Zarówno Marcin Plichta jak i Michał Tusk odcięli się od kontaktu z dziennikarzami. W próżni pozostaje więc kilka ważnych pytań, które pojawiły się po wczorajszym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" oraz po konferencji prezesa Amber Gold.
1. Czy Michał Tusk próbował kontaktować się z Marcinem Plichtą przed jego wczorajszą konferencją?
Taką informację podał na Twitterze dziennikarz "Gazety Polskiej Codziennie" Samuel Rodrigo Pereira. Na razie ani Marcin Plichta, ani dział, gdzie pracuje Michał Tusk nie odbierają telefonu.
3. Czy jeszcze przed mailem z 11 czerwca 2012 Marcin Plichta miał informacje o tym, że ABW zajmuje się Amber Gold?
Prezes Amber Gold utrzymuje, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zajmowała się jego firmą już wcześniej. Na dowód przedstawia maila z 11 czerwca z informacją, że funkcjonariusze pytali o gwarancje pracownika jednego z punktów Amber Gold. Jednak już wcześniej
4. Kiedy dokładnie podpisano umowę z Michałem Tuskiem?
Z wywiadu z Michałem Tuskiem wynika, że miało to miejsce w marcu. Jednak dokładna data nie pada. Może okazać się to ważne w kontekście teorii, że Plichta zatrudnił Tuska jako "tarczę" przed działaniami ABW. Być może liczył, że premier wpłynie na ABW, nad którą ma bezpośrednią władzę.
5. Dlaczego Michał Tusk korzystał z maila na nazwisko Józef Bąk? Czy chciał ukryć swoje kontakty z OLT Express?
W wywiadzie syn premiera nie wyjaśnia, czemu korzystał z tego maila. Mówi tylko, że w korespondencji podpisywał się swój prawdziwym imieniem i nazwiskiem.
6. Czy Michał Tusk wiedział o niejasnościach wokół Amber Gold przed przyjęciem oferty OLT?
Od 2009 roku Amber Gold było na liście ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego. Jednak jak przyznaje w rozmowie z naTemat Dawid Tokarz z "Pulsu Biznesu" nie była to wiedza powszechna.
- Działalność Amber Gold powinna zainteresować służby specjalne znacznie wcześniej. Przecież firma była na liście ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego od 2009 roku. Mam jednak wrażenie, że służby zostały zaskoczone - mówi Dawid Tokarz, dziennikarz "Pulsu Biznesu", który od kilku miesięcy bada firmy Marcina Plichty. - Jeszcze zanim zaczęto mówić o problemach Amber Gold w mediach, zadzwoniłem do delegatury ABW w Gdańsku i podałem się za klienta, któremu nie wypłacono pieniędzy. Oddzwonił do mnie pan, ale podczas rozmowy nie sprawiał wrażenia, że cokolwiek o tym wie. Raczej próbował się czegoś dowiedzieć ode mnie - relacjonuje dziennikarz.
Dodaje, że na liście ostrzeżeń KNF wcześniej były firmy, które okazały się później piramidami finansowymi. - Gdyby prokuratura zajęła się Amber Gold już wcześniej, w 2009 roku, to teraz wiedzielibyśmy czym rzeczywiście jest ta firma i nie musielibyśmy się opierać tylko na słowach pana Plichty - ocenia w rozmowie z naTemat. To ważne tym bardziej, że - jak przypomina Tokarz - Plichta w wielu fragmentach jest nieścisły, a wiarygodność dokumentów przez niego przedstawianych pozostawia wiele wątpliwości.