– Mamy wspaniałą panią prokurator, niezwykle dociekliwą. Pojawiają się zupełnie nowe okoliczności w sprawie, które potwierdzają, że doszło do popełnienia przestępstwa, i wskazują na osoby winne jego popełnienia – tak opisywał poniedziałkowe zeznania Geralda Birgfellnera w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie jego pełnomocnik, mecenas Jacek Dubois.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Jego klient domaga się 40 mln zł i twierdzi, że został oszukany przez Jarosława Kaczyńskiego przy planach budowy wieżowców K-Towers. Dubois relacjonował w "Rozmowie Piaseckiego", że na przesłuchaniu było bardzo dużo pytań i wchodzenia w szczegóły. – Otworzyło się tyle nowych wątków, że będziemy kontynuować to przesłuchanie – mówił.
– Pani prokurator rzetelnie zbiera materiał dowodowy. Tak wzbudziła zaufanie naszego klienta, że dowiedziała się dużo więcej niż my. Pojawiają się zupełnie nowe okoliczności w sprawie, które potwierdzają, że doszło do popełnienia przestępstwa i wskazują na osoby winne jego popełnienia – dodał mecenas Dubois.
Podkreślił jednak, że choć ma wielki szacunek dla szeregowych pracowników wymiaru sprawiedliwości, to nie ma zaufania do ludzi, którzy nimi dowodzą.
Jak wyraził się Jacek Dubois, Birgfellner zawarł umowę na budowę wieżowca "tylko że ze spółką celową, wskazaną przez prezesa". Według pełnomocnika Austriaka "pan prezes [PiS, Jarosław Kaczyński - przyp. red.] wprowadza opinię w błąd", mówiąc, że nie było żadnej umowy.
– Był uczestnikiem wielu spotkań z adwokatami, gdzie ta umowa była negocjowana, gdzie została przygotowana. Była wielokrotnie zmieniana, każdy kolejny projekt znajduje się w prokuraturze. Wynagrodzenie mojego klienta zostało umieszczone w biznesplanie – dodał. Zastrzegł jednak, że nie wie, czy prezes był przy podpisaniu umowy czy tylko przy jej tworzeniu.
Działania mecenasów Dubois i Romana Giertycha, którzy reprezentują Birgfellnera, niezwykle krytycznie skomentował senator Marek Pęk z PiS. Polityk uważa, że mogło dojść z ich strony do zasad naruszenia etyki zawodowej, bo jest podejrzenie, że działali na niekorzyść swojego klienta. Odpowiedział mu już Giertych, który twierdzi, że PiS – kolejny już raz – niepotrzebnie martwi się o jego klientów.