"Nie będę jeszcze raz oddawała swojego samochodu do warsztatu, w którym jakiś pseudo mechanik powie mi jak bardzo źle prowadzę i jak bardzo się nie znam na samochodach" – pisze na Facebooku Maria. Takich wypowiedzi kobiet jest więcej. Mają dość dyskryminacji i patrzenia na nie z góry. Alternatywą są dla nich warsztaty, w których pracują kobiety. Znaleźliśmy taki pod Warszawą i porozmawialiśmy z jego szefową.
Jeśli macie samochód, to przynajmniej raz w życiu podczas wizyty u mechanika na pewno usłyszeliście" "będzie pan/i zadowolony/a". Niestety "olewczy" stosunek do klienta to przywara wielu fachowców w tej branży. To jednak pół biedy. Gorzej, kiedy ze swoim autem do warsztatu przyjeżdża kobieta i słyszy oprócz tego mnóstwo uwag, które nie są związane z naprawą.
– Kiedyś jeden mechanik zaczął mnie ochrzaniać za to, że źle jeżdżę i on potem musi naprawiać samochody takich "lalek" jak ja – mówi nam Ania.
– Gdy zapytałam go o co mu chodzi, przecież umiejetność jazdy nie ma nic wspólnego z płcią, odpowiedział, że i tak tego nie zrozumiem, a on nie ma czasu mi tego tłumaczyć. Jak wróciłam po swój samochód i pytałam się, co było z nim nie tak, to też nie chciał mi opowiedzieć i stwierdził, że ja jako kobieta "nie muszę się na tym znać, ważne, że jeździ" – opowiada.
Z kolei Marta usłyszała od swojego mechanika, że jak jej się nie podoba obsługa, to może sobie poszukać innego warsztatu, bo on nie ma zamiaru "użerać się z babami".
– Chciałam, żeby wymienił olej w moim samochodzie. Postawiłam samochód tam gdzie chciał i odeszłam. Gdy wróciłam do jego "kanciapy", żeby ustalić, kiedy mam wrócić po auto, ten zaczął się do mnie przystawiać. Jak mu wyraźnie powiedziałam, że nie życzę sobie tego typu tekstów, to najpierw dostało mi się za to, że źle zaparkowałam, a potem, że on nie ma czasu użerać się z babami. Zabrałam samochód i już więcej tam nie wróciłam – mówi.
– Ja nie lubię tych rozmówek z mechanikami, bo zawsze traktują mnie jak półgłówka, dlatego z samochodem do warsztatu jeździ mój chłopak. WIem, że nie każdy mechanik jest taki, a nawet jak jest, to nie powinnam po prostu się dawać tak traktować, ale naprawdę nie mam na to siły. Kiedyś jak zdenerwowałam się na takiego, co to "będzie pani zadowolona", to przez dwa dni nie mogłam dojść do siebie – dodaje Krystyna.
Może być inaczej
Dlatego w sieci coraz częściej pojawiają się posty, autorstwa kobiet, które mają dość poniżania i dyskryminacji u mechaników i szukają innego rozwiązania.
"Słyszałam, że gdzieś pod Warszawą jest warsztat, który prowadzi kobieta. Ktoś, coś?" – czytamy na jednej z warszawskich grup na Facebooku. Znaleźliśmy ten warsztat. Mieści się w Kątach Grodziskich. Prowadzi go pani Karolina razem ze swoim partnerem Piotrem. On jest mechanikiem z 30-letnim stażem, a ona naprawą samochodów zajmuje się od 6 lat.
Do pracy w tej branży zachęciła ją, podobna do opisanych wcześniej, przygoda związana z własnym samochodem.
– Ubywało mu płynu chłodniczego, samochód "gotował się", więc pojechałam do mechanika w okolicy – mówi w rozmowie z naTemat Karolina. W jej aucie należało wymienić uszczelkę pod głowicą silnika.
– Zabrali samochód na lawecie z obietnicą odstawienia pod dom sprawnego. Po siedmiu dniach zaczęłam się martwić i dzwonić. Powiedzieli mi, że kończą i będzie wszystko dobrze. Spokojna czekam kolejne cztery dni i znowu dzwonię. Nic. Dopiero kiedy mój tata zainterweniował, okazało się, że samochód jest w Sokołowie Podlaskim, stoi rozebrany w stodole – opowiada mechaniczka.
– Oficjalnie facet tłumaczył się, że rozebrał i nie umiał złożyć. Wynajęcie lawety, przewiezienie auta do warsztatu z prawdziwego zdarzenia i naprawa wyniosło razem 7500 zł – wylicza.
Miała dość, bo nie tylko musiała borykać się z kosztami licznych napraw, których wymagał jej samochód, ale napotykała niekompetentnych lub opryskliwych mechaników. Aż do momentu, kiedy trafiła do warsztatu Piotra.
– Ktoś polecił mi dobrego mechanika 40 km od domu. Pojechałam i zostałam na zawsze. Teraz mamy dwoje dzieci, razem prowadzimy warsztat. Miałam dość obietnic innych fachowców "teraz to już na pewno będzie dobrze". Wymieniacz części to nie mechanik. Wymieniam coś dopiero wtedy kiedy jest nienaprawialne. Niektórzy panowie zamiast wymiany świec proponują wymianę silnika. To absurd – mówi Karolina.
Nauka przyszła z czasem
Pod okiem Piotra rozpoczęła naukę, która przerodziła się w sposób na życie. Śmieje się, że przez swoje podejście "naprawiania, a nie wymieniania" może nie ma willi z basenem, ale jest zadowolona, bo wie, że jej klienci wyjeżdżają od niej sprawnymi i bezpiecznymi autami.
Karolina nie oszukuje ich na naprawach, ale słyszy, że inni nie są tak uczciwi jak ona. A ofiarami takich mechaników padają częściej kobiety.
– Przyjechała do mnie pani na wymianę łożyska. Powiedziała, że zmieniała je już trzy razy w ciągu ostatniego pół roku. Nie miała już siły. Mechanik za każdą zmianę zgarniał 500 zł. Mówił, że to jej wina. Zabrałam się do pracy i stwierdziłam, że ostatniego ciągu roku w tym samochodzie nie było zdejmowane żadne koło! Kobieta zapłaciła 1500 zł za to, że samochód postał dzień w warsztacie – opowiada nasza rozmówczyni.
Takich przypadków słyszy mnóstwo w swoim warsztacie. Zauważyła też, że ostatnio coraz cześciej piszą do niej inne kobiety z pytaniami o naprawę.
– Zdarza się, że niektóre panie pokonują nawet kilkadziesiąt kilometrów, żeby do mnie dojechać. I to głównie panie pytają na moim Facebooku: "co to może być? Bo mechanik (facet) mówi, że kończy się silnik." Może mają do mnie zaufanie, bo potrafię wytłumaczyć co się zepsuło, ile potrwa naprawa i ile może to kosztować? – pyta mechaniczka.
Jej zdaniem w tak dużym zainteresowaniu jej warsztatem wśród kobiet jest coś jeszcze. – Myślę, że chodzi tutaj też o tę dyskryminację. Kobiety mają po prostu dość kłamstw, komentarzy i bycia dyskryminowanymi przez mechaników facetów. Ja nie dyskryminuje mężczyzn, chociaż często nie mają pojęcia nawet o podstawach – podsumowuje.