – To dla mnie ma znaczenie absolutnie decydujące. Wbrew temu, co mi się często zarzuca, ja kompletnie nie jestem człowiekiem partyjnym – mówi Kuczyński. I dodaje – o czym pisze wielu internautów – że to nie sam Biedroń, ale "jakiś tam jego totumfacki może blokować" nieprzychylnych partii użytkowników Twittera.
Kalka z Kaczyńskiego
"Najbardziej irytuje mnie u Biedronia to, co w ramach propagandy wyprawia w mediach społecznościowych. Blokowanie krytycznych (albo i nie) użytkowników Facebooka i Twittera ma miejsce od miesięcy, na ogromną skalę i za cholerę nie potrafię znaleźć klucza, według jakiego się odbywa. Jeśli chodzi o to, by otoczyć się tylko tymi, którzy wodzowi potakują i klaszczą, to fatalnie, bo to jest WPROST kalka z Kaczyńskiego, który jak wiadomo czyta tylko właściwą prasę i otacza się tylko właściwymi ludźmi” – to fragment felietonu Aleksandra Twardowskiego, jaki ukazał się na łamach "Liberte".
Jego autor też dostał bana od Roberta Biedronia. – Nie jestem sobie w stanie przypomnieć za co mnie się oberwało. Na pewno nie pisałem niczego, co mogłoby zostać odebrane jako obraźliwe – przyznaje Twardowski. Podkreśla, że z życzliwością patrzy na nowe ugrupowania na polskiej scenie politycznej, a także na samą Wiosnę.
Twardowski jest zaskoczony strategią blokowania, jaką w mediach społecznościowych stosuje lider Wiosny. I przywołuje uzasadnienie nowojorskiego sądu, który wręcz nakazał Donaldowi Trumpowi odblokować użytkowników Twittera.
– W głowie mi się nie mieści, że ktoś, kto chce żebyśmy my – podatnicy – zatrudnili go do wykonania pewnej pracy, bo chce być posłem, premierem, zamiast zabiegać o to, żebyśmy wiedzieli, co dzieje się w jego mediach społecznościowych,w jego partii, blokuje nam dostęp – stwierdza felietonista.
– To strzał we własną stopę. Dlaczego nikt Biedroniowi nie powie, że to jest bez sensu? Przecież stoi za nim sztab ludzi.
Biedroń na TT
Dlaczego Biedroń zalicza wpadki w mediach społecznościowych? Pytam o to Jakuba Bierzyńskiego, prezesa domu mediowego OMD i doradcy lidera Wiosny. Ale on odmawia komentarza. Powtarza, że nie ma pełnomocnictwa, by wypowiadać się w kwestii mediów społecznościowych Roberta Biedronia. Zapewnia tylko, że on się nie zajmuje ich obsługą. I odsyła nas do Jana Mroza, szefa komunikacji Wiosny.
– Nie jest prawdą, że w zespole komunikacji Wiosny pracuje ktokolwiek, kogo rolą jest blokowanie użytkowników Twittera – zaprzecza Mróz.
– W takim razie to sam Robert Biedroń prowadzi swój profil na Twitterze? – dopytuję.
– Oczywiście, naturalnym jest, że to Robert odpowiada za swojego Twittera. Natomiast jeśli prowadzi konwencję regionalną, czy dyskutuje w programie telewizyjnym, to współpracownicy relacjonują to na jego profilu. Tak funkcjonuje cały świat, wszyscy politycy – dodaje.
– Macie w Wiośnie taką strategię, by na każde krytyczne dla partii pytanie reagować blokowaniem kont osób, które je zadają? – pytam dalej.
– Nie. Mam wrażenie, że to zostało nakręcone przez dziennikarzy. Proszę ich zapytać, czy oni nikogo nie zablokowali na TT, jeżeli zwracał się do nich w sposób, który ewidentnie nosił symptomy mowy nienawiści czy internetowego hejtu – odpowiada Mróz.
Reklama.
Monika Wielichowska
posłanka PO
Z tego, co widać dużo ludzi dostaje od Biedronia "bana" i nie są to blokady za hejt. Te oczywiście rozumiem. Blokada przez Biedronia każdego, kto podejmuje próbę merytorycznej dyskusji, opartej na faktach, nie jest dobrym rozwiązaniem i nie posłuży konstruktywnej współpracy. Robert Biedroń, kiedyś polityk SLD, potem Ruchu Palikota i prezydent Słupska, powinien o tym wiedzieć, funkcjonując w polityce kilkadziesiąt lat.