Miało być odważnie i krócej, ale wyszło jak zwykle. Na tegorocznej ceremonii oscarowej widzowie zobaczą wręczenie nagród we wszystkich kategoriach. Akademia najwyraźniej przestraszyła się buntu w Hollywood, kiedy ogłosiła, że w telewizji nie pokazane zostanie wręczenie nagród m.in. za zdjęcia i montaż.
Amerykańska Akademia Filmowa próbuje robić wszystko, żeby tegoroczna ceremonia była atrakcyjna dla widzów przed telewizorami. Z roku na rok tych jest bowiem coraz mniej. Gremium podjęło więc decyzję, że gala zostanie skrócona do trzech godzin i z tego powodu nagrody w czterech kategoriach zostaną wręczone podczas telewizyjnych przerw.
"Zdjęcia i montaż są u podstaw naszego rzemiosła. One nie są odziedziczone po teatrze czy literaturze, ale są kinem samym w sobie" – napisał na Twitterze Guillermo del Toro, reżyser oscarowego "Kształtu wody".
Kontrowersje były tak duże, że Amerykańska Akademia Filmowa postanowiła się z tej decyzji wycofać. W sobotę ogłosiła, że w telewizji pokazane zostanie wręczenie Oscarów we wszystkich 24 kategoriach.
To już drugi raz, kiedy Akademia wycofała się rakiem z proponowanych zmian. W zeszłym roku pojawił się pomysł, że powstanie nowa kategoria – film popularny. Gremium znalazło się jednak pod ostrzałem krytyki i oświadczyło, że nowa kategoria pojawi się dopiero w 2020 r.
Tegoroczna ceremonia, które odbędzie się 24 lutego, będzie różnić się jednak od pozostałych. Po raz pierwszy od 30 lat gala nie będzie mieć prowadzącego. W grudniu ubiegłego roku w obliczu kontrowersji zrezygnował z tej roli Kevin Hart i producenci 91. ceremonii nie znaleźli dla niego zastępstwa.
Przypomnijmy, że w tym roku szanse na trzy nagrody ma "Zimna wojna". Polski film został nominowany w trzech kategoriach: najlepszy film nieanglojęzyczny, reżyseria oraz zdjęcia. Zmiana decyzja Akademii oznacza więc, że jeśli Oscara otrzyma operator Łukasz Żal, polscy widzowie na szczęście będą mogli zobaczyć to na ekranie.