Są takie książki, które porażają. Należy do nich album Huberta Humki "Death Landscapes". Fotograf zrobił zdjęcia miejscom, w których przed laty doszło do tragedii, i udowadnia, że krajobrazy czy budynki i pamiętają, i cierpią. A jakby tego było mało, ta publikacja to prawdziwy designerski majstersztyk.
"Nie było żadnych świadków" – czytamy czasem w raportach policyjnych lub słyszymy w amerykańskich serialach kryminalnych. Jednak to tylko częściowa prawda. Bo świadkiem jest zawsze... miejsce.
Ale niestety miejsce jest świadkiem niemym – wzgórza, ulica czy więzienna cela nie zdadzą policjantom relacji z wydarzenia, nie opowiedzą jak było naprawdę. A szkoda. Niedługo do polskich kin wchodzi chociażby film Barry'ego Jenkinsa, twórcy oscarowego "Moonlight", pod wymownym tytułem "Gdyby ulica Beale mogła mówić". Gdyby umiała mówić, mogłaby zaświadczyć, że ukochany głównej bohaterki jest niewinny i nie zgwałcił kobiety w ciemnym zaułku.
Miejsce nie umie mówić, ale zawsze pamięta – a wspomnienia ma zarówno dobre, jak i złe. W tym drugim przypadku czasem ma nawet fizyczne blizny, rysy, skazy. A czasem tkwi w nim coś mrocznego, coś, czego nie da się uchwycić słowami. Ten niepokój czuje się nie tylko w miejscach pamięci, jak chociażby Auschwitz, ale również tam, gdzie żadnych muzeów nie ma, chociażby na łonie natury.
Wyspa śmierci
"Traumatyczne wydarzenia, które je [blizny] pozostawiły, mają różny charakter: od zbiorowych, jak bitwa wojenna czy zamach terrorystyczny, po tragedie dotykające pojedyncze osoby – ofiary seryjnego mordercy. Wybrałem trzynaście takich miejsc i odwiedziłem je w rocznicę takich wydarzeń z wyjątkiem dwóch, których daty są symboliczne i umowne" – pisze we wstępie do "Death Landscapes" Humka, fotograf i wykładowca w łódzkiej szkole filmowej.
Nie przypadkowo artysta wybrał właśnie te daty. "Czas i przestrzeń przecięły się. Być może jakaś szczególna aura miejsca determinowała wykonanie fotografii, a kumulująca się siła oraz energia tych miejsc pozwoliły zapisać się na zdjęciu" – dodaje.
Jest w tej koncepcji coś niesamowitego, wręcz nadnaturalnego, a zarazem mrocznego. Osobiście wahałabym się, czy pojechać na Utøyę 22 lipca, czyli w rocznicę masakry, którą urządził tam wśród młodzieży z Norweskiej Partii Pracy Anders Breivik. Na tej sielskiej norweskiej wyspie – w otoczeniu skał, klifów, drzew i wody – w 2011 r. zginęło 69 osób, a 110 zostało rannych.
Dlaczego miałabym wątpliwości? Może dlatego, że to było tak niedawno? Może bałabym się, że w tym miejscu czai się jakiś mrok? Może nie chciałabym chodzić po przesiąkniętej krwią ziemi?
Koszmar w nazistowskich obozach koncentracyjnych rozegrał się dekady temu, dla większości ludzi to już historia i miejsce pamięci. Ale dramat Utøyi rozegrał się niedawno i dobrze go pamiętamy, przez co wydaje się tak bardzo realny.
W rocznicę masakry Breivika Hubert Humka pojechał jednak z aparatem na Utøyę. Zdjęcia z Norwegii w "Death Landscapes" na pierwszy rzut oka wyglądają na zwykłe fotografie pięknych krajobrazów. Sielska wyspa z daleka, skalisty klif nad wodą, kolorowe budynki.
Jednak, kiedy zdajesz sobie sprawę, że dokładnie kilka lat temu rozegrał się tu nieopisany koszmar nastolatków, te zdjęcia nabierają nowego znaczenia. Nagle wydają się... smutne, mroczne. Las wygląda, jakby chciał kogoś pochłonąć, a skały (szczególnie z bliska) z ich ostrymi krawędziami są wyjątkowo złowieszcze.
Dojmujący jest zwłaszcza fakt, że Utøya już nigdy nie będzie po prostu wyspą. Na zawsze będzie już krajobrazem śmierci.
Bitwa, cela śmierci, most samobójców
Takich miejsc w "Death Landscapes" jest więcej. Przerażające są zdjęcia z Sommy we Francji, w której od 1 lipca do 18 listopada 1916 r. miała miejsce najkrwawsza bitwa I wojny światowej. Ten teren ma naprawdę blizny – wgłębienia, dziury po okopach, brązowe placki ziemi, na których nie chce rosnąć trawa.
Fotografie te robią szczególnie mocne wrażenie w zestawieniu z danymi, które wymienia Humka. Łączny bilans ofiar: poległych, rannych, zaginionych – 1 200 000 osób. Średni czas pomiędzy kolejnymi ofiarami po stronie brytyjskiej w pierwszym dniu bitwy – 4,4 sekundy. Głębokość krateru Lochnagar powstałego po wybuchu miny – 21 metrów. Wiek najmłodszego brytyjskiego żołnierza – 13 lat.
W książce jest też wiadukt Göltzsch w Niemczech, największy ceglany most na świecie, znany również jako most samobójców.
"Przepraszam, że to zrobiłem ale już nie mam siły do tych sytuacji. Może by nam się udało jeszcze raz, ale nie mogę znieść myśli, że mnie możesz zdradzić znowu. Już te dwa razy były za dużo, nie dałbym rady psychicznie, został ze mnie wrak człowieka. Opiekuj się J. moich kochanym (pisownia oryginalna – red.). Powiedz jej, że tata ją kocha. Kochałem cię!!! Przepraszam" – brzmi wydrukowany w książce Humki list jednej z osób, która skoczyła z wiaduktu .
Humka był też chociażby w Lidicach w Czechach, gdzie 10 czerwca 1942 roku niemieccy żołnierze w ramach represji po zamachu na Reinharda Heydricha – szychę wśród nazistów i jednego z największych zbrodniarzy wojennych – dokonali masowej eksterminacji ludności cywilnej.
Był też w Demmin w Niemczech – tutaj 1 maja 1945 roku około 900 mieszkańców popełniło zbiorowe samobójstwo na wieść o wkroczeniu Armii Czerwonej.
Fotografa nie mogło też zabraknąć w sali koncertowej Bataclan w Paryżu, gdzie 13 listopada 2015 r. terroryści zamordowali 89 fanów na występie Eagles of Death Metal, ale i we wsi Rzepin, w której w nocy z 2 na 3 listopada 1969 r. Józef Zakrzewski i jego dwóch synów – Czesław i Adam – zamordowali 5-osobową rodziny sołtysa Mieczysława Lipy.
Zdjęcia pozostałości po domu Lipów Humka zrobił zresztą nocą. Po zamknięciu książki długo się ich nie zapomni.
W "Death Landscapes" znajdziemy też fotografię ostatniej celi śmierci w Polsce. Przerażające zdjęcie obskurnej sali, która od dekad w ogóle się nie zmieniła, w zestawieniu z opisem wykonanej w niej w 1978 r. egzekucji robi piorunujące wrażenie.
Pięknie o mroku
Książka Huberta Humki sprawia, że będąc w danym miejscu zaczynamy się zastanawiać: co ono widziało? Co tu się wydarzyło? Miejsce przestaje być przezroczyste.
Ale nie tylko dlatego "Death Landscapes" się wyróżnia. To album, który jest niewiarygodnie dobrze wydany (i zdobył już wiele prestiżowych nagród). Ba, jego forma – projektantką jest Aneta Kowalczyk – jest tak samo ważna, jak treść. A przede wszystkim z nią współgra.
Humka musiał bowiem podczas prac nad "Death Landscapes" przewertować tomy archiwów policyjnych, prokuratorskich i sądowych, co zajęło mu prawie trzy lata. I w książce to widać.
W tym grubym, obłożonym czarnym materiałem tomie (na okładce nie ma nic oprócz zdjęcia odcisku palca) znajdziemy więc wiele dodatków: niepublikowany wcześniej pamiętnik seryjnego mordercy Joachima Knychały, "Wampira z Bytomia", szkic mieszkania przy ulicy Dąbrowskiego 14 w Katowicach, w którym w 1967 r. znaleziono zwłoki czterech kobiet, ofiar Bogdana Arnolda, oraz sam protokół z egzekucji Arnolda czy smsy nastolatków z Utøyi do ich rodziców.
Zdjęcia miejsc zbrodni i dowody w śledztw sprawiają więc, że przeglądając "Death Landscapes" mamy wrażenie, że przeglądamy jakieś opasłe sądowe tomiszcze. Do tego sami możemy "przeprowadzać śledztwa" na własną rękę. Co dodatkowo sprawia, że lektura tej książki to przeżycie dość ciężkie, momentami nawet traumatyczne.
Ale przede wszystkim, czytając to wszystko, zastanawiamy się: dlaczego człowiek jest zdolny do takich okrucieństw? Skąd ten mrok?
Dzięki "Death Landscapes" jesteśmy ciut bliżej odpowiedzi. Jeśli w ogóle ona istnieje.