Dorastający Jakub Gierszał, Katarzyna Figura w formie, nareszcie seksowny Tomasz Kot. Słońce, morderstwa, złoto i prostytucja. Tak brzmi przepis na dobry polski film A.D. 2012.
Juma – słowo to wywodzi się z rejonów nadgranicznych i określało rodzaj przestępstwa polegający na kradzieży towarów w zachodnich wtedy sklepach, głównie w niemieckich. CZYTAJ WIĘCEJ
Początek lat 90-tych był prawdziwym Eldorado dla cwaniaczków, zwłaszcza tych mieszkających przy niemieckiej granicy. Najlepiej zdaje sobie z tego sprawę Halinka (boska Katarzyna Figura), która prowadzi przydrożną knajpkę proponującą nie tylko spirytus z przemytu. Ma duży wpływ na Zygę (Jakub Gierszał), który szybko uczy się od niej tajników „prawdziwego życia”, stając się jej prawą ręką w „interesach” pod drugiej stronie Odry.
Napis na plakacie filmu głosi, że „Gierszał jest o wiele bardziej przekonujący niż w Sali Samobójców”. Trudno się z tym nie zgodzić – młody aktor dorasta na naszych oczach. Już dawno nie mieliśmy w Polsce takiego talentu, który z filmu na film zachwyca coraz większą grupę odbiorców nie grając przy okazji w gniotach i serialach.
Reżyser największego polskiego gniotu tego dziesięciolecia skończył filmówkę w Łodzi. Legendarna szkoła traci swój blask? Przeczytaj.
Jego fanki będą zachwycone - męski, odważny złodziej z dobrym sercem. Fani też nie będą zawiedzeni, zwłaszcza ci homoseksualni – kolejny film z Gierszałem i kolejna scena homoseksualna. Poza tym kabriolet, kilka siniaków i zimna whiskey - nie mogę się doczekać, aż Jakub zastąpi zakurzonych polskich amantów, którzy bardziej nudzą niż zachwycają.
Wydaje się, że w roli amanta polskiego kina Gierszał może mieć konkurencję tylko w osobie Tomasza Kota, który w tej samej „Yumie” pokazuje (wreszcie) swoje męskie oblicze. Już nie jest smutnym misiem pysiem, lekko skretyniałym chłopcem w ciele dorosłego mężczyzny. Wysoki, dobrze zbudowany, z bliznami i tatuażami – taka jest postać Opata, rosyjskiego mafiozy, w którego wciela się Kot.
Mimo mocnej męskiej obsady i historii, której główny wątek opowiada o jumaniu, napadach i relacjach między facetami, nie wolno zapomnieć o bardzo ważnych rolach kobiecych, bez który ten film nie byłby tak barwny i zwyczajnie poruszający. Tutaj dominuje oczywiście Katarzyna Figura jako Halinka – rola najbliższa jej emploi słodkiej tygrysiczki. Lekko przykurzonej czasem (plus dla Figury za dystans do siebie i pokazywanie zmarszczek!), ale ciągle uwodzącej mężczyzn i mającej własną „firmę” z usługami pań lekkich obyczajów.
W tym towarzystwie znajduje się również Bajadera (bardzo przekonująca Helena Sujecka), która w „interesie” Halinki czynnego udziału nie bierze, lecz towarzystwo właścicielki, bywalców baru z rozrywkami oraz chłopaków z Zygą na czele jest jej jedynym światem. Zakochana w głównym bohaterze, za wszelką cenę stara mu się przypodobać, chwytając się najbardziej rozpaczliwych sposobów.
Przeciwieństwem Bajadery jest Majka (piękna Karolina Chapko), która z jednej strony stara się trzymać z daleka od Zygi i jego towarzystwa, ale z drugiej ciągnie ją do chłopaka. Ładna, ambitna, chce wyrwać się z Brzegów w momencie, w którym Zyga zaczyna się odnajdować w szemranym towarzystwie swojej ciotki Helenki.
Cały film ma też inny wymiar – pokazuje dramat małych mieścin, które nie mając żadnych perspektyw, będąc zapomniane przez system i prawo, moralność zastępują relatywizmem, w którym kradzież nie jest kradzieżą, a tytułowym jumaniem, gdzie Zyga nie wyjeżdża okradać Niemców, a załatwiać interesy za granicą.
Ten nastrój trwa przez większość filmu. Reżyser Piotr Mularuk świetnie manipuluje emocjami widzów, którzy zaczynają utożsamiać się z głównym bohaterem, lubić go i razem z nim śmiać się, zupełnie zapominając o jego niechlubnej profesji. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, co widać w drugiej połowie „Yumy”, gdy kradzieże przestają już wyglądać jak niewinne zabawy nastolatków, pojawia się broń, a w końcu śmierć. Widz otrząsa się z iluzji, w której żył wraz z częścią bohaterów. To nie jest zabawa, to jest gangsterka.
– To ma być życie, mamo? – pyta Zyga rozpoczynający swoją przygodę z jumaniem. Nikt nie odpowiada na to pytanie w filmie. Nie ma happy endu, nie ma smutnego zakończenia. Jest jak w życiu: niektórzy umierają, inni wychodzą na prostą, a pozostali tkwią w beznadziei. „Yuma” nie moralizuje – ma kilka mocniejszych fragmentów zawstydzających widza trzymającego stronę złodziei, lecz nie daje złotych rad.
Film ma wszystko co jest potrzebne, by stać się wakacyjnym, młodzieżowym hitem – wybuchy, seks, przemoc, cięty dowcip, kabriolety, znane wszystkim kawałki i ładni aktorzy. A jeśli bardziej kasowa okaże się kolejna „komedia romantyczna” (w cudzysłowie, bo ani to komedie, ani romantyczne), to nie pozostanie nic innego niż zajumać taśmy gniotów. Bez żadnych skrupułów.